Dokument „Harry i Meghan” zadebiutował na Netfliksie. Czy warto go obejrzeć?
Na platformie Netflix dostępne są trzy z sześciu odcinków dokumentu „Harry i Meghan”, opowiadającego historię związku księcia Harry’ego i Meghan Markle. Para współpracowała z platformą nad serialem, a Windsorowie odmówili komentarza.
Serial „Harry i Meghan” jest zaskakujący z wielu powodów. Tym najważniejszym jest fakt, że Netflix uznał, iż laurka którą wystawili sobie główni bohaterowie tej historii nie wymaga komentarza z drugiej strony barykady. Od początku wiemy, że rodzina królewska nie zaangażowała się w produkcję, ale wciąż zdumiewa jednostronność narracji.
Laurka na cześć bohaterów
Fascynuje też sposób, w jaki prowadzone są rozmowy z Harrym Windsorem i jego małżonką. Poznajemy historię ich znajomości, łącznie ze wszystkimi elementami prywatnych rozmów, które nie wnoszą nic do opowieści o problemach, jakie spotkały Meghan Markle ze strony rodziny jej męża. Domyślamy się, że szczegóły związku zdradzane są nam po to, aby ocieplić wizerunek pary. Jest ich jednak tak wiele, że widownia może być zaskoczona skalą tej wyznaniowości.
Dowiadujemy się, jak wyglądało inicjowanie kontaktu przez wspólnych znajomych, pierwsza i druga randka, wyjazd do Botswany; zapoznajemy się z bogatą galerią zdjęć ze wspomnianego wyjazdu. Nie sposób nie polubić bohaterów dokumentu, gdy opowiadają o swoich pasjach, miłości i pragnieniu czynienia świata lepszym miejscem (to zdanie pada kilka razy).
Znajomi klakierzy
Jako chór kolejne kwestie dopowiadają znajomi Meghan Markle. Jej koleżanki z planu zdjęciowego „Suits”, agent, przedstawiciele ochrony, a także osoby powiązane z dworem królewskim, ale nie w takim stopniu, aby można to było uznać, za stanowisko „Firmy” jak bywa nazywana rodzina królewska.
Wiele miejsca poświęcono opowieści o dorastaniu żony księcia Harry’ego – jej sytuacji rodzinnej, wychowaniu przez rozwiedzionych rodziców, edukacji i ambicjom.
Meghan Markle sama siebie przedstawia jako niezwykle ambitną osobę o wielu pasjach, przypomina swój aktywizm sięgający jeszcze wczesnych lat szkolnych (chodzi o interwencję skierowaną do producenta płynu do naczyń, który w reklamie sugeruje, że tylko kobiety muszą walczyć z tłuszczem na brudnych naczyniach i do nich kieruje swoją reklamę), a także rasizm, z którym stykała się tylko pośrednio, znając doświadczenia ciemnoskórej matki. Ona sama tego problemu nie poznała dopóty dopóki nie poleciała na spotkanie z rodziną męża.
Aktywiści czyniący świat lepszym miejscem
Serial w tak absolutnie czołobitny sposób przedstawia swoich bohaterów, że ich osiągnięcia jawią się jako co najmniej wyolbrzymione. Drugi odcinek serialu to pean na cześć Meghan Markle, jej działalności charytatywnej, która zestawiana jest z działalnością księżnej Diany. Książę Harry nie unika tych porównań, chętnie je eksploatuje. Podobnie dobitnie zwraca też uwagę na rasizm, z którym nie chciała walczyć jego rodzina.
Walka z rasizmem
Najbardziej kontrowersyjne tematy, które od dawna sygnalizują Harry i Meghan, czyli rasizm, brak wsparcia ze strony Windsorów dla problemów z tabloidami oraz ignorowanie nagonki na żonę księcia, przedstawiane są nie na ostrzu noża, ale pewnymi niedopowiedzeniami. Księżna Sussex nie mówi wprost, że relacja z księciem Williamem i jego żoną nie było najlepsza, ona mówi że jest typem przytulającym się i tak też wita się nawet podczas pierwszego spotkania, a okazało się, że nie każdy to lubi i rozumie. Tym samym otworzyła pole do spekulacji, jak mogło wyglądać pierwsze spotkanie dwóch wpływowych par, czyli synów króla Karola z partnerkami.
Przebitki ukazujące sielankowe życie rodziny w Kalifornii w swojej estetyce ocierają się o filmy Lifetime i Hallmarku. Przeestetyzowane spojrzenie na spełnioną i szczęśliwą rodzinę karmiącą kury, obserwującą ptaki i spędzającą czas z psami przywodzi na myśl pytanie – zatem po co ta wendeta?
Nie słyszymy żadnych trudnych pytań, każda kwestia wydaje się być idealnie przećwiczona. O ironio, Meghan Markle wspomina, że tak właśnie wyglądały ich oficjalne wywiady na potrzeby komunikatów tworzonych przez dwór: kwestie były ustalane, testowane, każdy element musiał być przemyślany, nie było mowy o improwizacji. Rozmowa na potrzeby dokumentu Netfliksa także daleka jest od spontanicznej.
Spontaniczna improwizacja?
Wizerunek bohaterów rozmowy, ich ubiór, uczesanie, kolory ścian i detale na stoliku, wszystko to wygląda jak realizacja precyzyjnego scenariusza. Nawet elementy czułości pomiędzy małżeństwem sprawiają wrażenie dobrze zaplanowanych. Pytanie zatem, po co to wszystko?
Wiadomo także, że niektóre materiały promocyjne nie odzwierciedlały wydarzeń, w których rzeczywiście brała udział para małżonków. Póki co, nie odnieśli się do tych zarzutów, podobnie jak Netflix i Archewell.
Dla osób szukających bogatych faktograficznie materiałów o rodzinie królewskiej, ten dokument wydaje się być bezużyteczny. Niewiele w nim twardych faktów, więcej prywatnych wrażeń ze spotkań nie mających znaczenia historycznego (chyba że informacja o tym, jak para spędziła Halloween w 2016 w przyszłości może okazać się kluczowa). Być może kolejne trzy odcinki zadośćuczynią tym brakom. Czego dowiedzieliśmy się z trzech pierwszych odcinków dokumentu? Że książę i księżna Sussex to para uroczych, uczynnych ludzi mających ambicję, aby czynić ten świat lepszym miejscem.
Dołącz do dyskusji: Dokument „Harry i Meghan” zadebiutował na Netfliksie. Czy warto go obejrzeć?
szajs dla maluczkich o parze,ktora nic sobie nie zawdziecza,bo nie skalali sie autentycznym wysilkiem.Megan to aktorzyca,troche sie zdazyla naklamac zanim ja wyluskano do nowej tym razem powaznej roli. Maluczcy maja sie poczuc zle ze im tak w zyciu nie wyszlo...Zupelnie niiieslusznie...