Na dostęp do informacji publicznej narzekają dziennikarze i organizacje pozarządowe. "Nie działa"
Nawet dwuipółroczne opóźnienia w odpowiedzi na wniosek o udostępnienie informacji publicznej, pozostawienie wniosków bez odpowiedzi czy niepełne informacje w Biuletynie Informacji Publicznej - to naruszenia wykazane w raporcie Najwyższej Izby Kontroli na temat wywiązywania się z obowiązku udzielania informacji publicznych przez urzędy centralne. Suchej nitki na publikacji nie pozostawia dziennikarz Wirtualnej Polski Szymon Jadczak. - Raport NIK to kpina. Najwyższa Izba Kontroli sama nie wywiązuje się z przepisów dotyczących informacji publicznej - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl autor wielu śledztw dziennikarskich.
Pod koniec kwietnia Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport pt. "Udostępnianie informacji publicznej przez jednostki administracji rządowej". Wskazano w nim , że choć skontrolowane organy większość obowiązków związanych z udostępnianiem informacji publicznej realizowały zgodnie z przepisami prawa i rzetelnie, to pojawiają się i uchybienia.
Problemy kontrolowanych jednostek dotyczą m.in. sposobu prezentacji informacji w biuletynach internetowych w domenie gov.pl. Kontrola NIK wykazała, że w sześciu jednostkach z powodu braku poprawnego oznaczenia informacji nie były one wyświetlane jako treści Biuletynu, co utrudniało ich wyszukanie. Ponadto wyszukiwarka na stronie głównej BIP w portalu GOV.PL nie pozwalała na uzyskanie informacji o 11 jednostkach objętych kontrolą NIK.
W opracowaniu czytamy także, że w dwóch skontrolowanych jednostkach - KPRM i w Ministerstwie Sprawiedliwości - dochodziło do pozostawienia wniosków o udostępnienie informacji bez odpowiedzi. W więcej niż co dziesiątym postępowaniu (13 proc. - podczas udostępniania informacji publicznej, 13,5 proc. - odmowa udzielenia) dochodziło do naruszenia terminu na odpowiedź. Rekordowe opóźnienie wyniosło dwa i pół roku - wynika z raportu NIK.
W latach 2019–2022 (do końca kwietnia) do skontrolowanych jednostek wpłynęło łącznie blisko 32 tys. wniosków o udostępnienie informacji publicznej.
Jadczak: NIK sam nie udostępnia informacji
Poproszony o komentarz do wniosków z raportu dziennikarz śledczy Wirtualnej Polski Szymon Jadczak mówi, że z jego doświadczenia to NIK sama ma problemy z odpowiadaniem na takie prośby od przedstawicieli mediów.
- Raport NIK to kpina. Najwyższa Izba Kontroli sama nie wywiązuje się z przepisów dotyczących informacji publicznej. Od kilkunastu miesięcy próbuję wydębić z NIK pewne dane publiczne i dostaję odpowiedzi od pana rzecznika i pracowników tej instytucji, że coś, o co proszę, nie jest informacją publiczną - chociaż w zgodnej opinii prawników jest. Ten raport jest więc symboliczny - instytucja, która sama doprowadziła do upadku dostępu do informacji publicznej, przyznaje, że dostęp do informacji publicznej jest zły. Tak, jest zły, jeśli wszyscy mają gdzieś dostęp do informacji publicznej łącznie z Najwyższą Izbą Kontroli - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl.
W ocenie Szymona Jadczaka w Polsce dostęp do informacji publicznej "nie działa". - Może czasami uda się coś dostać, ale najczęściej nie. Instytucje albo nie odpowiadają, albo zasłaniają się jakimiś paragrafami, albo przeciągają terminy albo ukrywają informacje. Jest to sytuacja tragiczna, która psuje ten kraj jako taki - ubolewa dziennikarz w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Teoretycznie, według przepisów urzędnikom instytucji, która nie udostępnia informacji publicznej, grozi kara grzywny ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Praktycznie, mówi Szymon Jadczak, gdyby media za każdym razem skarżyły decyzje urzędów, to "dziennikarze praktycznie nie wychodziliby z sądów". - To jednak kosztuje wiele czasu i pieniędzy, więc jest niemożliwe. Urzędnicy i politycy o tym wiedzą - konkluduje nasz rozmówca z Wirtualnej Polski.
Czuchnowski: nie proszę o informację publiczną
Wojciech Czuchnowski, wieloletni dziennikarz "Gazety Wyborczej" twierdzi, że łatwiej wydobyć informacje z instytucji, kierując klasyczne zapytania prasowe. - Pisząc do instytucji najczęściej przywołuję formułę "w związku z przygotowywaną publikacją prasową, zwracam się z następującymi pytaniami…" i to w 80 proc. przypadków działa - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Czuchnowski.
- Dlatego rzadko korzystam z trybu dostępu do informacji publicznej. Wolę iść "starym trybem", ale on naprawdę działa i to lepiej - przyznaje Czuchnowski. - Dostęp do informacji publicznej służy dziennikarzom, ale i organizacjom pozarządowym i zwykłym obywatelom, którzy mają do niej prawo. Z praktycznego punktu widzenia, instytucje tak często łamią obowiązek dostarczania informacji w trybie dostępu do informacji publicznej, że kierowanie takich zapytań jest nieskuteczne, a kary za niedopełnienie obowiązków są niewielkie - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualnemedia.pl dziennikarz "GW".
Obywatele najczęściej proszą o informacje publiczną samorządy
Wiele problemów z uzyskiwaniem informacji publicznych widzą też organizacje pozarządowe, takie jak Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Na dzień stowarzyszenie zajmuje się monitorowaniem jawności życia publicznego i poradnictwem w obszarze dostępu do informacji publicznej.
Ekspertka prawna Watchdog Polska Paula Kłucińska mówi, że problemy z uzyskiwaniem informacji publicznej różnią się w zależności od tego, kto kieruje wniosek.
- Inną perspektywę będą miały stowarzyszenia takie jak sieć obywatelska Watchdog Polska, a inną osoby prywatne, które pytają o informacje gdzieś na przykład na poziomie lokalnym. My jako stowarzyszenie częściej pytamy o dostęp do informacji publicznej instytucje administracji rządowej, często ministerstwa. Więc ewentualne problemy wynikające z nieudzielania odpowiedzi będą inne, niż te, które obserwujemy po sygnałach od osób, które na przykład zgłaszają do nas sprawy w ramach udzielanego poradnictwa.
Prawniczka związana z Watchdog Polska opisuje, że z perspektywy organizacji obywatele najczęściej kierują pytania do instytucji samorządowych. To właśnie realizowaniu dostępu do informacji przez jednostki samorządu terytorialnego poświęcona była osobna kontrola NIK, której wyniki są jeszcze nieznane.
Jakie zabiegi stosują urzędy, by nie udzielić informacji publicznej?
Jakie sztuczki prawne stosują instytucje, które nie wywiązują się z realizacji wniosków o dostęp do informacji publicznej? "Metod" jest co najmniej kilka - opowiada Paula Kłucińska z Watchdog Polska.
- Niezależnie od rodzaju instytucji, które się pyta, mamy do czynienia z przewlekaniem postępowań na różny sposób. Po pierwsze w ogóle czasami nie odpowiada się na wnioski, choć wydaje mi się, że to jest w tej chwili mniejszy problem. Większym jest odpowiadanie na te wnioski po terminie albo przedłużanie tego terminu - komentuje ekspertka. Walka o informację publiczną może w efekcie trwać nawet kilka lat. Jak to możliwe? - Na początku możemy otrzymać informację, że coś nie stanowi zdaniem ministra informacji publicznej. Więc zaskarżamy to do sądu, co trwa kilka miesięcy. Sąd stwierdza, że to jest informacja publiczna. Sprawa trafia ponownie do ministra. Ale minister znowu nam odmawia, tylko posługując się zupełnie innymi argumentami. Na przykład twierdzi, że przygotowanie tej informacji, która jest informacją publiczną, jest naprawdę bardzo czasochłonne. No i wtedy sprawa trafia znowu do sądu. A kiedy sąd nawet wyda korzystny wyrok, to minister go może jeszcze zaskarżyć do Naczelnego Sądu Administracyjnego. No i tak to postępowanie może trwać nawet 5 lat - relacjonuje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Paula Kłucińska.
Inny opisywany przez ekspertkę zabieg urzędów to powoływanie się bardzo często na konieczność przetworzenia informacji, co po prostu przedłuża mocno postępowanie - mówi Kłucińska. - Argument pt. "informacja przetworzona" bardzo często pojawia się i w naszych sprawach, i w sprawach zgłaszanych nam w poradnictwie - podkreśla prawniczka.
Instytucje potrafią też uznawać wnioskodawców za osoby, które nadużywają prawa do informacji i z tego powodu odmawiać ich udzielenia.
- Mówię o tym też dlatego, bo jest to często łączone z "informacją przetworzoną". Argumenty te się pojawiają razem, czyli żeby przygotować informację musimy poczynić jakiś duży wysiłek, a oprócz tego to na przykład ty wnioskodawco pytałaś czy pytałeś nas już 17 razy i chcesz tylko doprowadzić do paraliżu pracy naszego organu - podaje przykład Paula Kłucińska.
Kolejna przeszkoda to tak zwany "ping-pong decyzyjny".
- To polega na tym, że najpierw wnioskodawca składa wniosek, dostaje na przykład przedłużenie terminu na udzielenie odpowiedzi. Po takim przedłużeniu dostaje decyzję odmowną ze względu na ochronę prywatności - wyjaśnia Paula Kłucińska. - Wnioskodawca się odwołuje, później składa skargę do sądu, którego wyrok jest korzystny. Ta sprawa z powrotem wraca d instytucji, od której chce się dostępu do informacji. No i wnioskodawca znowu dostaje decyzję odmowną, tylko ze względu na inne przesłanki. Sprawa znowu przechodzi przez sąd administracyjny. W taki sposób wniosek o dostęp do informacji publicznej może "przejść" kilka takich "kółek". Te postępowania trwają latami i różnie się kończą, My np. mamy w Watchdog Polska taką sprawę, w której staramy się o informacje publiczne od 2017 roku! - mówi nam z oburzeniem rozmówczyni.
Instytucje uchylające się od udzielania informacji publicznych potrafią także powoływać się na się na pojęcie "dokumentu wewnętrznego". - Czyli często w przypadku naszych wniosków różne instytucje odpowiadają, że nie udostępnią nam jakichś informacji czy dokumentów, z tego względu, że to jest tylko coś roboczego, wewnętrznego albo technicznego. To jest w różny sposób nazywane - opowiada nam Paula Kłucińska.
- Gorzka refleksja jest taka, że nawet, jeżeli te informacje ostatecznie są udostępniane, to na przykład często są już nieaktualne - podsumowuje ekspertka prawna Watchdog Polska.
Dołącz do dyskusji: Na dostęp do informacji publicznej narzekają dziennikarze i organizacje pozarządowe. "Nie działa"