Scenarzysta „1670” i „The Office PL” : Polskie seriale są na coraz wyższym poziomie
„The Office PL” okazał się sukcesem i przekonał do siebie sceptyczną widownię. „1670”, czyli satyra na życie polskiego szlachcica zachwyciła bijących się na celne riposty polityków, dzieciaki z liceum oraz ich dziadków. Za sukcesem tych seriali stoi scenarzysta, Jakub Rużyłło, którego scenariusz do serialu „1670” został nominowany przez Gildię Scenarzystów Polskich do nagrody w kategorii najlepszy scenariusz serialu fabularnego. Z Jakubem Rużyłłą rozmawiamy o serialach.
Małgorzata Major: Dlaczego komedia?
Jakub Rużyłło: To wszystko był trochę przypadek, nie planowałem tego. Moje życie po prostu potoczyło się w taki sposób. Nie było tak, że wszystkie moje prace brały się stąd, że miałem pomysł, że będę pisał i zmierzałem konsekwentnie do tego punktu.
Przez jakiś czas pracowałem w reklamie bez ambicji na wkraczanie w świat filmu. Wcześniej zajmowałem się freestylem, startowałem w bitwach freestyle’owych, często wygrywałem i znajomi kojarzyli mnie z tej zajawki. Jeden z nich, działających w branży filmowej, odezwał się do mnie z propozycją spróbowania sił w telewizji. Był to Ivo Krankowski, który teraz jest producentem serialu „1670”, więc w tym sensie historia zatoczyła koło.
Tworzył akurat program typu „late night” dla Canal+, który finalnie nigdy nie powstał. Tam zacząłem pisać żarty do monologów i innych segmentów. Później poszło już pocztą pantoflową. Tam kogoś poznałem, ktoś mnie polecił, byłem w „SNL Polska”. Produkowali go ludzie, którzy potem zaczęli robić filmy i oni zaproponowali mi i innemu writerowi, Łukaszowi Sychowiczowi, napisanie czegoś dla nich. Nie planowałem komedii, to ona sama mnie znalazła i super, że tak się stało.
Na pewno jest trochę punktów wspólnych między pisaniem komedii, a rapowaniem w takim wydaniu w jakim ja to robiłem. Bitwy freestyle’owe wymagają komediowego zmysłu. Komedia jest też chyba „najgęściej” pisaną formą filmową, bazuje na dialogu. W tym sensie blisko jej do rapu.
Inspiracje
Małgorzata Major: Domyślam się, że miniona dekada ukształtowała Cię jako twórcę komediowego. Co bawiło Cię 10 lat temu? „Louie” Louisa C.K., „Dziewczyny” Leny Dunham, a może „BoJack Horseman” Raphaela Boba-Waksberga?
Jakub Rużyłło: Z tych rzeczy, które wymieniłaś, to zdecydowanie działalność Louisa C.K. Rzeczywiście był dla mnie bardzo kształtującym twórcą. Serial „Louie” na pewno, ale też jego stand-up. Lubię komedię mocno opartą na cringe’u, więc też „The Office” oczywiście jest takim dziełem, które było dla mnie fundamentalne w myśleniu o komedii. Jeśli jest oparta na cringe’u, jest czymś takim, co zawsze do mnie trafia dużo bardziej niż sitcomowe pisanie, czyli komedia punktowa oparta na punchline’ach. Bardziej kręci mnie komedia, która wynika z nastroju, z organicznej sytuacji, a niekoniecznie z błyskotliwości bohaterów.
Teraz właśnie, skoro mówimy o cringe’u, kończę oglądać „The Curse”. Jestem zachwycony, bo to jest kolejne przesunięcie granicy cringe’u do granic. W ciągu ostatnich lat wyszedł też kapitalny sketch show „I Think You Should Leave with Tim Robinson” Netfliksa i on też przesuwa cringe w skrajne rejony, ale trochę inaczej niż „The Curse”.
Zdecydowanie komedia cringe’u najbardziej mnie inspiruje. Również filmowe „What We Do In The Shadows” i - tu też skręcając w inną nogę komediową - to, co się działo w ostatniej dekadzie, czy nawet trochę wcześniej w komedii nowozelandzkiej, czyli Taika Waititi i Jemaine Clement. A także Flight of the Conchords, to już z kolei lekki absurd, który też jest mi bliski.
Kobiety w komedii
Małgorzata Major: Czy bawią Cię jakieś kobiety?
Jakub Rużyłło: Jestem fanem Kristen Wiig z SNL’a, która teraz robi już karierę filmową, ale to jest taka osoba, która zawsze na maksa mnie śmieszyła i tak samo Kate McKinnon. SNL to raczej bezpieczny humor, dla szerokiego amerykańskiego widza, ale i tak mam zwyczaj, że w każdą niedzielę rano oglądam wszystkie skecze z poprzedniej nocy. Wciąż jest tam dużo dobrych pomysłów, którymi można się zainspirować.
Jeżeli miałbym wskazać coś bardziej niszowego, przychodzi mi do głowy serial „PEN15”, nie wiem czy jest aktualnie w Polsce dostępny w streamingu. Serial jest zrealizowany trochę na patencie jak film Koterskiego „7 uczuć”. Dwie dorosłe kobiety grają 13-latki, które wchodzą w interakcje uczuciowe z innymi nastolatkami, ale one mają taką urodę, że w serialu to działa. Cała akcja dzieje w okolicach 2000 roku, kiedy ja właśnie miałem tyle lat i pokazuje pierwsze romanse nawiązywane przez komunikatory typu Gadu Gadu, muzykę tamtych czasów, początki internetu.
Skoro mowa o kobietach, to nie mogę też nie wspomnieć o jednej z 2-3 moich ulubionych postaci komediowych w historii, czyli Seline Meyer, granej przez Julie Louis-Dreyfus w serialu „Veep”.
Nagrody GSP
Małgorzata Major: Muszę zapytać o nominacje do nagród Gildii Scenarzystów Polskich w kategorii scenariusz serialu fabularnego 2023. Poza nominowanym scenariuszem Twojego autorstwa dla serialu „1670”, znajdziemy tam najlepsze seriale Netfliksa końca 2023 roku. Czy miałeś okazję już je oglądać?
Jakub Rużyłło: Widziałem większość z tych które są na Netfliksie i - nie zgrywam dyplomaty - naprawdę wszystkie mi się podobały. Zarówno „Infamia”, jak i „Informacja zwrotna”. Nie widziałem tylko „Morderczyń”, bo raczej nie oglądam kryminałów. Jestem też dużym fanem „Absolutnych debiutantów” i odtwórczyni głównej roli, czyli Martyny Byczkowskiej, która zagrała też u nas w „1670”.
Małgorzata Major: Patrząc na listę nominowanych, można odnieść wrażenie, że dokonuje się pokoleniowa zmiana warty. Czy mając dobry pomysł i dobry warsztat łatwiej dzisiaj znaleźć chętnych do realizacji scenariusza, czy wciąż długoletni dorobek ma pierwszeństwo?
Jakub Rużyłło: Moja perspektywa jest specyficzna, bo działam na komediowym poletku. Odkąd zacząłem pisać komedię i pracować w tej branży, nie miałem w ogóle poczucia, że jestem hamowany przez starszych, bo komedia w Polsce jest na tyle nieobsłużonym gatunkiem, że nowi ludzie są w niej potrzebni. W ostatnich latach ciągle mówiło się o tym, że komedia w Polsce jest słaba, że nikt tego nie umie tutaj robić itd. więc mam wrażenie, że wejście do branży od tej strony jest dużo łatwiejsze.
I też teraz, robiąc różne projekty, odmawiając jakichś rzeczy i otrzymując pytania producentów o scenarzystów, widzę, że jest zapotrzebowanie na takich twórców, że jednak wciąż jest ich mało. Obecnie jest spore zapotrzebowanie w Polsce na komediowe rzeczy. Nie mamy tradycji komediowej młodszej niż kabarety z czasów PRL-u, filmy Barei itd. Jest spore zapotrzebowanie na młodych ludzi czujących komedię.
Zmieniła się też percepcja seriali na przestrzeni lat, w Stanach już 25 lat temu, w Polsce trochę później, ale to też oznacza, że serialowy know-how nie jest oparty na ludziach, którzy mają po 70 lat, bo oni wywodzą się z innej kultury tworzenia, ze świata kina i filmów. Trudno byłoby żeby oni rozdawali karty w tej dosyć świeżej przestrzeni twórczej, jaką są seriale.
Zeszły rok to był dobry czas dla Netfliksa i też mam wrażenie, że polskie seriale są na coraz wyższym poziomie. Chyba po prostu nauczyliśmy się w końcu jak je robić.
Quality tv vs. streaming
Małgorzata Major: David Chase, twórca „Rodziny Soprano” w ostatnim wywiadzie opłakiwał koniec telewizji jakościowej i mówił, że czasy streamingu wymuszają pisanie mniej rozbudowanych narracji, że musi być krócej i mniej skomplikowanie. Też tak sądzisz?
Jakub Rużyłło: Ostatnio z kimś rozmawiałem, że rzeczywiście jest tak, że teraz rynek jest bardziej otwarty dla miniseriali. Streamingi promują tworzenie dzieł, które są zamkniętą formą. Seriale takie jak „The Wire”, „Sopranos”, czy „Breaking Bad” tworzysz na lata i dzisiaj nikt już nie da twórcy tego komfortu, no chyba, że jesteś Vincem Gilliganem i możesz zrobić „Better Call Saul” dokładnie w taki sam sposób jak „Breaking Bad”. Takich twórców jest kilku.
Obecnie coraz trudniej jest przebić się z serialem, który zaplanowany jest na lata, bo strategia w streamingu jest agresywniejsza niż przed laty w tradycyjnej telewizji – jakiś serial zalicza zadyszkę, to kasuje się go i idzie w nowy. A z biznesowego punktu widzenia stratą pieniędzy jest tworzenie serialu, który był pisany na lata, ale został urwany w środku. Wyobraźmy sobie, że „Breaking Bad” zostałby skasowany po trzecim sezonie. To jest serial, którego nowy widz nie odpali, bo już wie, że nie ma sensu, skoro twórcy nie opowiedzieli swojej historii do końca.
Patrząc jednak z drugiej strony, gdy myślę o serialu „The Curse” to ciężko mi sobie wyobrazić, że mógłby powstać w erze telewizyjnej. To jest zbyt dziwna rzecz na telewizję. Obecnie dużo narzekamy na streamingi i ich kapitalistyczny pęd ku wzrostowi, że nie powstają już seriale, które pełnią rolę dziewiętnastowiecznej powieści i jest w tym jakaś prawda, ale prawdą jest też to, że obecnie powstaje bardzo dużo rzeczy, które kiedyś nie miałyby prawa w ogóle zaistnieć, bo w ramach rzeczywistości telewizyjnej totalnie się nie mieściły. Streamingi cały czas chcą też mieć rzeczy, które będą ambitne i będą zaspokajały gusta tej najbardziej wymagającej publiczności.
Polski serial o raperach
Małgorzata Major: Czy to Ty wymyśliłeś postać Młodego Małolata w drugim sezonie „Sexify”?
Jakub Rużyłło: Wymyśliłem tę postać, natomiast muszę oddać Nikodemowi [Rozbickiemu, odtwórcy roli popularnego rapera w serialu „Sexify” Netfliksa – przypis red.], że on sam sobie napisał te rapowane rzeczy. Miał wtedy dużą zajawkę, żeby się w tę postać zanurzyć i bardzo chciał sam pisać rap dla niej, więc zszedłem mu z drogi i pozwoliłem stworzyć własne kawałki, które ta postać rapuje w serialu.
Małgorzata Major: A czy chciałbyś w przyszłości napisać serial o raperach, np. komedię?
Jakub Rużyłło: Jest trochę tak, że kiedy coś jest ci bardzo bliskie i masz na ten temat dużą wiedzę, to czasem ciężko jest o tym pisać. Jest teoria, że za dużo researchu to też nie jest dobrze. Jakbym miał pisać coś osadzonego w świecie rapu, to musiałoby być naprawdę ciekawe. Nie jest łatwo o taki pomysł. Gdy w „The Office PL”, który też pisze, pojawiają się jakieś rapowe rzeczy i ktoś mi mówi, że fajnie że wspominamy o Moleście, to zawsze wyjaśniam, że 90 proc. tych treści to nie jestem ja, że piszą to inni scenarzyści, sam unikam tematu hip-hopowego.
Nie mam teraz jakiegoś super pomysłu na to, więc nie myślę o tym. Natomiast z ciekawostek: mam na komputerze pilota serialu trochę w stylu „Dave’a”, czyli serialu o amerykańskim raperze. Ostatnio go nawet czytałem i jest całkiem śmieszny, ale pisałem go pod Matę, kiedy ten miał moment, gdy rozważał wejście w świat filmu. Finalnie Mata się rozmyślił, więc temat umarł.
Dzwonili do mnie też kilka lat temu i wydaje mi się, że to musieli być ludzie od „Infamii”, bo mówili, że robią serial o rapującej dziewczynie i że przydałby im się konsultant do pisania rapu dla niej. Ale wtedy szybko odrzuciłem ten pomysł. Wychodziłem z założenia, że jeśli powstaje coś o rapie, to musiałbym mieć dużą kontrolę nad scenariuszem, bo boję się takich rapowych rzeczy w Polsce. I teraz gdy zacząłem oglądać serial „Infamia”, to trochę żałowałem, bo fajnie wyszedł.
Małgorzata Major: „Infamia” to bardzo udany serial, ale teksty rapowe bohaterki były często krytykowane. Czy napisałbyś jej lepsze wersy?
Jakub Rużyłło: Rap raz był lepszy, raz był gorszy, ale też pamiętajmy, że w serialu był on twórczością licealistki zaczynającej przygodę z rapowaniem. Gdyby rapowała jak Bisz to nie byłoby to super wiarygodne. Warto też pamiętać, że serial tworzy się dla widza, który nie jest koniecznie wielkim znawcą hip-hopu i to nie zawsze musi być tak, że ten rap będzie dobry, jeżeli będzie się podobał najbardziej zatwardziałym hip-hopowym głowom takim jak ja. To czy był idealnie napisany, moim zdaniem nie ma aż tak dużego znaczenia. Dużo ważniejsze jest to, czy pełni swoją funkcję w ramach tej opowieści.
Uważam, że jest przestrzeń na polski serial o raperach. Tylko, że to jest szybko ewoluujący gatunek. Ktoś napisze scenariusz, który będzie się mielił pięć lat, zanim trafi do realizacji i nagle okaże się bardzo wczorajszy. To jest właśnie pułapka tematów, które mają bazować na aktualności. Wydaje ci się, że zrobiłeś coś aktualnego, ale twoi bohaterowie mówią tak jak się mówiło pięć lat temu, a nie tak jak teraz.
„The Office PL”
Małgorzata Major: Napisałeś bardzo smutny odcinek świąteczny trzeciego sezonu „The Office PL”, doskonale łączący kulturę polskich świąt z samotnością, która dotyka współczesnych ludzi. Skąd pomysł na taki wątek? To zdecydowanie jeden z najlepszych odcinków serialu.
Jakub Rużyłło: Bardzo się cieszę, że to mówisz, ja też bardzo lubię ten odcinek, byłem z niego dumny, jak go zrobiliśmy. Złożyło się na to kilka kwestii. Po pierwsze dla mnie „The Office” to serial, który w dużej mierze bazuje na smutku. To jest komedia, ale dla mnie „The Office” ma w sobie pierwiastek melancholii, jest też serialem o samotności w dużej mierze.
Miałem taką myśl dookoła świąt, że ten temat w polskiej kinematografii generalnie jest raczej ogrywany w pozytywny sposób. Jest jednak wielu ludzi, dla których święta wcale nie są czymś przyjemnym i że brakuje dzieł, które oddają ten nastrój, bez naiwnego plot twistu w pozytywną stronę. Odcinek jest skonstruowany tak, że wszyscy bohaterowie, chociaż oczywiście ten odcinek koncentruje się dookoła Michała i jego samotności, ale wszyscy bohaterowie mają swoje setki na temat świąt i wszystkie są gorzkie. Taki był mój cel, żeby zbudować odcinek, który opowie o świętach z trochę innej perspektywy, w innym klimacie niż zwykło się to w Polsce robić. Wydaje mi się, że „The Office” jest dobrym wehikułem dla takiej treści, że ten serial działa, kiedy łączy cringe’ową komedię z czymś momentami bolesnym. Trzeci sezon rzeczywiście jest najbardziej gorzki ze wszystkich, które zrobiliśmy i moim zdaniem pod tym względem jest naprawdę fajny.
Jeszcze a propos polskich kontekstów świątecznych, niestety w ostatniej chwili wyleciała nam scena, kiedy Michał siedzi z rodziną już po tej całej chryi, która się wydarzyła i oglądają „Kevina samego w domu” i Michał spojluje każdą scenę. Scena wypadła w montażu, bo ten odcinek i tak już miał kilka zakończeń więc zdecydowaliśmy się ją usunąć.
Małgorzata Major: Jak znosiliście negatywny odbiór pierwszego zwiastuna przed premierą serialu?
Jakub Rużyłło: Gdyby to były moje pieniądze wpompowane w ten serial, gdybym był Canal+, albo Jake Vision czyli firmą produkującą, to pewnie byłbym przerażony, ale z perspektywy twórcy tego serialu, to było dla mnie nawet spoko, bo miałem poczucie, że wiem, że ten serial będzie lepszy niż się wydaje na bazie trailera i że trailer obniża oczekiwania wobec nas. Dla mnie osobiście to w ogóle nie było nieprzyjemne i stresujące, nie przejmowałem się tym, po prostu wiedziałem, że będzie lepiej. Z punktu widzenia promocji serialu, pewnie lepiej by było gdyby trailer przyjął się super, a tak musieliśmy nadrabiać.
Osobiście stresowałem się na początku, kiedy zaczynaliśmy robić ten projekt. Proces tworzenia serialu na początku był bardzo chaotyczny, dużo różnych wizji się zderzało ze sobą, więc było sporo nerwowości, ale gdy już serial powstał, to wiedziałem, że jest lepszy niż wygląda na trailerze.
Małgorzata Major: Czy spodziewaliście się, że postać Darka okaże się tak dużym sukcesem? Czy ktoś spośród scenarzystów ma największy wpływ na to, jak rozwija się ten bohater czy to wspólny wysiłek?
Jakub Rużyłło: To wspólny wysiłek. Nie dzielimy się bohaterami, że ktoś prowadzi Darka a ktoś Michała. U nas praca w writers’ roomie polega na tym, że każdy z nas pisze swoje odcinki, ale poprzedza to wspólna praca czyli wymyślanie fabuły na cały sezon, wymyślanie co się będzie działo z bohaterami i co będzie się działo w odcinkach. Potem rozchodzimy się i każdy pisze swoje odcinki.
Jeśli chodzi o moje podejście do pisania Darka, to od początku wyobrażałem sobie, że Darek, też z racji tego że on jest w innym wieku niż Dwight, czyli pierwowzór tej postaci, będzie kimś pomiędzy Dwightem Schrutem a Ronem Swansonem z „Parks and Recreation”, czyli drugiego mockumentu z tej epoki. Ron Swanson był gościem nastawionym antyrządowo, trochę dziadersem. Od początku pisząc Darka, myślałem o nim, jako o fuzji tych dwóch postaci.
W przypadku „The Office PL” ciężko było jednoznacznie powiedzieć, jak to się przyjmie. Abstrahując od trailera, mieliśmy obawy, że to się może zupełnie nie przyjąć, więc było dla nas miłym zaskoczeniem, że ludziom bardzo spodobał się Darek. Wiadomo, że Woronowicz jest rewelacyjny w tej roli, ale czy było to dla mnie oczywiste od początku że tak będzie, że ludzie go pokochają? Nie, nie wiedziałem tego. Tak samo było z serialem „1670”. Nie wiedziałem, jak ludzie przyjmą postać Bogdana. Ona była napisana najgrubszą kreską. Nie mówię o tym, jak gra go Dobromir, bo uważam, że robi świetną robotę i jeszcze dokłada tej postaci warstwę dramatyczną, co nie było aż tak bardzo widoczne w scenariuszu. Okazało się, że właśnie świetnie ją przyjęli, że jako widzowie, jak już kupimy dany świat, to lubimy postacie, które są pisane grubą kreską, więc Darek też świetnie się przyjął i teraz jest „lokomotywą” serialu. Adam Woronowicz jest zajarany tym, że to robi i praca z nim na planie jest świetna, bo ma entuzjazm i energię dwunastolatka. To przyjemność współpracować z tak zdolnym człowiekiem.
Patrycja Kowalska w uniwersum „The Office PL”
Małgorzata Major: Czy któraś z postaci jest Ci szczególnie bliska?
Jakub Rużyłło: W ostatnim sezonie dużo satysfakcji dała mi praca nad postacią Patrycji, bo ta postać to największa zmiana względem tego co znamy z formatu amerykańskiego i brytyjskiego. W pewnym momencie pojawiła się u nas rozterka co z nią zrobić, bo z punktu widzenia konstruowania tego świata, na dłuższą metę to nie było wygodne, że są dwie postaci, które pełnią bardzo podobną rolę (Patrycja i Michał).
Jestem dużym fanem tego, jak Vanessa [Aleksander odtwórczyni roli Patrycji Kowalskiej w „The Office PL” – przypis red.] tą postać gra, ale cały czas mieliśmy poczucie, że ona i Michał się kanibalizują w tym świecie i zastanawialiśmy się, co z tym zrobić. Dwa sezony wyczerpały tę sytuację, że oni we dwójkę są szefami. Ich rywalizacja nie mogła się ciągnąć w nieskończoność. Postanowiliśmy, że wykonamy radykalny ruch z postacią Patrycji. Vanessa na początku nie była do końca z tego zadowolona, bo to oznaczało dla niej mniej dni zdjęciowych. W trzecim sezonie jest jej po prostu mniej w ramach tego świata, ale my od początku mówiliśmy jej, że będzie cię trochę mniej, ale zobaczysz, że będziesz miała dużo fajniejszą rzecz do zagrania. Mamy pomysł, żeby tą postać ciekawie poprowadzić, żeby ona coś przeżyła i w związku z tym mamy też paliwo na czwarty sezon dla tej bohaterki.
W tym sezonie było kilka ryzykownych, jak na polski sitcom, patentów czyli problem narkotykowy, taki dosyć hardcorowy, jak na tego rodzaju format, ale dzięki temu udało nam się rozwiązać problem przeprowadzki Patrycji do Warszawy i pomogliśmy rozwinąć się tej postaci.
Małgorzata Major: Co przydarzy się bohaterom w czwartym sezonie?
Jakub Rużyłło: Jeszcze nie zaczęliśmy pisać odcinków, zastanawiamy się, co z tymi postaciami zrobić. Jest kilka wątków, które wymagają zaopiekowania i teraz myślimy, co dalej. To jest też taka sytuacja z serialami w Polsce, że jako twórca nie wiesz, jak długo jeszcze będzie ci dane pisać dany serial.
Nie mamy do końca takiego komfortu, że wiemy, że zrobimy jeszcze trzy sezony „The Office PL”, więc to jest zawsze stąpanie po kruchym lodzie. Zawsze jest w nas taka myśl, żeby te sezony kończyły się w taki sposób, żeby potencjalnie mogły być jakimś zamknięciem historii.
Mam poczucie, że trzeci sezon był bardzo smutny i emocjonalny, więc możliwe, że ten sezon będzie trochę bardziej komediowy, żeby zagrać na trochę innej nucie, bo nie da się cały czas utrzymać takiego samego poziomu zaangażowania emocjonalnego, ale zobaczymy.
Małgorzata Major: Muszę jeszcze zapytać o to, czy Darek jest fanem pana Artura, czyli zwycięzcy „Jednego z dziesięciu”, który w finale osiągnął rekordowy wynik.
Jakub Rużyłło: Tak, na pewno! Problem tylko z panem Arturem jest taki, że on chyba nie chce za bardzo zamieszania dookoła siebie. Więc też nie wiem, czy byłoby to super moralne, żeby jakoś bardzo brać go na warsztat. Niewykluczone, że Darek o nim wspomni, ale na pewno nie będziemy z niego robić bohatera odcinka, bo myślę, że pan Artur nie czułby się z tym komfortowo.
„1670” czyli nowa czerń Netfliksa
Małgorzata Major: Czy 13 grudnia, w dniu premiery „1670” na Netfliksie czytałeś recenzje, komentarze? To Twój autorski projekt więc na pewno odebrałeś to bardzo osobiście.
Jakub Rużyłło: Tak, bardzo osobiście. To było dla mnie stresujące. Nie czułem tego aż tak bardzo, ale myślę, że w ciele się to odkładało przez miesiące, mam na myśli stres związany z wyjściem tego serialu. Mam taki zwyczaj, ale już się go powoli wyzbywam, przy okazji „1670” udało mi się trochę go zwalczyć, że kompulsywnie czytam recenzje, reakcje, komentarze itd. I tutaj też przez pierwsze dni robiłem to w taki sposób. Ale skala reakcji na serial była tak duża, co oczywiście było super przyjemne i onieśmielające, że szybko doszedłem do takiego momentu, że już po prostu muszę wrócić do normalnych zajęć.
Tyle rzeczy było pisanych o tym serialu. Na temat komedii, historii, polityki i wszystkiego. Tusk, Morawiecki, wszyscy się wypowiadali. Po paru dniach uznałem, że dla higieny psychicznej już wystarczy. Już się nacieszyłem, już się nakarmiłem tym wszystkim, bo też nie ma co ukrywać to przyjęcie generalnie było bardzo dobre.
Tworząc „1670” mieliśmy poczucie, że to jest dobre, ale nie spodziewaliśmy się, że pójdzie aż tak szeroko, że aż tak zarezonuje z ludźmi z różnych pokoleń. To jest dla nas zaskakujące, bo myśleliśmy, że my jako twórcy, czyli 35-letni faceci, opowiadamy nasz humor i że będzie to działać na ludzi takich jak my. Okazało się, że dużo starszych ludzi to ogląda, dużo dzieciaków to ogląda, więc udało nam się w coś ewidentnie trafić, w jakąś potrzebę w narodzie.
Z komedią jest coś takiego, że ten element śmieszności jest takim magicznym pierwiastkiem. I że on może odpalić, a może zupełnie nie odpalić i wtedy każdy kolejny żart tylko cię pogrąża, więc do końca miałem taką obawę, że ludzie będą to oglądać i to ich nie będzie śmieszyć, ale rzeczywistość okazała się bardzo dla nas przyjemna.
Małgorzata Major: Jan Paweł był wdzięcznym obiektem kpiny, ale trudniej pewnie byłoby zażartować z Anieli? Czy miałbyś ochotę pokąsać postaci, które były naszymi oczami w uniwersum „1670”?
Jakub Rużyłło: Jeszcze nie wiadomo, czy drugi sezon powstanie, ale jak o nim myślę, to chciałbym zaopiekować się większą ilością postaci, które tak dobrze zostały przyjęte. Bartłomiej Topa w roli Jana Pawła jest wybitny i cały pierwszy sezon opiera się na nim i tej postaci.
Nie czułem tego tak bardzo jak to pisałem, ale potem będąc na planie, widziałem, że prawie w każdej scenie obecny jest Jan Paweł. Teraz mam taką ambicję, żeby dać więcej przestrzeni także innym postaciom. Jan Paweł oczywiście cały czas jest centrum tego świata, zarazem protagonistą oraz antagonistą, bo taka jest formuła tego serialu, że główny bohater jest zarazem głównym źródłem problemów. I to się nie zmieni, ale chciałbym, żeby inni bohaterowie dostali więcej miejsca w tej historii.
Natomiast nie myślę w taki sposób, czy bym chciał utrzeć nosa Anieli, czy innym postaciom. Mam taką myśl, że chciałbym, żeby bardziej ten serial bazował nie na żartach publicystycznych, tylko na bohaterach i teraz chciałbym iść za nimi. Zarówno jeśli chodzi o to, co się dzieje dramaturgicznie z nimi, jak i komediowo. Publiczność ich pokochała i myślę, że to będzie dla widzów ciekawsze, jeżeli będą widzieć w nich więcej ludzkich elementów, a mniej gry we współczesną publicystykę.
Nie mówię o rewolucji, żeby teraz tworzyć coś zupełnie innego, bo coś zadziałało tutaj i na pewno Netflix chce, żeby to działało dalej. Chodzi o delikatne przesunięcie akcentów, ale też wydaje mi się, że siłą „1670” jest to, że on się podoba ludziom siedemdziesięcioletnim i dzieciakom w liceach, właśnie dlatego, że jest śmieszny w różny sposób. Myślę, że jak dziadek z wnuczką oglądają ten serial, to śmieją się w innych momentach.
Myślę, że core tego konceptu jakim jest „1670” się nie zmieni. Po pierwsze to zawsze będzie miszmasz różnych rzeczy, a po drugie patent na ten humor będzie się w dużej mierze opierał na zderzaniu współczesności z barokową formą. Po prostu może w mniej dydaktycznym wydaniu.
Małgorzata Major: Czy spodziewałeś się, że postać księdza tak bardzo spodoba się widzom? Czy raczej w innych elementach serialowego uniwersum upatrywałeś źródła popularności?
Jakub Rużyłło: Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, bo znowu, wielu rzeczy się nie spodziewałem. Przyjęcie serialu i to jak te postaci zaczynają żyć własnym życiem jest dla mnie bardzo dużym, ale pozytywnym zaskoczeniem. Nie miałem wizji, że któryś bohater będzie działał dużo lepiej, a któryś gorzej. Byłem ciekaw, jak ludzie przyjmą Bogdana, ale to bardziej ze względu na to, jak on był pisany, a nie grany. I on i Jakub zostali świetnie przyjęci i to moim zdaniem dowodzi tego, że ludzie lubią w Polsce mocne bodźce komediowe, bo to są bardzo wyraziste postaci.
W Polsce mamy trochę opór przed śmianiem się i boimy się czasem śmiać z różnych prostych rzeczy, żeby nie wyjść na głupków, ale jak już uwierzymy w ten świat i uwierzymy, że to jest śmieszne i przestaniemy się bać, to mam wrażenie, że lubimy mocne i wyraziste żarty, których dostarczają Jakub i Bogdan. Oczywiście wyrazy uznania też dla Dymeckiego i Michała Sikorskiego, którzy zrobili genialną robotę.
Przeciwieństwem dla Bogdana i Jakuba jest Maciej i cieszę się, że został tak dobrze przyjęty, bo mam wrażenie, że to jest jedna z najtrudniejszych ról w tym serialu. Maciej to straight man, nasze oczy w tym uniwersum, więc to jest niewdzięczna postać w świecie, w którym wszyscy robią coś śmiesznego i się wygłupiają. I wtedy często takie postaci wypadają blado na tle innych. Duża w tym zasługa Kiryła [Kirył Pietruczuk – odtwórca roli chłopa Macieja – przypis red.], który był najdłużej castingowaną postacią spośród głównych ról. Kirył musiał rywalizować z dziesiątkami młodych, świetnych aktorów. I od początku był w tych castingach i po prostu przechodził każdy kolejny etap. To zupełnie inna droga niż Topy, który był wzięty od razu.
Małgorzata Major: Jaki masz pomysł na drugi sezon, czy bierzesz pod uwagę przeskok czasowy, czy Jan Paweł obudzi się kolejnego dnia w 1670 roku? Czy Netflix ma jakieś konkretne oczekiwania?
Jakub Rużyłło: Netflix jest bardzo dobrym partnerem kreatywnym, bo daje dużą wolność. Pod tym względem super, że to zależy od nas, co się będzie działo w tej historii. Jeśli będzie kontynuacja oczywiście.
Mogę powiedzieć tyle, że na pewno nie przenosimy się w czasie, nie zmieniamy epoki, bo też takie czytałem pomysły, że ludzie by chcieli, żeby może jak w „Czarnej żmii”, każdy sezon dział się w innym czasie. Mamy poczucie, że w ramach tej historii jest jeszcze sporo do opowiedzenia, więc zostajemy w tym czasie i z tymi bohaterami.
Gala rozdania nagród Gildii Scenarzystów Polskich odbędzie się 25 lutego br. w Warszawie.
Dołącz do dyskusji: Scenarzysta „1670” i „The Office PL” : Polskie seriale są na coraz wyższym poziomie
Końcowka serialu the curse wow wow