Ludzie mediów o serwisie NaTemat.pl: czy blogi celebrytów „chwycą”?
Szefowie tytułów prasowych i internetowych pytani o NaTemat.pl zastanawiają się, na ile dostępne w serwisie blogi znanych osób zainteresują użytkowników i czy autorom nie znudzi się prowadzić ich za darmo.
Wczoraj ruszył internetowy serwis NaTemat.pl stworzony przez Tomasza Lisa, Tomasza Machałę i firmę Next Web Media. Na stronie swoje blogi prowadzić będzie ponad 100 znanych osób (więcej na ten temat).
>>> Interaktywni o NaTemat.pl: elegancja, chaos i ... Pudelek
Jak NaTemat.pl oceniają ludzie mediów? Oto opinie zebrane przez portal Wirtualnemedia.pl.
Dominik Czarnota, prezes Naszej Klasy
O pojawieniu się serwisu Tomasza Lisa dyskutowało się w branży od wielu miesięcy. Jego premiera spowodowała szczyt zainteresowania projektem, jednak jest za wcześnie na głębszą analizę. Więc zupełnie wstępnie - siłą tego typu serwisów są przede wszystkim ich użytkownicy. To od ich zaangażowania i aktywności zależy sukces lub porażka przedsięwzięcia - dlatego zapewne za pół roku będzie można powiedzieć w tej kwestii coś bardziej konkretnego.
Na starcie wydaje się, że NaTemat.pl dysponuje potencjałem zarówno merytorycznym, jak i narzędziowym (zastosowanie mechanizmów społecznościowych, takich jak blogi, system komentarzy itp.), a także, zapowiada, że zapewni pluralizm światopoglądowy. Jeśli zaś chodzi o wrażenia estetyczne - wydaje się, że jego pomysłodawcy będą jeszcze poszukiwać swojej drogi. Zapewne w tym kontekście podczas dzisiejszej konferencji prasowej Tomasz Lis stwierdził, że jest otwarty na konstruktywną krytykę. Niemniej warto podkreślić, że kompozycją, nowoczesną modułowością oraz dynamiką układu NaTemat.pl znacznie wyróżnia się spośród rodzimych portali horyzontalno i społecznościowych.
Wojciech Maziarski, redaktor naczelny „Newsweek Polska”
Pierwsze wrażenie jest raczej korzystne, choć mam problem ze zrozumieniem logiki uporządkowania materiałów na stronie głównej. Nie wiem, co jest czym - gdzie kończą się materiały informacyjne, a zaczynają blogi i opinie. Co jest komentarzem do czego? Redaktorzy serwisu muszą jeszcze nad tym popracować.
Dziwi mnie tak małe wyeksponowanie Tomasza Lisa - w końcu to gwiazda pierwszej wielkości i gospodarz serwisu. Jego komentarze, opinie i artykuły powinny zajmować naczelne miejsce na stronie głównej, pełniąc taką samą rolę jak artykuły wstępne, które Lis pisał we „Wprost”. W oczy rzuca się duża liczba zgromadzonych gwiazd, które zgodziły się blogować. To wielki atut, choć głównie wizerunkowy - niekoniecznie merytoryczny.
Serwis NaTemat.pl, podobnie jak cały polski internet, przeżywa dziś okres naiwnej i dziecięcej fascynacji blogami celebrytów i polityków. Tymczasem nietrudno przewidzieć, że zwłaszcza politycy będą na swoich blogach straszliwie przynudzać. Tak samo jak potwornie nudne były popularne kilka lat temu felietony polityków w niektórych polskich tygodnikach - i dlatego właśnie znikły z ich łamów w akompaniamencie głośnego westchnienia ulgi ze strony czytelników.
Dziennikarstwo jest sztuką zajmującego opowiadania historii i formułowania opinii. Nie każdy to potrafi. I dlatego tzw. „tradycyjne media” nie drukują żywcem tekstów pisanych przez nieprofesjonalistów, lecz zatrudniają zawodowych dziennikarzy i redaktorów. Myślę, że redakcje e-mediów też rychło zrozumieją tę banalną prawdę. Jestem przekonany, że kilkoro spośród blogerów Lisa ujawni publicystyczno-epicki talent, a całej reszty nikt nie będzie klikać ani czytać.
Piotr Kropiński, były dyrektor serwisów internetowych w Presspublice
Pierwsze wrażenie jest pozytywne. Pomarańczowa kolorystyka symbolizuje obiecaną rewolucję. Wszak ma to być coś nowego.
Struktura luźno nawiązuje do „Huffington Post”, przywoływanego wielokrotnie jako pierwowzór serwisu NaTemat.pl Na stronie głównej dominuje jeden news, który w zamiarze ma budować ruch. W obszarze artykułu dostępne są trzy linki odsyłające do innych treści, co jest dość karkołomne i dalekie od zasad usability. Powszechnie akceptowanym i stosowanym rozwiązaniem jest slider, który zresztą istnieje na stronach „Huffingtona” po kliknięciu na quickread. Obecne linki nie wskazują jednoznacznie, że to treści odrębne od głównego artykułu.
Za menu mają użytkownikom wystarczyć twarze blogerów i prosty podział na pięć kategorii. Nawigacji nie ułatwia wyszukiwarka, która w przeciwieństwie do oryginalnego „Huffingtona” nie zajmuje centralnej pozycji i jest tylko zamarkowana ikonką lupy. Stopka powtarza główne kategorie i nie proponuje linków czy skrótów do tematów (co byłoby również korzystne dla optymalizacji strony pod wyszukiwania Google). Twórcy powinni zadać sobie pytanie, jak użytkownik będzie się poruszał po serwisie. Pięć głównych kategorii to zdecydowanie za mało dla takiej ilości treści. Obecnie najlepszy sposób to nawigacja po nazwisku autora, ale przecież nie każdy jest wyznawcą konkretnego blogera. Wśród kategorii brakuje wielu obszarów budujących ruch takich jak polityka, prawo, praca, rozrywka, technologie, biznes. Czy pieniądze to biznes? Trudno się zorientować.
W gronie blogerów dominują politycy, przedsiębiorcy i celebryci. Każda z tych grup ma interes w promocji własnego wizerunku. Mogą pisać za darmo i będą pisać za darmo. Czy jednak to zagwarantuje użytkownikom obiecaną nową jakość?
Sama idea pisania za darmo budzi we mnie sprzeciw. Przedsięwzięcie nie jest pro bono. Sam Tomasz Lis na konferencji powiedział, że projekt ma zarabiać. Czy to się uda, to już inna historia. „Huffington Postowi” się udało, serwis został sprzedany za 315 mln dolarów. Publicyści, którzy udzielali się pro bono, oburzeni wartością transakcji procesują się Arianną Huffington, ekswłaścicielką strony, chcąc uzyskać należną im część. Jak będzie w Polsce? Na ile starczy zapału publicystom zgromadzonym przy NaTemat.pl? Jeśli właściciele nie zmienią zdania na temat wynagradzania ich za teksty, może się okazać, że po roku pisać będą jedynie celebryci, przedsiębiorcy i politycy, realizując swoje własne cele polityczne czy sprzedażowe.
Czy serwisowi udało się uzyskać nową jakość? Osobiście treści postrzegam za interesujące, choć nawigacja wymaga szybkiej poprawy. Blogerski charakter gwarantuje wyrazistość wypowiedzi, a więc również interakcję z użytkownikami. To buduje ruch. Jeśli zapału nie zabraknie, a Lisowi uda się przyciągnąć publicystów z różnych frontów, po roku działania serwis może zdobyć milion użytkowników, zdobywając pozycję w drugiej dziesiątce graczy w kategorii „Informacje i publicystyka” w Megapanelu. Natomiast trudno będzie walczyć o duże budżety reklamowe.
Jedynym polskim konkurentem NaTemat.pl jest Salon24.pl, jednak ma dość stronniczy charakter. Wpolityce.pl raczej zbyt niszowe, aby powalczyć z nowym serwisem. NaTemat.pl nie można też porównywać do ogólnych blogów typu Blox Agory, czy Blog.onet.pl.
Przemek Barankiewicz, redaktor naczelny PB.pl
NaTemat.pl to trochę mydło i powidło - pod względem zdjęć, zawartości i autorów, ale raczej zaliczyłbym to na plus projektu, bo właśnie tego typy serwisy na świecie najlepiej prosperują. Dlaczego? Bo mają dużą klikalność. Layout, zdjęcie i tytułu dowodzą, że Tomasz Lis zrezygnował ze swych enigmatycznych aspiracji zrobienia w internecie tzw. „poważnego dziennikarstwa”. Paradoksalnie dzięki temu projekt może się powieść.
Brawa za zbudowanie napięcia wokół powstania projektu, które z miejsca zaowocowało powstaniem społeczności wokół niego. Swoją drogą, ciekawie jak Tomasz Lis i spółka poradzi sobie z 5 tys. komentujących z Facebooka, skoro swego czasu na stronach „Wprost” wyłączył komentarze.
Lista autorów może imponować (także tych piszących o biznesie), ale znane nazwiska niekoniecznie muszą mieć coś ciekawego do powiedzenia. Prezesi i celebryci mogą też nie mieć czasu na aktywne prowadzenie swoich blogów. Na merytoryczną ocenę zawartości NaTemat.pl wolę więc poczekać parę miesięcy.
Bartosz Chochołowski, zastępca redaktora naczelnego Money.pl
Tomasz Lis nieskromnie pisze w powitalnym tekście, że czego nie dotknął, zmieniało się w złoto. Po jego dotychczasowych projektach rzeczywiście można się było spodziewać, że NaTemat.pl będzie czymś wyjątkowym, nawet jeśli nie nową jakością, to przynajmniej produktem nieodstającym od średniej.
Przeglądając serwis, nie odgadłem, czym ma on podbić internet. Kuba Wojewódzki, Janusz Palikot, czy Nergal to mocne nazwiska, ale trzech autorów nawet piszących codziennie nie wystarczy, aby zapewnić oglądalność. Poza tym natrafiłem na panią aktorkę, która w jednoakapitowym wpisie zwierza się, że lubi herbatę, a Jim Jarmusch zrobił film o kawie. Pani malarka natomiast dziwi się, że gdy mówi komuś „dziękuję”, słyszy w odpowiedzi „dziękuję”. A gdy raz usłyszała „proszę” to doszła do wniosku, że zrobiła coś złego. Obawiam się, że zapotrzebowanie na takie treści jest niewielkie.
Rozczarowała warstwa newsowa. Była Syria i zamordowani dziennikarze, w dodatku nie była to agencyjna depesza, tylko własny artykuł. Jednak problem w tym, że autor nie napisał nic innego niż agencje. Zatem rozbudowanymi czy oryginalniej prezentowanymi newsami serwis również nie powalczy.
Moim zdaniem NaTemat.pl zaliczył nieudany debiut. Nie oznacza to, że nie będzie ewoluował, a po jakimś czasie i dalszych eksperymentach, może znajdzie niszę dla siebie. Warunkiem jest, aby twórcy nie zniechęcili się. Jak napisał we wstępniaku Tomasz Lis, „No to alleluja i do przodu”. Przy okazji puścił tez oczko do internautów. Z tym, że nie całe, tylko trochę więcej niż pół oczka. Cytuję: „Startujemy 22.02.2012. Intryguje mnie ta mnogość dwójek. Jak ją tłumaczyć, bo przyznaję bez bicia, że jestem przesądny? Wiem! Sumujemy wszystkie liczby w tej dacie. Co nam wychodzi? 11. Oczko! Szczęście!”.
Jakie oczko, takie szczęście?
Dołącz do dyskusji: Ludzie mediów o serwisie NaTemat.pl: czy blogi celebrytów „chwycą”?