SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Amadeusz Król (wywiad)

Amadeusz Król - prezes AWR "Wprost"- o sprzedaży pierwszych numerów nowego tygodnika "Wprost Light" oraz sytuacji we "Wprost".

Robert Stępowski: Jest Pan zadowolony ze sprzedaży pierwszych numerów nowego tygodnika "Wprost Light"?
Amadeusz Król:
Jest zbyt wcześnie, aby to ocenić. Generalnie jednak jesteśmy zadowoleni z tego, jak został on przyjęty przez naszych czytelników oraz reklamodawców. Oficjalnych danych sprzedażowych jeszcze nie posiadamy, ale myślę, że tyle, ile planowaliśmy, udało się sprzedać.

A jak do nowego produktu podeszli reklamodawcy?
Reklamodawcy są zainteresowani obecnością w tym tygodniku. Najlepiej świadczyć o tym może fakt, że nasz dział sprzedaży w pierwszym numerze zrealizował całomiesięczny plan. Wierzę, że zwłaszcza w tym trudnym dla prasy okresie nowy tytuł został przyjęty przez reklamodawców jako pewnego rodzaju "powiew świeżego powietrza", w którym warto zaistnieć.

Nie boi się Pan, że ten zachwyt nowym produktem szybko minie?
Widząc co się dzieje na rynku, projektując ten model biznesowy w mniejszym stopniu oparliśmy go na przychodach reklamowych.

Więc jak tytuł ma wypracowywać przychody?
Ze sprzedaży egzemplarzowej. I na tym chcemy się skupić, w przeciwieństwie do naszego tytułu podstawowego, którym w dalszym ciągu jest "Wprost" w  wydaniu poniedziałkowym. Tu przychody reklamowe mają dużo większe znaczenie.

Czy "Wprost Light" nie obniży opiniotwórczej wartości marki tygodnika "Wprost"?
Jest takie ryzyko, ale kto nie ryzykuje, nie odnosi sukcesu. Oceniliśmy, że nie jest ono jednak na tyle duże, aby mogło zablokować uruchomienie nowego projektu. Czeka nas, media drukowane, wielka rewolucja i nie możemy jako wydawcy dzisiaj już myśleć dawnymi standardami, wzorami. My podjęliśmy ryzyko, co nie znaczy że mamy patent na najlepsze rozwiązania. Poza tym wystarczy popatrzeć na inne tytuły, choćby poważne dzienniki, które pod swoją marką wydają dodatki o najróżniejszej tematyce, często, delikatnie mówiąc, mało opiniotwórcze, a jednak nie wpływa to negatywnie na główny tytuł.

A co dzieje się w głównym tytule? Kilka miesięcy temu "Wprost" został odświeżony, zwiększyliście objętość, teraz obniżacie cenę i zmniejszacie ilość stron.
Ograniczenie objętości tygodnika "Wprost" nie jest związane z wprowadzeniem na rynek "Wprost Light". My po prostu pokornie reagujemy na to, co się dzieje na rynku, a liczba zleceń reklamowych w czerwcu, a także zapowiedzi na lipiec i sierpień nie skłaniają do tego, żeby "szaleć" z objętością. To jest racjonalna reakcja na sytuację na rynku: przy zmniejszonych dochodach nie możemy zwiększać wydatków. To się może jednak zmienić. Poza tym od roku rozwijamy specjalne sekcje ogłoszeniowe, które mają zarazem walor reklamowy i kontentowy. Na pewno jednak liczba stron nie będzie wzrastać do 160, tak jak to sobie zakładaliśmy w grudniu, kiedy były jeszcze zupełnie inne realia.

Jak zatem wygląda sytuacja ARW Wprost, a przede wszystkim samego tygodnika "Wprost"?
Myślę, że ta sytuacja jest taka jak w całej branży. Kiedy przeczytałem wyniki Agory za I kw., to pomyślałem "smutne pocieszenie - nie "odstajemy" od dużego koncernu". Ten kryzys w sensie procentowych wyników dotyka nas w stopniu podobnym co Agorę. Jest trudno. W ciągu najbliższych miesięcy wszyscy na rynku prasowym będą musieli intensywnie walczyć o swoją pozycję.

I podobnie jak Agora zwalniacie pracowników?
Zatrudnienie zmniejszaliśmy sukcesywnie przez ostatnie pół roku, płynnie reagując na sytuację. Zmalało ono ze stu kilkudziesięciu do niespełna stu osób. Ten zespół, który został, tworzy bardzo zgraną, profesjonalną grupę. Dalsze zmniejszanie go odbiłoby się na jakości tygodnika. Ale oczywiście cały czas szukamy oszczędności, ale już w innych obszarach.

Część pracowników, dziennikarzy, sama odchodzi. Duża grupa rok temu, teraz kolejni.
Dziennikarze są wolnymi ludźmi i mogą swobodnie wybierać pracodawcę. Ale i pracodawca może rezygnować z tych, którzy najmniej pasują do koncepcji pisma w nowych warunkach. Wśród tych, którzy odeszli, są osoby bardzo przeze mnie cenione. Żal było się z nimi rozstawać. Ale odejście innych przyjąłem z pewną ulgą - niektórym zresztą po prostu nie przedłużyliśmy umów. Ci, którzy odeszli do telewizji publicznej, podjęli pewne ryzyko, bo różne są obecnie opinie o tej telewizji. I często nie są one pochlebne. Być może bliższe są im poglądy prezentowane przez obecne władze TVP, a jeśli tak jest to cieszę się, że zdecydowali się sami opuścić nasz tygodnik. Nie ukrywam jednak, że decyzje niektórych nas zaskoczyły, bo "Wprost" był zawsze tytułem adresowanym do polskiej liberalno-konserwatywnej klasy średniej, a w TVP jest chyba trochę inaczej. Ale to są dorośli ludzie i sami ponoszą odpowiedzialność za własne decyzje. "Wprost" nie zmienił swoich poglądów, oni być może tak.


Państwo już od lat inwestujecie w internet, a teraz w czasie spowolnienia gospodarczego tylko on notuje jeszcze dynamikę wzrostową. Będą w tym roku nowe serwisy, większe inwestycje w tej dziedzinie?
W pierwszym kwartale tego roku z internetu mieliśmy taki przychód jak z całego minionego roku. Poza tym oglądalność naszych serwisów cały czas rośnie i to cieszy, że jest ona na poziomie "Polityki", "Newsweeka" i "Przekroju" razem wziętych. To poprzedni rok był dla nas czasem uruchamiania nowych projektów. W tej chwili chcemy je udoskonalać, a nie uruchamiać kolejne. Chcemy także jeszcze bardziej zintegrować współpracę redakcji papierowej z on-line.

Mimo to przychody z internetu to trochę mało, by się rozwijać i umacniać swoją pozycję. Kryzys przyśpieszy poszukiwanie przez Państwa inwestowa, czy może wręcz przeciwnie wpłynie na Wasze wzmocnienie?
Realnie oceniamy swoje zasoby ludzkie i finansowe, więc nie przygotowujemy się do jakichś przejęć. To prawda, że ten nasz mały stateczek, wśród takich gigantów jak Axel Springer czy Bauer, może nie mieć lekko. Ale i oni mają problemy, i to duże. Dlatego w interesie firmy jest pozyskanie dobrego partnera, aby w tym kryzysie nie być samotnym statkiem. Cały czas prowadzimy w tej sprawie rozmowy z trzema - czterema podmiotami. Ale chciałbym też podkreślić, że też tak relatywnie niewielka firma jak nasza w dobie kryzysu może bardzo szybko przystosowywać się do dynamicznie zmieniających się warunków gospodarczych. I to jest niewątpliwy atut.

Tym nowym partnerem może być Zygmunt Solorz-Żak?
Nie. Ta plotka wzięła się z tego, że firma jednego z członków naszej rady nadzorczej - Przemysława Szmidta - doradza także Zygmuntowi Solorzowi. Są to jednak tylko luźne skojarzenia i nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością.

Dołącz do dyskusji: Amadeusz Król (wywiad)

0 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl