Beata Pawlikowska żąda przeprosin i 50 tys. zł od doktor Mai Herman. "Naruszono dobra osobiste"
Dziennikarka i podróżniczka Beata Pawlikowska wystosowała wobec doktor Mai Herman i jej organizacji Polskie Towarzystwo Mediów Medycznych przedsądowe wezwanie z żądaniem publicznych przeprosin, usunięcia wpisów z social mediów oraz wpłaty 50 tysięcy złotych na cel społeczny. Inaczej sprawą zajmie się sąd - dowiedział się portal Wirtualnemedia.pl. Przypomnijmy - psychiatrka zarzuciła Pawlikowskiej, że ta w swoim filmie manipulowała i podważała farmakoterapię w leczeniu depresji. Dr Herman założyła w internecie zbiórkę na planowany pozew przeciwko dziennikarce, na co zebrała ponad 30 tys. zł.
Dołącz do dyskusji: Beata Pawlikowska żąda przeprosin i 50 tys. zł od doktor Mai Herman. "Naruszono dobra osobiste"
Zalekowanie żałoby to fatalna sprawa, tak jak kultura prozaku. Wszystko w imię wydumanej czy nakręcanej przez korpokonsumpcjonizm kultury prowadzącej do alienacji i życia w trybie chomika w kołowrotku. Współczuję Ci, ale wyjdziesz z tego. Nie piszesz jak osoba z trwałymi uszkodzeniami mózgu. Piszesz bardzo mądrze i sensownie. Pamiętaj, że jest coś takiego jak neuroplastyczność. Nie trać nadziei. Uważaj czy kolejny medyk Cie w coś nie wkręca z tym skanami. Skonsultuj się z kolejnym i kolejnym. Krok po kroku wyjdziesz z tego. Ludzie po udarach i wypadkach odzyskują sprawność. I to ciebie spotka, tylko nigdy więcej leków. Potrzebujesz czas żeby się oczyścić. Zadbaj o jelita, i nerki. Bo to leki obciążają najmocniej. W samej żałobie - najpewniej był Ci potrzebny po prostu czas i przestrzeń na smutek. I życzliwi ludzie wokół. A to w naszej toxic kulturze trudno. Medycyna, terapia, w ogóle bycie człowiekiem - wykracza poza hard science. Żyjemy w kulturze, społecznościach, otoczeni symbolami... Wszystko to ma wpływ na zdrowie. I chorobę. Wpływ placebo przewyższa skutecznością SSRI ("prozak") w badaniach ścisle kontrolowanych, więc całą ta lekomanie mozna odlozyć do lamusa. O tym sie uczy na uczelniach, uczyło za moich czasów już. Wciąż jednak w kryzysach człowiek gdy trafi do gabinetu (bo i gdzie?) może się mocno naciąć. Myślę że max 1-2% kwalifikuje się do zażywania leków. Obstawiam że od 10% do nawet 25% ludzi w róznych okresach życia na nie wchodzi. Nie do końca potrzebnie. I nad tym powinna być odbywać się rzeczowa dyskusja. Z wysłuchaniem wszystkich stron.