Historia popularności seriali medycznych w polskiej telewizji
Pamiętacie „Doktor Quinn”, oglądaliście w czwartkowe wieczory „Ostry dyżur”? A może dopiero postać Grega House’a, sprawiła, że wpisaliście dramaty medyczne w swój telewizyjny grafik? Przyjrzyjmy się ulubionym serialom medycznym polskiej widowni.
Dawno temu, bo pod koniec lat 70. w czechosłowackiej telewizji zrodził się „Szpital na peryferiach”. Serial opowiadał losy lekarzy pracujących w mieście Bor i mimo że cieszył się dużą popularnością, doczekał się zaledwie dwudziestu odcinków podzielonych na dwie serie. Zadebiutował w czechosłowackiej telewizji 5 listopada 1978, a dla polskiej widowni również stał się jedną z najpopularniejszych produkcji tamtego okresu.
W pierwszym odcinku, autobusem do fikcyjnego miasta Bor przyjeżdża młoda lekarka, Alžběta Čeňková (w tej roli Eliška Balzerová) żeby rozpocząć pracę w szpitalu. Bohaterka ukończyła studia medyczne i zaczyna praktykę lekarską. Motyw stawiania pierwszych kroków w zawodzie jest w serialach dosyć popularny. Tak samo rozpoczyna się serial „Przystanek Alaska” i życie doktora Joela Fleischmana w Cicely, o którym pisałam w poprzednim tekście cyklu, wspominając seriale lat 90.
Z Bostonu do Colorado Springs
Gdy poznajemy bohaterkę w pierwszym odcinku, wszyscy mieszkańcy są zaskoczeni jej przybyciem. Okazuje się bowiem, że doszło do pomyłki. Owszem, społeczność oczekiwała na przybycie lekarza do miasteczka Colorado Springs, ale mężczyzny, a nie kobiety. Spodziewali się doktora Michaela Quinn, a nie kobiety Michaeli Quinn. Są rozczarowani i właściwie skłonni zrezygnować z jej usług (nikt nie ufa kobiecie lekarce), ale doktor Quinn zyskuje niewielki kredyt zaufania ponieważ pomaga zdiagnozować chorego pacjenta.
Wiele czasu zajmie jej zjednanie sympatii mieszkańców, ale w końcu stanie się filarem lokalnej społeczności. Zwłaszcza, że nie bała się trudnych przypadków, epidemii, ratowania konających pacjentów mimo że jej gabinet wyposażony był dosyć skromnie. Czasami zdarzały się jej wielkie wyzwania diagnostyczne, a czasami spostrzegawczość pozwoliła jej odkryć, dlaczego niemowlęta karmione butelką ciągle chorują (okazało się, że butelki były źle zaprojektowane, nie można ich było dokładnie umyć przez co zalegające resztki pożywienia psuły się i trafiały do nowej porcji mleka, którym pojone były dzieci). W jakimś sensie, bohaterka także była Sherlockiem Holmesem, podobnie jak wiele lat później doktor Greg House. Tylko że on miał całe zaplecze diagnostyczne, a ona swoją wiedzę ze studiów, stetoskop, trochę narzędzi chirurgicznych i materiały opatrunkowe.
Michaela Quinn to przykład bohaterki nowoczesnej, samodzielnej, niezależnej, która forsowała swoje niepopularne w małej społeczności poglądy tak długo, aż udało jej się dowieść, że dla mieszkańców miasteczka jest kimś niezbędnym. Z czasem adoptuje trójkę dzieci swojej zmarłej pacjentki, a także zwiąże się z lokalnym outsiderem o imieniu Sully (w tej roli Joe Lando). Ta dwójka bohaterów na zawsze zapisze się w pamięci polskiej widowni. Jane Seymour i Joe Lando jawili się jako para idealna dlatego też często byli pytani o swoje prywatne relacje w nadziei, że może serialowa fabuła przeniesie się na rzeczywistość. Brytyjska aktorka bywała w Polsce w okresie szczytowej popularności serialu, a gdy okazało się, że ma polskie korzenie, przyjechała ponownie aby odbyć podróż w poszukiwaniu śladów rodzinnych swojego dziadka Ozera Frankenberga, który urodził się w Płocku pod koniec XIX wieku.
Powodów popularności serialu należy przede wszystkim upatrywać w tym jak prowadzona była narracja. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z nowoczesną lekarką, która w pracy stawiała na pierwszym miejscu medycynę zachodnią i najnowsze wyniki badań, odrzucała zabobony i lokalne wierzenia, ale była otwarta na inne kultury, medycynę alternatywną, o ile nie szkodziła tradycyjnemu leczeniu. Z drugiej strony była osobą niezwykle empatyczną, gotową nieść pomoc każdemu potrzebującemu i wspierać tych, których w miasteczku dopadł ostracyzm społeczny. Pamiętajmy, że akcja serialu toczy się w XIX wieku, a dokładnie po 1867 roku czyli po zakończeniu wojny secesyjnej, w dość konserwatywnej społeczności. W serialu pojawiały się takie tematy, jak alkoholizm, narkomania, rasizm, uprzedzenia klasowe, wykluczenie społeczne, problemy rdzennych mieszkańców Ameryki.
Mimo że „Doktor Quinn” emitowana była na długo przed czasami „doktora Google” i samo diagnozowania, serial już wówczas przestrzegał przed samoleczeniem i unikaniem profesjonalnej diagnozy medycznej. Z pewnością ocieplił też wizerunek lekarzy, podobnie jak kilka lat później „Klan” sprawił, że polubiliśmy farmaceutów.
Ostry dyżur w Chicago
Zupełnie inny „temperament” miał popularny serial końca lat 90., czyli „Ostry dyżur”, który oglądaliśmy na Polsacie. Serial miał swoją amerykańską premierę w 1994 roku i doczekał się aż 15 sezonów, stacja NBC zakończyła emisję w 2009. Formuła serialu zakładała bardzo dynamiczną narrację. Trafiamy na ostry dyżur jednego z chicagowskich szpitali, gdzie lekarze są całodobowo zajęci kolejnymi pacjentami. Rezydentom trudno zejść z dyżuru. Co chwila widzimy, jak podjeżdżają karetki pogotowia z chorymi, których życie jest zagrożone, albo – z drugiej strony – pacjenci z drobnymi urazami czekają na przyjęcie przez lekarza. Wszystko dzieje się w ruchu, bohaterowie cały czas chodzą i akcja toczy się na szpitalnym korytarzu, albo w sali operacyjnej. Poznajemy młodych lekarzy: doktora Johna Cartera (Noah Wyle), Susan Lewis (Sherry Stringfield), szefa rezydentów Marka Greena (Anthony Edwards), a także Douga Rossa (George Clooney) i Petera Bentona (Eriq La Salle). Każdy z nich co chwila wzywany jest do potrzebującego pomocy, w czasie jednego dyżuru przynajmniej dwa razy mają akcję reanimacyjną.
Nowością jaką wprowadził „Ostry dyżur” była duża liczba bohaterów, ich nieustająca rotacja, ciągłe zaangażowanie w pracę, a życie prywatne czekało na lepszy moment. Zdarzało się oczywiście, że kwestie prywatne były omawiane w trakcie prowadzenia zabiegu, ale przez większość czasu sfera prywatna dzieje się nieco mimochodem.
„Ostry dyżur” bił rekordy popularności pokazując brutalne realia pracy oddziałów ratunkowych, gdzie śmierć jest naturalnym etapem podczas dyżurów lekarzy i pielęgniarek. Nie każdego pacjenta da się ocalić, nie każdy uzyska odpowiednią pomoc, lekarze nie mają czasu, żeby rozmawiać z pacjentami o ich problemach osobistych, jak to miało miejscy w „Na dobre i na złe”.
Siłą serialu była dynamiczna akcja nie pozwalająca bohaterom nawet na chwilę usiąść przy stole, chyba że w czasie jakiegoś zebrania, albo posiedzenia komisji. Wszystko co ważne działo się podczas szpitalnego obchodu.
Serial doczekał się aż 15 sezonów, ponieważ wciąż losy bohaterów obchodziły widownię serialu i ważne było dla nich spotkanie na szpitalnym korytarzu. Na przestrzeni lat zmieniła się wielokrotnie ekipa serialowa, ale największą popularność osiągnęła ta pierwsza, z połowy lat 90. W serialu pojawiała się tematyka organów do przeszczepu, informowania o zgodzie na przekazanie organów, kwestia uzależnień, chorób psychicznych i wielu innych tematów stanowiących wówczas tabu.
Szpital w Leśnej Górze
Na fali popularności „Doktor Quinn” (w polskiej telewizji emitowana była w latach 1994-1998), a także „Ostrego dyżuru” zrodził się polski dramat medyczny, a właściwie opera mydlana, której akcja działa się w szpitalu w Leśnej Górze. Serial TVP2, „Na dobre i na złe”, opowiadał historię trójki dawnych znajomych ze studiów medycznych, którzy pracują razem w szpitalu. Trójkę bohaterów grali: Małgorzata Foremniak jako Zosia Stankiewicz, Artur Żmijewski jako Kuba Burski i Krzysztof Pieczyński jako Bruno Walicki. Wokół tych postaci konstruowana była fabuła pierwszych odcinków. Z czasem serialowe uniwersum poszerzono o kolejnych bohaterów. Poza sprawami prywatnymi, w każdym odcinku poznawaliśmy nowych pacjentów i ich problemy zdrowotne.
W kolejnych latach gdy „Doktor House” stał się w Polsce popularny, odcinki „Na dobre i na złe” były wyraźnie inspirowane zagadkami diagnostycznymi z amerykańskiego serialu. Serial emitowany jest od 1999 roku i jest najdłużej kręconą polską produkcją cotygodniową. Szczyt popularności serialu przypadł na lata zerowe, gdy widownia emocjonowała się losami Zosi i Jakuba. Gdy wątek został wyeksploatowany, a aktorzy nie byli zainteresowani kontynuowaniem pracy na planie, pojawili się kolejni bohaterowie, jak Witek Latoszek (Bartosz Opania) i Lena Starska (Anita Sokołowska), których perypetie stały się wiodącym wątkiem romansowym. Z czasem pojawiła się kolejna generacja lekarzy rezydentów, których grali: Katarzyna Dąbrowska jako Wiktoria Consalida, Marcin Rogacewicz jako Przemysław Zapała oraz Emilia Komarnicka – Klynstra jako Agata Woźnicka.
W „Na dobre i na złe” od zawsze ważne były związki i historie miłosne. Nie można więc nie wspomnieć relacji między pielęgniarką Bożenką (Edyta Jungowska) a salowym Markiem Zbieciem (Paweł Wilczak). Zaginięcie tego bohatera było jednym z bardziej dramatycznym wątków serialu, który zaangażował widownię i sprawił, że dyskutowano o nim i rozważano dalsze losy zaginionego bohatera. Podobnie dramatyczny był związek dyrektora Stefana Trettera (Piotr Garlicki) z siostrą oddziałową Danutą Dębską (Daria Trafankowska).
Sceptycy mówili, że wizja szpitala w Leśnej Górze jest zbyt idealistyczna i oderwana od rzeczywistości. Twórcy (Ilona Łepkowska, Ryszard Zatorski, Maciej Maciejewski, Piotr Wereśniak i inni) odpowiadali, że zależy im na pokazywaniu sytuacji, które powinny być normą w polskim szpitalu dlatego pacjenci traktowani są z szacunkiem, ich potrzeby są najważniejsze, a personel stara się pomóc każdemu potrzebującemu niezależnie od jego pochodzenia, sytuacji finansowanej i społecznej.
Gdy już przekarmiliśmy się polskimi realiami i poznaliśmy wszystkie historie i dramaty rodzinne trójki bohaterów, pojawił się on, lekarz diagnosta z New Jersey. „Doktor House” to kolejny fenomen telewizyjny, który śledziliśmy wstrzymując oddech i czekając na czwartkową premierę w TVP2.
Antybohater na miarę XXI wieku
Na temat serialu „Doktor House” (2004-2012, FOX) i jego bohatera, napisano już książki oraz setki publikacji i rozważań naukowych. Wystarczy wspomnieć te najbardziej popularne, jak np. „Dr House i filozofia wszyscy kłamią” Henry’ego Jacoby’ego i Williama Irwina, albo „Co dr House wie o medycynie” Andrew Holtza. Zestawianie diagnosty z postacią Sherlocka Holmesa dało nowe możliwości interpretacyjne dla serialu, podobnie jak analizowanie każdego jego zachowania, powiedzenia, czy konfliktu ze współpracownikami. Serial „Doktor House” był jedną z pierwszych produkcji, które polscy internauci oglądali dzięki torrentom. Dotyczyło to widzów, którzy nie chcieli czekać na emitowane z opóźnieniem odcinki w ramówce TVP. Z kolei starsza widownia oglądała serial w polskiej telewizji i także angażowała się w losy bohatera. „Doktor House” przyciągał do siebie bardzo zróżnicowaną widownię. To jeden z fenomenów, który śledzili zarówno studenci pobierając odcinki z sieci, a czasem czekając przy tym na błyskawicznie powstające polskie listy dialogowe tworzone przez internetowych tłumaczy, a także ich rodzice, oglądając serial z lekkim poślizgiem w stosunku do emisji amerykańskiej.
Oglądając serial podziwialiśmy Grega House’a (Hugh Laurie) za jego cięte riposty, bezkompromisowość, mówienie tego co myśli. A jak dzisiaj oceniamy tego bohatera? Czy z perspektywy czasu nie okazał się mizoginem, szowinistą i gburem? Kiedyś wszyscy chcieliśmy „być jak doktor House”, ale czy chcielibyśmy mieć takiego szefa, kolegę, sąsiada?
Marta Glanc, dziennikarka i wieloletnia fanka serialu, która w ostatnich tygodniach po latach przerwy wróciła do jego oglądania, zauważyła zmiany w odbiorze bohatera i serialu jako całości mimo że wciąż docenia wiele istotnych kwestii społecznych, które serial odważnie poruszał już osiemnaście lat temu.
- „Doktora House’a” zaczęłam oglądać jeszcze jako nastolatka i byłam zafascynowała serialem, oczywiście przede wszystkim główną postacią. Wróciłam do niego po latach przerwy i na razie dotrwałam do 4. sezonu. Na plus na pewno jest to, że twórcy poruszyli bardzo ważne tematy, które do dzisiaj w Polsce dzielą społeczeństwo. Tymczasem w pierwszym sezonie „Doktora House’a” pojawiły się np. dwie kobiety, które miały dziecko i nawet nikt tego w żaden sposób nie komentował. Aborcja traktowana jest jak zwykły zabieg, a w jednym odcinku Wilson mówi wprost, że zwlekanie z zabiegiem jest robieniem z kobiety żywego inkubatora. Innym razem poruszany jest temat eutanazji, jako coś, co lekarze robią, chociaż nie mówią o tym głośno – wyjaśnia. - Dużą przeszkodą w oglądaniu serialu po latach jest fakt, że Gregory House nie uznaje żadnych granic i często zachowuje się w sposób seksistowski. Zresztą kobiety wokół niego są po pierwsze w kanonie piękna, do tego niemal wszystkie darzą go uczuciem i seksistowskie zachowania niekiedy przyjmują z uśmiechem. Jeśli pojawia się kobieta, która nie wygląda jak modelka, to przedstawiana jest jako nieatrakcyjna, dziwna. Twórcy popadają więc w skrajności – dodaje nasza rozmówczyni. - Rozumiem, że House taki jest: ta postać nie ma być sympatyczna, a wręcz przeciwnie, dorosła osoba z ułożonym światopoglądem będzie oceniała ją krytycznie. Bardziej uderzyło mnie to, jak postaci wokół House’a pozwalają mu na zachowania autodestrukcyjne lub szkodzące pacjentom i innym pracownikom szpitala - podsumowuje.
Doktor House jako osoba uzależniona od Vicodinu i innych leków przeciwbólowych, a także nieustannie będąca pod ich wpływem, podejmuje wiele decyzji mających związek z bezpieczeństwem pacjentów szpitala. Mimo że wiedza ta jest praktycznie powszechna, to znaczy wiedzą o tym inni lekarze, jego przełożona, na przestrzeni całego serialu niewiele osób podejmuje jakieś konkretne działania, aby z tym walczyć. Zwykle kończy się na krótkiej pogadance. Konkretne działania wobec bohatera podejmowane są w trzecim sezonie, kiedy po kradzieży recept z nazwiskiem doktora Wilsona, House otrzymuje ultimatum: odwyk albo więzienie. Wybiera kolejną kradzież leków, tym razem w szpitalnej aptece wyłudzając je na nazwisko zmarłego pacjenta. To dość mocno pokazuje, jak uzależnienie wpływało na podejmowane przez lekarza decyzje.
Równocześnie Greg House lecząc pacjentów w dziennej klinice, obraża ich, upokarza, demaskuje niewiedzę. Spotykają go za to nieliczne konsekwencje. Sam mówi, że nie musi być miły, ważne żeby był skuteczny i ratował życie pacjentów. Czy to naprawdę wystarczy? Czy traumatyzowanie kogoś kto walczy o życie, można w jakiś sposób usprawiedliwić?
Podobnie jak komentowanie wyglądu, stylu życia, problemów rodzinnych swoich współpracowników? Dzisiaj te wątki domagają się reinterpretacji i powiedzenia wprost, że doktor House nie był najlepszym lekarzem na jakiego możemy trafić. Zdolnym diagnostą być może, ale to wciąż za mało, żeby zapewnić pacjentowi komfortowe leczenie. Przypuszczam, że nikt z nas nie chciałby być leczony przez wybitnego specjalistę pod wpływem silnych leków dawkowanych jak cukierki.
Na przestrzeni kolejnych sezonów klimat w miejscu pracy House’a zmienia się, niektórzy rezygnują ze współpracy z nim, inni wiernie trwają u jego boku. Jednak problemy zdrowotne Grega House’a, które prowadzą w pewnym momencie do halucynacji, sprawiają że nie jest w stanie normalnie pracować. Finałowe odcinki sezonu trzeciego, piątego i siódmego, zamykały losy bohatera na wypadek gdyby twórcy nie dostali zielonego światła na kontynuację, ale finał sezonu ósmego, czyli odcinek 177, zatytułowany „Wszyscy umierają” to swoisty traktat o tym, co powinien wybrać bohater: życie, czy śmierć? Rozważania Grega House’a i halucynacje, w których widzi osoby kiedyś ważne w jego życiu sprawiają, że podejmuje decyzję. A jaką? Musicie obejrzeć sami. W tym momencie serial wykroczył poza ramy dramatu medycznego i skupił na rozliczaniu wyborów bohatera prowadząc nas zawiłymi ścieżkami jego umysłu.
Doktor House bywa nazywany jednym z pierwszych antybohaterów złotej ery telewizji. Zestawiany z takimi postaciami, jak Tony Soprano („Rodzina Soprano”, HBO”), Don Draper („Mad Men”, AMC), czy Walter White („Breaking Bad”, AMC), stanowi przykład bohatera w kryzysie, a takich w ostatnich latach oglądamy najchętniej. Co ciekawe, to jedyna postać w zestawieniu, wywodząca się z serialu wyprodukowanego przez stację ogólnodostępną, a nie elitarną telewizję kablową dysponującą większym budżetem i prestiżem wśród odbiorców. Z serialu z pewnością zapamiętamy liczne powiedzenia Grega, m.in. „wszyscy kłamią” oraz „ludzie się nie zmieniają”.
Indywidualiści kontra gracze zespołowi
W tym samym czasie, gdy „Doktor House” święcił swoje pierwsze trumfy, stacja ABC rozpoczęła emisję serialu „Chirurdzy”, który – podobnie jak „Na dobre i na złe” – jest do dzisiaj emitowany. Punkt wyjścia produkcji Shondy Rhimes był podobny jak w polskim serialu – poznajemy pięciu młodych rezydentów rozpoczynających pracę w szpitalu klinicznym Seattle Grace Hospital. Główną bohaterką jest Meredith Grey (w tej roli występująca w serialu do dzisiaj, czyli przez 19 sezonów, Ellen Pompeo, która niebawem odejdzie z serialu), poza nią w zespole rezydentów poznajemy: Cristinę Yang (Sandra Oh), Izzie Stevens (Katherine Heigl), George’a O’Malleya (T. R. Knight) oraz Alexa Kareva (Justin Chambers).
Przez dziewiętnaście sezonów zdarzyło się tam dosłownie wszystko – romanse, odwołane w ostatniej chwili śluby, weterani z Iraku, katastrofy lotnicze, pandemia koronawirusa i niezdane egzaminy lekarskie. Wiele zmian wymuszały odejścia aktorów z serialu. Do dzisiaj została w obsadzie tylko Ellen Pompeo, która powiedziała ostatnio, że po tylu latach na planie serialu jej „mózg jest jak jajecznica”. Aktorka przyznała, że jest zmęczona pracą na planie i chce coś zmienić w swoim życiu zawodowym. Ellen Pompeo rozstanie się z serialem 23 lutego 2023 roku w 7 odcinku 19 sezonu. Wyjedzie z córką, aby zapewnić jej lepszą edukację, a sama przyjmie lukratywną ofertę pracy.
„Chirurdzy” w dużej mierze skupiali się na życiu prywatnym bohaterów tym samym stając się pełnoprawną operą mydlaną z wątkami medycznymi. Serial ogląda najwierniejsza widownia, która wraz z nim dorastała i zmieniała swoje życie. Podobnie dzieje się w przypadku serialu „Klan”, który towarzyszy widowni od lat i zmienia się wraz z nią.
Dlaczego oglądamy seriale medyczne?
Kiedyś chcieliśmy poznawać tajemnice gabinetów lekarskich i dowiadywać się, jak wyglądają zabiegi, gdy leżymy nieświadomi na stole operacyjnym. Dzisiaj możemy zajrzeć do wyszukiwarki i wszystkiego dowiedzieć się w ciągu kilku sekund. Jednak zawód lekarza, odpowiedzialność za ludzkie życie i konieczność posiadania ponadprzeciętnych kompetencji zawsze fascynowała widownię.
Po części było to podglądanie dziejących się cudów, a po części chęć uwierzenia, że ktoś się nami zaopiekuje gdy będziemy potrzebować pomocy. Dlatego tak bardzo zwracają naszą uwagę „lekarze z ludzką twarzą”. Na przestrzeni ostatnich dekad oglądaliśmy wiele dramatów medycznych dlatego ich formuła wydaje się mocno wyeksploatowana.
Najnowszym popularnym serialem medycznym jest „Nowy Amsterdam”, ale oczywistym jest, że twórcy muszą znaleźć nowy sposób opowiadania nam o pracy lekarzy, ponieważ jako widownia złotej ery telewizji „wszystko już widzieliśmy”. Nawet szpitalna opera mydlana, w której występował Joey Tribbiani w serialu „Przyjaciele” przestała już bawić.
Pozostaje nam czekać na kolejnego charyzmatycznego bohatera, albo bohaterkę na miarę Michaeli Queen i Grega House’a.