Prezes IGRZ: „Gazeta Wyborcza” kontra „szmaty reklamowe” to akcja pod publiczkę i zaklinanie rzeczywistości
- To jest kolejna akcja „Gazety Wyborcza” pod publiczkę, której konsekwencje są żadne - mówi Wirtualnemedia.pl Lech Kaczoń, prezes Izby Gospodarczej Reklamy Zewnętrznej, o inicjatywie stołecznego dodatku „GW” przeciw reklamom wielkoformatowym szpecącym krajobraz miejski. Czołowe firmy reklamy outdoorowej za takie reklamy winią mniejsze podmioty i administratorów nieruchomości.
W poniedziałek Michał Wybieralski, redaktor naczelny „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku „Gazety Wyborcza”, zapowiedział, że redakcja na publikowanych zdjęciach będzie zamazywać wielkoformatowe powierzchnie reklamowe umieszczone na elewacjach budynków. - Wielkie reklamy, zwane „szmatami”, to plaga. Wywieszane pod pretekstem fikcyjnych remontów, zasłaniają światło w mieszkaniach i zamieniają architekturę w słup reklamowy. Nie chcemy w „Gazecie Stołecznej” pomagać tym, którzy wybrali taką formę reklamy. Nie będziemy zwielokrotniać ich przekazu - stwierdził Wybieralski (przeczytaj więcej na ten temat).
Niektórzy czytelnicy dopatrzyli się w tej inicjatywie splotu sprzecznych interesów, ponieważ do wydającej „Gazetę Wyborczą” Agory należy też firma AMS oferująca nośniki outdoorowe - przede wszystkim małych i średnich rozmiarów, ale także 2,6 tys. tablic o wymiarach 6x3 m i 434 większe.
Co na to branża reklamy zewnętrznej? Lecz Kaczoń, prezes Izby Gospodarczej Reklamy Zewnętrznej, ocenia tę akcję zdecydowanie krytycznie. - „Gazeta Wyborcza” ma prawo podejmować stosowne decyzje dotyczące zamieszczanych w niej treści. Także w kwestii ewentualnego zabazgrania zdjęć. Ale można ich też w ogóle nie publikować. Albo publikować inne i nie bazgrać - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl. - To jest kolejna akcja „Gazety” pod publiczkę, której konsekwencje są żadne - uważa.
Według Kaczonia tylko odpowiednie rozwiązania systemowo-koncepcyjne mogą poprawić estetykę przestrzeni miejskiej w zakresie obecności reklam. - Ale by to osiągnąć trzeba wziąć się do prawdziwej roboty, mieć cel przed oczami. Większości samorządów się nie chce. Czekają na zmiany ustawowe, narzekają na prawo i jego interpretacje itd. I lubią wprowadzać zakazy i ograniczenia - opisuje prezes IGRZ. - A „Gazeta” zamiast naprawiać rzeczywistość lub chociaż próbować to robić, to ją zaklina. Po co? - pyta.
Lech Kaczoń podkreśla, że zagospodarowanie reklamowe elewacji budynków, przeciwko któremu protestuje „Gazeta Wyborcza”, odbywa się bez udziału firm zrzeszonych w IGRZ. - Rynek reklamy wielkoformatowej to przede wszystkim rynek właścicieli nieruchomości. Branża, którą reprezentuję, „nic z niej nie ma” - stwierdza Kaczoń. - Często zakryte są budynki banków reklamą tych banków, jak chociażby warszawska Rotunda. Gdzie tu rola branży reklamowej? Czasami ktoś z naszego kręgu staje się pośrednikiem, ale czyni to w zgodzie z sytuacją prawną, wykorzystując ściany szczytowe (te bez okien) - opisuje.
Zdaniem prezesa Izby właściwym adresatem pretensji wysuwanych przez „Gazetę Wyborczą” są właściciele nieruchomości. - Jak oni patrzą na ład i porządek w mieście. W większości mają je w d.... Nie rozumieją wspólnych wartości, przedkładając interes własny nad społeczny - mówi bez ogródek. - Tu widzę rolę mediów, aby ten stosunek do rzeczywistości zmieniać. Może będzie mniej reklam na budynkach, będzie ładniej, a „Gazeta” spełni swoją edukacyjną rolę - zaznacza.
Przedstawiciele czołowych firm reklamy zewnętrznej nie chcą komentować inicjatywy „GW”, natomiast uważają, że na największych graczy z tej branży nieraz spada odium za nadużycia, których dopuszczają się mniejsze podmioty lub właściciele czy administratorzy nieruchomości.
- Cityboard Media wielokrotnie zgłaszała zastrzeżenia do każdej formy reklamy zewnętrznej eksponowanej z wykorzystaniem urządzeń wybudowanych niezgodnie z obowiązującym prawem. Wskazywaliśmy także na niską efektywność ekspozycji megaformatowej na budynkach - stwierdza Danuta Podgórska, PR manager w tej firmie. - Jako firma oferująca reklamę systemową oraz jako członek IGRZ od lat postulujemy o ustanowienie przepisów wprowadzających ład i porządek w zakresie korzystania z przestrzeni miejskiej. Niestety takich przepisów wciąż brak. Cierpi na tym nie tylko wygląd polskich miast, ale też branża OOH, która nie ma nic wspólnego z nieprzemyślanymi, dzikimi bannerami, siatkami i plakatami, a bardzo często bywa z nimi utożsamiana - dodaje Magdalena Kotuła, PR manager Grupy Ströer w Polsce. - Grupa Ströer w swoim portfolio posiada zaledwie kilka tzw. siatek reklamowych. Tak mała ich ilość jest nieprzypadkowa - wynika z naszej strategii lokowania reklamy wielkopowierzchniowej tylko w miejscach, w których łagodnie wpisuje się w otoczenie, nie powodując wątpliwości estetycznych. Żadna z naszych siatek nie przysłania też okien ani w inny sposób nie zmniejsza komfortu mieszkańców budynków, na których się znajduje. Trudno więc uznać, że akcja „Gazety Wyborczej” dotyczy Grupy Ströer - zaznacza Kotuła.
Dołącz do dyskusji: Prezes IGRZ: „Gazeta Wyborcza” kontra „szmaty reklamowe” to akcja pod publiczkę i zaklinanie rzeczywistości