Bartłomiej Misiewicz nie chce płacić grzywny za reklamowanie wódki, złożył apelację
Były rzecznik prasowy Ministerstwa Obrony Narodowej odwołał się od wyroku skazującego go za nielegalne reklamowanie wódki Misiewiczówka na Twitterze. Zgodnie z orzeczeniem pierwszej instancji ma zapłacić 20 tys. zł grzywny.
Wyrok Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy w tej sprawie zapadł w połowie lipca. Sąd ten zgodził się częściowo z oskarżeniem i skazał Bartłomieja Misiewicza na karę 20 tys. zł grzywny za niezgodne z prawem reklamowanie wódki w postach zamieszczanych na Twitterze.
Jak poinformował PAP obrońca oskarżonego mec. Maciej Marczak, w połowie sierpnia złożył w tej sprawie apelację, w której wnosi o uniewinnienie Misiewicza.
- Zgadzamy się z wyrokiem sądu I instancji w tej części, w której przyznał nam rację, czyli że sprzedaż alkoholu była zgodna z zezwoleniem i nie dochodziło do zakazanej reklamy na stronie internetowej. Natomiast nie zgadzamy się, że doszło do zakazanej reklamy na Twitterze - powiedział adwokat
Jak dodał, w apelacji zwrócono uwagę, że działania oskarżonego nie miały charakteru publicznego.
- Przekaz informacyjny był kierowany tylko do osób w postaci znajomych pana Misiewicza z jego profilu Twitter (...) Każda osoba, jak już wchodziła na jego profil, to wiedziała, że jest on producentem wódki. Tutaj nie ma przypadkowości i sytuacji, kiedy przypadkowe osoby wchodziły na profil. W naszej ocenie on już był z tym utożsamiany - powiedział mec. Marczak.
Misiewicz promował wódkę Misiewiczówka
W lipcowym wyroku Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy przychylił się do zawartych w akcie oskarżenia Bartłomieja Misiewicza zarzutów sprzedaży alkoholu bez zezwolenia i promowaniu alkoholu na stronie internetowej sklepu sprzedającego Misiewiczówkę. Sędzia Marcin Niedźwiecki, uzasadniając to orzeczenie powiedział, że znamiona czynu zabronionego wyczerpywało jedynie umieszczanie postów dotyczących wódki na Twitterze.
Przypomniał przy tym, że niezgodna z prawem reklama alkoholu zagrożona jest karą grzywny od 10 tys. zł do 500 tys. zł. "Sąd wymierzył oskarżonemu karę w dolnych granicach wobec istotnego ograniczenia treści zarzutów i stosunkowo niewielkiej liczby działań uznając, że będzie ona wystarczająca, żeby osiągnąć wobec oskarżonego swoje cele" - dodał sędzia.
Misiewicz, podobnie jak podczas całego procesu, nie stawił się we wtorek w stołecznym sądzie. Jego obrońca mec. Maciej Marczak komentując wyrok nie wykluczył złożenia w tej sprawie apelacji. Wyraził też satysfakcję z uznania przez sąd za zgodną z przepisami zarówno sprzedaż, jak i reklamę alkoholu na stronie internetowej sklepu.
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy w maju ubiegłego roku. Misiewicz został w nim oskarżony o sprzedaż Misiewiczówki bez zezwolenia i reklamę tego alkoholu w internecie.
- W okresie od 31 stycznia 2020 r. do 17 września 2020 r. na ogólnodostępnym profilu na portalu twitter.com i stronie internetowej publicznie reklamował wódkę Misiewiczówka poprzez zamieszczenie grafiki oraz opisu, w których rozpowszechniał nazwę producenta, znaki towarowe oraz symbole graficzne, służące popularyzowaniu znaków towarowych napoju alkoholowego - brzmiało oskarżenie prokuratury.
Misiewicz stracił prawo jazdy, bo prowadził po pijanemu
25 marca br. nad ranem samochód kierowany przez Bartłomieja Misiewicza został zatrzymany do kontroli przez austriacką drogówkę, zaraz po tym jak przejechał po linii ciągłej. Według badania alkomatem Misiewicz miał ,5 promila alkoholu, policjanci zanotowali, że mówił bełkotliwie, a jego oczy były zaczerwienione i podkrążone.
W raporcie policyjnym zapisano, że Misiewicz przyznał, że pił tego dnia alkohol, wyliczając, że były to trzy drinki (wódka z colą), cztery piwa i parę kieliszków wina.
Austriacka policja odebrała byłemu rzecznikowi MON prawo jazdy na cztery miesiące (w tym kraju kierowca może mieć maksymalnie 0,5 promila alkoholu, a kierowca początkujący - 0,1 promila) i przekazała informację o tym starostwu powiatowemu w Polsce, które wydało ten dokument. Nie wiadomo, czy Misiewicz został też ukarany mandatem (za jazdę pod wpływem alkoholu grozi minimum 300 euro).
O sprawie poinformował portal TVN24.pl w drugiej połowie maja. Austriacka policja nie chciała przekazać żadnych informacji, uzasadniając to przepisami o ochronie danych osobowych. Natomiast Bartłomiej Misiewicz nie odpowiedział na pytania dziennikarzy TVN24.
Misiewicz w MON i PGZ
Bartłomiej Misiewicz w 2015 roku został szefem gabinetu politycznego i rzecznikiem MON, w 2016 r. został także powołany do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. We wrześniu 2016 r. po publikacji "Newsweeka", według którego Misiewicz miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce, Misiewicz poprosił szefa MON Antoniego Macierewicza o zawieszenie w funkcjach w ministerstwie i zrezygnował z posady w PGZ. Sprawę badała prokuratura, która odmówiła śledztwa w listopadzie 2016 r.
10 kwietnia 2017 r. został pełnomocnikiem PGZ ds. komunikacji, dwa dni później umowa została rozwiązana za porozumieniem stron ze skutkiem natychmiastowym. Dwa lata później Misiewicz został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne w związku z prowadzonym przez prokuraturę w Tarnobrzegu śledztwem dotyczącym niegospodarności, powoływania się na wpływy oraz fałszowania dokumentów przy okazji zawierania umów przez spółkę PGZ S.A. Spędził w areszcie pięć miesięcy.
Na początku 2020 roku Bartłomiej Misiewicz uruchomił firmę 3D Infinity zajmującą się dystrybucją filamentu niezbędnego do druku 3D.
Dołącz do dyskusji: Bartłomiej Misiewicz nie chce płacić grzywny za reklamowanie wódki, złożył apelację