Kolejna hossa na Wall Street - podziw i niedowierzanie
Część inwestorów z podziwem, a niektórzy z niedowierzaniem, obserwuje kolejną hossę na nowojorskim parkiecie. Wszyscy zadają sobie pytanie, jak długo jeszcze potrwa i do jakiej wysokości doprowadzi indeksy. Większość z obawą oczekuje posunięć Fed i z nadzieją patrzy na gospodarkę.
Obecna hossa na amerykańskiej giełdzie jest trzecią w ciągu ostatnich 30 lat. Każda z nich przebiegała w odmiennych warunkach, każda miała swoją specyfikę, choć były i cechy podobne. W każdej swój udział miała rezerwa federalna. Jednym z istotnych czynników, wyróżniających obecną od poprzednich, jest oderwanie zachowania się indeksów od makroekonomicznych fundamentów. Nie ma wątpliwości, że głównym jej „sponsorem” jest Fed i jego działania, bezprecedensowe co do różnorodności repertuaru stosowanych środków, czasu trwania i skali. Gdyby ruchy na Wall Street zależały od stanu gospodarki, hossa powinna była zakończyć żywot około półtora roku temu, gdy S&P500 sięgał 1440 punktów.
Szczyt każdej z poprzednich głównych fal wzrostowych na amerykańskiej giełdzie niemal idealnie pokrywał się z kulminacją cyklicznej zwyżki w gospodarce. Tak działo się w latach 2000 i 2007. W obu przypadkach następstwem tych wydarzeń były krótkie, ale bardzo dynamiczne załamania na rynkach. Tym razem jest jednak inaczej. Silne odbicie, po jednej z najgłębszych w historii recesji z lat 2007-2009, okazało się niezbyt trwałe. W pierwszym kwartale 2011 r. tempo wzrostu amerykańskiego PKB spadło do 0,4 proc., a w ostatnich trzech miesiącach 2012 r. gospodarka zaliczyła niewielki spadek. Za każdym razem na ratunek pospieszyć musiał Fed, doprowadzając do krótkotrwałej poprawy. Od początku 2010 r. utrzymuje się jednak tendencja spadkowa.
Nic też nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miało dojść do dynamicznego wzrostu PKB i trwałego ożywienia. W połowie lipca analitycy Morgan Stanley obniżyli prognozę na drugi kwartał do zaledwie 0,3 proc., większość ekonomistów liczy na zwyżkę o około 1 proc., co oznacza wyraźne pogorszenie się w porównaniu do pierwszych trzech miesięcy 2013 r., gdy PKB wzrósł o 1,8 proc. Prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego zakładają zwyżkę o 1,9 proc. w 2013 r. i o 2,7 proc. w 2014 r. Zbliżone do nich są oczekiwania Banku Światowego oraz OECD (odpowiednio 2 i 2,8 proc.). Spośród 17 kwartałów od połowy 2003 do jesieni 2007 r. siedmiokrotnie wzrost PKB sięgał minimum 4 proc. i jedynie dwukrotnie był niższy niż 2 proc. Średnia w tym czasie wyniosła 3,5 proc. Średnie tempo wzrostu PKB od trzeciego kwartału 2009 do drugiego kwartału 2013 r. (przyjmując, że zgodnie z oczekiwaniami w drugim kwartale wyniesie 1,1 proc.) sięga 2,2 proc.
S&P500 i tempo wzrostu PKB
Źródło: Bureau of Economic Analysis.
Z tymi danymi i prognozami, wyraźnie kontrastuje zachowanie amerykańskich indeksów giełdowych. S&P500 nie tylko od dołka z lutego 2009 r. wzrósł o 155 proc., ale ustanowił także nowy rekord wszech czasów, poprawiając poprzedni, z października 2007 r., o prawie 8 proc. Poprzednia hossa z lat 2002-2007 przyniosła wzrost indeksu o 105 proc. Skoro, biorąc pod uwagę obecne uwarunkowania, trudno w ciągu najbliższych dwóch lat liczyć na zwiększenie się tempa wzrostu amerykańskiego PKB do powyżej 3 proc., a więc znacznie słabszego, niż średnia z poprzedniego boomu gospodarczego, rachuby na nieprzerwaną hossę na Wall Street wydają się mocno ryzykowne. Szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę, że w perspektywie mamy wycofywanie się Fed z ultra luźnej polityki pieniężnej, konieczność ograniczenia deficytu budżetowego i zadłużenia Stanów Zjednoczonych, słabe tempo wzrostu w strefie euro i systemowe spowolnienie chińskiej gospodarki. Co prawda, Ben Bernanke wciąż zapewnia, że w razie potrzeby programy stymulacyjne mogą być utrzymane, a nawet zwiększone, ale wszyscy mają świadomość, że pieniężna kroplówka jest coraz mniej skuteczna i musi być powoli odstawiana.
Roman Przasnyski, Open Finance
Dołącz do dyskusji: Kolejna hossa na Wall Street - podziw i niedowierzanie