Macie dość telewizyjnej idiokracji? Twórcy „Algorytmu miłości” też. Recenzja komedii Canal+ online
„Algorytm miłości”, to nowy serial komediowy debiutujący dzisiaj w ofercie Canal+ online. Produkcja składająca się z dziesięciu odcinków, została w całości udostępniona subskrybentom w dniu premiery. Serial to w dużej mierze eksperyment, którego satyryczne ostrze wymierzone jest w to, co uwielbiają pokazywać nam dzisiaj stacje telewizyjne – popularny format bikini reality.
„Hotel Paradise”, „Ex na plaży”, „Love Island”, brzmi znajomo? Nowe formaty tego typu mnożą się jak grzyby po deszczu. Cieszą się dużą popularnością zwłaszcza młodych widzów, więc powstają kolejne i kolejne. A w nich pretekstowa fabuła opowiadająca miłosne perypetie uczestników, poszukujących wrażeń i endorfin. Na polskim rynku szlak tego rodzaju programom w 2013 roku przetarła pierwsza edycja „Warsaw Shore”.
Gdy pomyśleć, że pierwsze zbliżenie w „Big Brotherze”, które miało miejsce w 2002 roku, omawiane było jako ważne zjawisko społeczne w „Teleexpressie” (słynna sprawa Frytki i Kena, kto ma wiedzieć, ten wie), to aż wzruszenie ogarnia na myśl, jak niewinna była wówczas telewizja. Dzisiaj Maciej Orłoś nie nadążałby z czytaniem kolejnych komunikatów o „tych sprawach”.
Recenzja serialu „Algorytm miłości” od Canal+
Mężczyźni i kobiety o posągowej urodzie, zachwyceni swoją wizualnością opowiadają o planach na życie, ambicjach, przyjaźniach, miłościach i oczywiście tym, co na bieżąco dzieje się w programie. Jako pierwszy błyskotliwie skomentował tego rodzaju formaty amerykański serial „UnReal: Telewizja kłamie” (Lifetime). Brutalnie pokazywał, jak produkowane są programy oparte na emocjach i jak manipuluje się graczami, aby osiągnąć pożądane efekty. Serial miał swoją premierę w 2015 i odnosił się do amerykańskiej branży telewizyjnej.
Z dzisiejszej perspektywy wydaje się niemal proroczy, bo wszystko, co widzieliśmy, zgadza się 1:1. Lansowanie uczestników show niemających charyzmy i ochoty do wypowiadania się publicznie na jakikolwiek temat, ale robiących to, bo to okazja do zaistnienia w mediach. Budowanie narracji o szczęśliwych związkach przypadkowych ludzi, którzy nie mogliby być sobie bardziej obcy. Wmawianie widzom, że potrzebują emocji przeżywanych przez bohaterów plażowych programów, mimo że ci ostatni nie mają nam nic do powiedzenia. Sobie nawzajem zresztą też.
Teneryfa pod Warszawą
„Algorytm miłości” działa w podobny sposób jak „UnReal: Telewizja kłamie”, tylko uderza w tony komediowe, a nie dramatyczne. Warto podkreślić, że to pierwsza tego rodzaju produkcja jawnie kpiąca z dzisiejszej diety telewizyjnej. Satyra uderza zarówno w prowadzących, uczestników, jak i widzów poszukujących tego rodzaju wrażeń. Serial zabiera nas do willi pod Warszawą, w której śledzić będziemy piąty już sezon show „Algorytm miłości”, gdzie wszyscy pragną tejże oraz przy okazji mogą zarobić spore pieniądze.
Zamiast Teneryfy, jest zima pod Warszawą (cięcia budżetowe!), zamiast oceanu, kryty basen, ale to, co najważniejsze, czyli emocje, nowi znajomi i zapas wysokoprocentowych trunków, producenci zapewniają. I tutaj zaczyna się cała zabawa, czyli poznawanie galerii osobliwości. Tylko zamiast kobiety z brodą, albo kobiety węża, czy człowieka o dwóch twarzach, mamy zdeklarowanego feministę, wielkomiejskiego chłopaka ze wsi, młodą matkę, hetero samca z prawdziwego zdarzenia, dziewczynę rodem z Konfederacji itp.
To, co udało się w „Algorytmie miłości” to dobre sportretowanie uczestników zwykle silących się na emocjonalne wygibasy, deklarowanie przywiązania do wartości intelektualnych, czy udowadniających, że chodzi o coś więcej niż zabawę, seks i pieniądze (kolejność dowolna). Wszystkie „setki” nagrywane w punktach zwrotnych akcji, brzmią jak w pocie czoła artykułowane formułki, których gracze uczyli się cały dzień. Głupotę tych wyznań „Algorytm miłości” wprowadza na zupełnie nowy poziom.
Gdzie można obejrzeć „Algorytm miłości”?
Dobre dialogi i absurdalne przygody mieszkańców willi A.M.O.R.-a sprawiają, że już nigdy nie spojrzymy tak samo na kolejny odcinek „Hotelu Paradise”. Moim osobistym faworytem jest Denis (w tej roli świetny Mateusz Dymidziuk), od początku bardzo starający się przekonać innych, że pochodzi z wielkiego miasta. Jego fiksacja na tym punkcie, początkowo niezauważalna, z czasem przybiera na sile. Ten bohater ma najzabawniejsze monologi, jest świetnie wymyślony i zagrany. Denis stanowi doskonały przykład zaklinacza rzeczywistości, za wszelką cenę starającego się udowodnić, że jest kimś innym, niż mówi o nim jego pochodzenie. Nasze kompleksy jak zawsze wypływają na powierzchnię w najmniej odpowiednim momencie. Jego pytania w rodzaju, „z czym to się je, z ziemniakami, czy z chlebem?”, to prawdziwe mistrzostwo świata.
Twórcy (na czele z Łukaszem Sychowiczem, czyli scenarzystą wiodącym i współproducentem, którego znamy z „The Office PL”) bezpardonowo rozprawiają się z niezatapialnymi lękami, przesądami, aspiracjami i wyobrażeniem, kim tak naprawdę jesteśmy. Myślę jednak, że serial jest o 2-3 odcinki zbyt długi, zyskałby bardziej na krótszej, skondensowanej formie.
Mocna obsada serialu Canal+ online
Świetnie wypada Małgorzata Socha jako matka Iwony, jednej z uczestniczek. Równie barwna jest rola Ewy Gawryluk jako babci Iwony. W serialu występuje plejada aktorów młodego pokolenia, w tym m.in. Helena Englert i Katarzyna Gałązka, które zagrały już razem w serialu „#BringBackAlice” (naszą recenzję znajdziecie tutaj), a także Karol Dziuba (jeśli oglądaliście „Dewajtis”, to nie rozpoznacie Marka Czertwana w postaci Dragona), Wiktoria Gąsiewska, Adam Zdrójkowski (jako Pablo, nieznośny bananowiec). Jako prowadzący show wystąpił Michał Czernecki i poradził sobie znakomicie. Podobnie zresztą, jak ironiczny komentator z offu, któremu głosu użyczył Wojciech Malajkat.
Sądzę, że „Algorytm miłości” przyciągnie przede wszystkim młodszą i najmłodszą widownię, znającą parodiowane formaty. Widz, niemający pojęcia, na czym polega specyfika tych programów, może nie rozumieć, z czego właściwie się śmiejemy. Przypuszczam więc, że „Algorytm miłości” zyska niszową widownię. Zwłaszcza że w tym momencie dostępny jest tylko w ofercie Canal+ online.
Serial „Algorytm miłości” od 22 maja dostępny jest w ofercie Canal+ online.
Dołącz do dyskusji: Macie dość telewizyjnej idiokracji? Twórcy „Algorytmu miłości” też. Recenzja komedii Canal+ online