'Dyskretny gust Kancelarii Prezydenta'
Przedstawiamy felieton Manueli Gretkowskiej wycięty z miesięcznika "Sukces".
Dyskretny gust Kancelarii Prezydenta
Nie jestem Orianą Fallaci, ani profesor Staniszkis. Moje felietony są mniej zaangażowane czy naukowe. Chociaż nawet dziennikarze i naukowcy są już na tyle świadomi, że nie mają pretensji do jedynie słusznego oglądu rzeczywistości. Jestem pisarką i publikuję w gazetach felietony, korzystając ze szczególnego przywileju publicznego wyrażania subiektywnych opinii. Jeszcze bardziej subiektywna jest literatura tworzona wyobraźnią. Gdy moja książka znajdzie się na liście bestsellerów nie mam ciągot by przekładać to na rankingi popularności politycznej i startować w wyborach. Artysta jest osobą nieodpowiedzialną, zwłaszcza za ten świat bo go nie tworzy, on go sobie wyobraża. To politycy są inżynierami rzeczywistości, a dziennikarze mają za zadanie w miarę obiektywnie ją komentować (w zależności od opcji gazety). Myślałam, że taki podział ról, trójpolówka zadań i kompetencji między politykami, dziennikarzami i artystami jest w demokracji oczywisty. Ale redakcja Sukcesu dostała niedawno list od dyrektor Anny Kamińskiej z Kancelarii Prezydenta RP Biura Informacji i Komunikacji Społecznej, cytuję fragmenty: „Szanowna Pani Redaktor. W numerze Sukcesu z lutego br. ukazał się felieton Manueli Gretkowskiej, określanej – nieco na wyrost biorąc pod uwagę poziom jej „publicystyki” - jako dziennikarka i pisarka. Trudno określić jej felieton pt. „Kły kłamią” inaczej niż jako pseudointelektualny bełkot naszpikowany kłamstwami”. Na czym polegały te straszne kłamstwa? Na błędach w pisowni nazwisk i przekręcaniu nazw urzędów państwowych. Cóż, czasem korekta urzeczona pięknem tekstu przepuszcza ewidentne błędy. Przyznaję, ortografia i hierarchia od najmłodszych lat sprawiały mi kłopot. Najpoważniejszą pomyłką w moim felietonie było twierdzenie, że bracia Kaczyńscy stracili w dzieciństwie ojca. Ale jeszcze nie musimy znać na pamięć życiorysu Wielkich Przywódców – jedynie to mam na swoje usprawiedliwienie. A Kancelaria Prezydencka ma prawo korygować błędy rzeczowe. Jednak dodawanie epitetów nie licuje z powagą urzędu. Nie za bardzo zresztą rozumiem kto tak naprawdę i po co odróżnia normalnego pisarza od pisarza „na wyrost”? Czy to ocena nadgorliwej urzędniczki o niewyżytych ambicjach krytyczno-literackich czy prezydenta, którego reprezentuje? Ostatni przypadek publicznego łajania pisarzy przez polityka pamiętam z wystąpień towarzysza Władysława. Gomułka potępianych literatów sumiennie czytał i dziobał palcem w co ciekawsze cytaty z ich molestowanych na trybunie dzieł. Josif Brodski za nieumiejętność udowodnienia tępym, sowieckim sędziom, że jest poetą dostał kilkuletni wyrok. Urzędnicy i artyści mają najwidoczniej problemy ze wspólnym postrzeganiem rzeczywistości. Kiedyś było to dla twórców groźne, dzisiaj jest raczej śmieszne.
Traktuję więc ten list jako prywatny odruch pani Kamińskiej. Przy okazji sprostowania poniosło ją i postanowiła się podzielić swoimi gustami z Sukcesem. Redakcje są pełne komentarzy od czytelników wyrażających zachwyt albo ubolewanie. Ale dlaczego w takim razie pani Anna pisała na papierze urzędowym, z orłem. Może to szczególny syndrom „oddanej Anny” - mam świeżo w pamięci machinacje Anny Jaruckiej oskarżanej o wykradanie pieczątek.
Nie poniżałam w swoim felietonie prezydenta, nie szydziłam z jego rodziny. Zabawiłam się w psychoanalityka sugerując, że decyzje o przekazaniu finansów państwa w ręce kobiet ma swoje źródło w dzieciństwie Kaczyńskich – gdy kasą zajmowała się w ich domu matka. Ta psychoanalityczna wpadka (fachowcom przytrafiają się większe i groźniejsze w konsekwencjach) oraz kilka błędów korektorskich wystarczyło by wywołać epistolarną furię? Oczywiście można się wzajemnie obrzucać wyzwiskami: oni mi wytkną jeszcze raz „pseudointelektualny bełkot”, ja machnę „Szczytujące Niziołki”. Zamiast po gębie damy sobie po obeldze. I co z tego? Już i tak jest groteskowo.
Jeśli pisarz brzydko kłamie rozczarowani czytelnicy mogą go ukarać nie czytając i nie kupując jego książek. Polityk wciskający wyborcze iluzje, łgający podczas kadencji jest oszustem. Czy równie bezkarnym co artysta? Tu nie chodzi o rymy i metafory, ale o decyzje, którym będziemy się musieli podporządkować. Po wyborach nie mamy już żadnego wyboru. Ani żadnej kary.
Państwa, w których polityka wtrąca się do sztuki, zwłaszcza literatury, to kraje islamskie. Tam głos pisarza wydaje się ważny do tego stopnia, że niepoprawnych usuwa się spośród żywych. W naszej grotesce, na razie bezsilni urzędnicy prezydenta, sugerują, by usunąć felietonistę. Dyrektor Anna Kamińska kończy swój list z Kancelarii Prezydenta tymi słowami: „Zapisana w Konstytucji wolność słowa gwarantuje, że swoje wynurzenia mogą publikować „twórcy” tej miary co Manuela Gretkowska. Dziwi jednak fakt, że Sukces – pismo, które stara się zachować wysoki poziom otwiera swoje łamy na tego rodzaju publicystykę”.
Skoro ludzie prezydenta piszą o mnie jak o pisarzu w cudzysłowiu to może powinnam zacząć się podpisywać jako „Gretkowska”. Dla bezpieczeństwa państwa?
Manuela Gretkowska.
Dołącz do dyskusji: 'Dyskretny gust Kancelarii Prezydenta'