Amadeusz Król (wywiad)
Amadeusz Król - prezes AWR "Wprost"- o sprzedaży pierwszych numerów nowego tygodnika "Wprost Light" oraz sytuacji we "Wprost".
Robert Stępowski: Jest Pan zadowolony ze sprzedaży
pierwszych numerów nowego tygodnika "Wprost Light"?
Amadeusz Król: Jest zbyt wcześnie, aby to ocenić.
Generalnie jednak jesteśmy zadowoleni z tego, jak został on
przyjęty przez naszych czytelników oraz reklamodawców. Oficjalnych
danych sprzedażowych jeszcze nie posiadamy, ale myślę, że tyle, ile
planowaliśmy, udało się sprzedać.
A jak do nowego produktu podeszli
reklamodawcy?
Reklamodawcy są zainteresowani obecnością w tym tygodniku.
Najlepiej świadczyć o tym może fakt, że nasz dział sprzedaży w
pierwszym numerze zrealizował całomiesięczny plan. Wierzę, że
zwłaszcza w tym trudnym dla prasy okresie nowy tytuł został
przyjęty przez reklamodawców jako pewnego rodzaju "powiew świeżego
powietrza", w którym warto zaistnieć.
Nie boi się Pan, że ten zachwyt nowym produktem szybko
minie?
Widząc co się dzieje na rynku, projektując ten model biznesowy w
mniejszym stopniu oparliśmy go na przychodach reklamowych.
Więc jak tytuł ma wypracowywać przychody?
Ze sprzedaży egzemplarzowej. I na tym chcemy się skupić, w
przeciwieństwie do naszego tytułu podstawowego, którym w dalszym
ciągu jest "Wprost" w wydaniu poniedziałkowym. Tu przychody
reklamowe mają dużo większe znaczenie.
Czy "Wprost Light" nie obniży opiniotwórczej wartości
marki tygodnika "Wprost"?
Jest takie ryzyko, ale kto nie ryzykuje, nie odnosi sukcesu.
Oceniliśmy, że nie jest ono jednak na tyle duże, aby mogło
zablokować uruchomienie nowego projektu. Czeka nas, media
drukowane, wielka rewolucja i nie możemy jako wydawcy dzisiaj już
myśleć dawnymi standardami, wzorami. My podjęliśmy ryzyko, co nie
znaczy że mamy patent na najlepsze rozwiązania. Poza tym wystarczy
popatrzeć na inne tytuły, choćby poważne dzienniki, które pod swoją
marką wydają dodatki o najróżniejszej tematyce, często, delikatnie
mówiąc, mało opiniotwórcze, a jednak nie wpływa to negatywnie na
główny tytuł.
A co dzieje się w głównym tytule? Kilka miesięcy temu
"Wprost" został odświeżony, zwiększyliście objętość, teraz
obniżacie cenę i zmniejszacie ilość stron.
Ograniczenie objętości tygodnika "Wprost" nie jest związane z
wprowadzeniem na rynek "Wprost Light". My po prostu pokornie
reagujemy na to, co się dzieje na rynku, a liczba zleceń
reklamowych w czerwcu, a także zapowiedzi na lipiec i sierpień nie
skłaniają do tego, żeby "szaleć" z objętością. To jest racjonalna
reakcja na sytuację na rynku: przy zmniejszonych dochodach nie
możemy zwiększać wydatków. To się może jednak zmienić. Poza tym od
roku rozwijamy specjalne sekcje ogłoszeniowe, które mają zarazem
walor reklamowy i kontentowy. Na pewno jednak liczba stron nie
będzie wzrastać do 160, tak jak to sobie zakładaliśmy w grudniu,
kiedy były jeszcze zupełnie inne realia.
Jak zatem wygląda sytuacja ARW Wprost, a przede
wszystkim samego tygodnika "Wprost"?
Myślę, że ta sytuacja jest taka jak w całej branży. Kiedy
przeczytałem wyniki Agory za I kw., to pomyślałem "smutne
pocieszenie - nie "odstajemy" od dużego koncernu". Ten kryzys w
sensie procentowych wyników dotyka nas w stopniu podobnym co Agorę.
Jest trudno. W ciągu najbliższych miesięcy wszyscy na rynku
prasowym będą musieli intensywnie walczyć o swoją pozycję.
I podobnie jak Agora zwalniacie
pracowników?
Zatrudnienie zmniejszaliśmy sukcesywnie przez ostatnie pół roku,
płynnie reagując na sytuację. Zmalało ono ze stu kilkudziesięciu do
niespełna stu osób. Ten zespół, który został, tworzy bardzo zgraną,
profesjonalną grupę. Dalsze zmniejszanie go odbiłoby się na jakości
tygodnika. Ale oczywiście cały czas szukamy oszczędności, ale już w
innych obszarach.
Część pracowników, dziennikarzy, sama odchodzi. Duża
grupa rok temu, teraz kolejni.
Dziennikarze są wolnymi ludźmi i mogą swobodnie wybierać
pracodawcę. Ale i pracodawca może rezygnować z tych, którzy
najmniej pasują do koncepcji pisma w nowych warunkach. Wśród tych,
którzy odeszli, są osoby bardzo przeze mnie cenione. Żal było się z
nimi rozstawać. Ale odejście innych przyjąłem z pewną ulgą -
niektórym zresztą po prostu nie przedłużyliśmy umów. Ci, którzy
odeszli do telewizji publicznej, podjęli pewne ryzyko, bo różne są
obecnie opinie o tej telewizji. I często nie są one pochlebne. Być
może bliższe są im poglądy prezentowane przez obecne władze TVP, a
jeśli tak jest to cieszę się, że zdecydowali się sami opuścić nasz
tygodnik. Nie ukrywam jednak, że decyzje niektórych nas zaskoczyły,
bo "Wprost" był zawsze tytułem adresowanym do polskiej
liberalno-konserwatywnej klasy średniej, a w TVP jest chyba trochę
inaczej. Ale to są dorośli ludzie i sami ponoszą odpowiedzialność
za własne decyzje. "Wprost" nie zmienił swoich poglądów, oni być
może tak.
Państwo już od lat inwestujecie w internet, a teraz w
czasie spowolnienia gospodarczego tylko on notuje jeszcze dynamikę
wzrostową. Będą w tym roku nowe serwisy, większe inwestycje w tej
dziedzinie?
W pierwszym kwartale tego roku z internetu mieliśmy taki przychód
jak z całego minionego roku. Poza tym oglądalność naszych serwisów
cały czas rośnie i to cieszy, że jest ona na poziomie "Polityki",
"Newsweeka" i "Przekroju" razem wziętych. To poprzedni rok był dla
nas czasem uruchamiania nowych projektów. W tej chwili chcemy je
udoskonalać, a nie uruchamiać kolejne. Chcemy także jeszcze
bardziej zintegrować współpracę redakcji papierowej z on-line.
Mimo to przychody z internetu to trochę mało, by się
rozwijać i umacniać swoją pozycję. Kryzys przyśpieszy poszukiwanie
przez Państwa inwestowa, czy może wręcz przeciwnie wpłynie na Wasze
wzmocnienie?
Realnie oceniamy swoje zasoby ludzkie i finansowe, więc nie
przygotowujemy się do jakichś przejęć. To prawda, że ten nasz mały
stateczek, wśród takich gigantów jak Axel Springer czy Bauer, może
nie mieć lekko. Ale i oni mają problemy, i to duże. Dlatego w
interesie firmy jest pozyskanie dobrego partnera, aby w tym
kryzysie nie być samotnym statkiem. Cały czas prowadzimy w tej
sprawie rozmowy z trzema - czterema podmiotami. Ale chciałbym też
podkreślić, że też tak relatywnie niewielka firma jak nasza w dobie
kryzysu może bardzo szybko przystosowywać się do dynamicznie
zmieniających się warunków gospodarczych. I to jest niewątpliwy
atut.
Tym nowym partnerem może być Zygmunt
Solorz-Żak?
Nie. Ta plotka wzięła się z tego, że firma jednego z członków
naszej rady nadzorczej - Przemysława Szmidta - doradza także
Zygmuntowi Solorzowi. Są to jednak tylko luźne skojarzenia i nie
mają one nic wspólnego z rzeczywistością.
Dołącz do dyskusji: Amadeusz Król (wywiad)