Elon Musk dokłada się do kampanii Donalda Trumpa. Podał miesięczną kwotę
Szef Tesli i SpaceX Elon Musk powiedział, że zamierza przekazywać miesięcznie ok. 45 mln dolarów na rzecz grupy America PAC, wspierającej kampanię prezydencką Donalda Trumpa - napisał we wtorek "Wall Street Journal". Będzie to jedna z największych darowizn od osoby fizycznej w ramach kampanii w USA.
Grupę America PAC wspierają finansowo także inni inwestorzy branży nowych technologii. Wśród darczyńców znajdują się: bracia Cameron i Tyler Winklevoss, znani ostatnio z inwestycji w kryptowaluty, a wcześniej z oskarżenia założyciela Facebooka Marka Zuckerberga o kradzież ich pomysłu na serwis społecznościowy, były dyrektor Tesli Antonio Gracias oraz Douglas Leone, partner w firmie ze znanej w Dolinie Krzemowej firmie private equity Sequoia Capital.
Grupa, która w czerwcu zebrała 8,75 mln dolarów, ma zamiar koncentrować się na działaniach w tzw. swing states, czyli stanach, w których czasem w wyborach wygrywa kandydat Republikanów, a czasem - Demokratów. Będzie namawiać zwolenników Partii Republikańskiej do rejestrowania się jako wyborcy oraz do starania się o uzyskanie uprawnień do głosowania korespondencyjnego.
Elon Musk wcześniej nie chciał wspierać żadnego kandydata
Największą znaną dotąd darowizną na obecną kampanię wyborczą jest wpłata 50 mln dolarów przez Tima Mellona, spadkobiercy założycieli banku Mellon, na wsparcie Donalda Trumpa.
W marcu Elon Musk, którego majątek portal Forbes szacuje na 252 miliardy dolarów, oświadczył, że nie będzie wspierał finansowo żadnego kandydata w wyborach prezydenckich. Po sobotnim ataku na Trumpa zadeklarował publicznie wsparcie dla niego - przypomniała agencja AFP.
Donald Trump wskazał kandydata na wiceprezydenta
Były prezydent USA Donald Trump po raz pierwszy od sobotniego zamachu na jego życie pojawił się publicznie podczas poniedziałkowej sesji konwencji wyborczej Republikanów w Milwaukee. Kandydat partii zasiadł na widowni z zabandażowanym uchem.
Trump, który w poniedziałek został oficjalnie wybrany przez delegatów na konwencję kanydatem partii na prezydenta, nie wygłosił w poniedziałek żadnego przemówienia, lecz wysłuchał na widowni ostatnich kilku wystąpień, poświęconych głównie kwestiom gospodarczym. Siedząc z zabandażowanym uchem w towarzystwie swojego kandydata na wiceprezydenta J.D. Vance'a, swoich synów oraz prawicowego publicysty Tuckera Carlsona, słuchał m.in. wystąpienia afroamerykańskiej raperki i influencerki Amber Rose.
>>> Praca.Wirtualnemedia.pl - tysiące ogłoszeń z mediów i marketingu
Była partnerka innego, sympatyzującego z Trumpem rapera Kanye Westa, twierdziła m.in., że choć kiedyś myślała - w ślad za innymi Afroamerykanami - że Trump jest rasistą, to "zrobiła własną analizę" i przekonała się, że tak nie jest. Podobnie jak inni mówcy mówiła, że za prezydentury byłego prezydenta Amerykanom wiodło się lepiej, a gdy powróci do Białego Domu znów sprawi, że będzie ich stać na "dobre jedzenie dla dzieci". Trumpa poparł też szef związku zawodowego kierowców ciężarówek International Brotherhood of Teamsters, Sean O'Brien.
Wystąpienia te zakończyły pierwszy dzień konwencji Republikanów, podczas którego partyjni delegaci wybrali Trumpa i Vance'a na kandydatów na prezydenta i wiceprezydenta, a także zatwierdzili program wyborczy, obiecujący m.in. "największą w historii operację deportacji" migrantów, zakończenie wojny w Ukrainie i zapobieżenie III wojnie światowej.
Donald Trump wystąpi w czwartek, podczas ostatniego dnia konwencji, zaś J.D. Vance - w środę.
Kim jest J.D. Vance
Kandydat Partii Republikańskiej na wiceprezydenta USA J.D. Vance to polityczny nowicjusz, który w krótkim czasie stał się jedną z czołowych postaci obozu Donalda Trumpa. Niedawny ostry krytyk byłego prezydenta w ciągu dwóch lat w Senacie zasłynął jako trybun ludowy, populista, fan Viktora Orbana i główny krytyk wsparcia Ukrainy.
Zanim kraj usłyszał o nim jako o możliwym następcy Trumpa, znał Vance'a z innej roli: autora wydanego tuż przed wyborami prezydenckimi w 2016 r. bestsellera "Elegia dla bidoków".
CZYTAJ TEŻ: Donald Trump wraca na Facebooka i Instagrama. Już bez ograniczeń
James David Vance, wówczas finansista nieposiadający jeszcze otwartych politycznych ambicji, opisał w niej - często krytycznie - swoje dorastanie w ubogim zagłębiu węglowym w Kentucky i wyrwanie się z otaczającej go beznadziei. Książka wywołała furorę (doczekała się m.in. przekładu na język polski i ekranizacji na Netfliksie) i po wyborze Donalda Trumpa była przedstawiana jako wyjaśnienie fenomenu popularności świeżo wybranego prezydenta. Sam Vance wówczas jeszcze nie uległ czarowi Trumpa: twierdził, że go nie lubi, przedstawiał jako "kulturową heroinę" dla pogrążonych w biedzie Amerykanów i potencjalnego "amerykańskiego Hitlera".
Dziś 39-letni senator z Ohio - jeden z najmłodszych kandydatów na wiceprezydenta w historii USA - jest czołowym orędownikiem trumpizmu. W wywiadzie dla telewizji Fox News, pierwszym po wyborze na kandydata na wiceprezydenta, przyznał, że mówił "złe rzeczy" o byłym prezydencie, lecz zapewnił, że mylił się co do niego, oraz chwalił osiągnięcia prezydentury Trumpa.
"Wybierając Vance'a, Trump zbliżył się jak tylko mógł do wybrania siebie samego" - skomentował konserwatywny publicysta "Washington Post" Jim Geraghty. Inni komentatorzy ocenili, że dokonany przez Trumpa wybór jest przypieczętowaniem dominacji trumpizmu w Partii Republikańskiej, a zarazem wyrazem jego pewności co do swoich szans wyborczych. W przeciwieństwie do wyborów w 2016 roku tym razem Trump nie próbował zjednać sobie tradycyjnego establishmentowego elektoratu, o czym świadczyłby wybór kogoś takiego jak Mike Pence; wybrał osobę z własnego środowiska politycznego. Ryzykiem dla Trumpa miały być poglądy Vance'a na aborcję. W 2019 r. polityk przeszedł na katolicyzm i jest jednym z najbardziej stanowczych przeciwników przerywania ciąży, choć w poniedziałkowym wywiadzie złagodził stanowisko, popierając pozycję Trumpa, że sprawę należy pozostawić w gestii stanów.
Choć swoją fortunę zbudował w świecie finansów jako protegowany kontrowersyjnego prawicowo-libertariańskiego miliardera Petera Thiela, który ufundował jego kampanię do Senatu, Vance jest jednym z największych krytyków globalizmu, wolnego handlu i wielkich korporacji oraz trybunem ludowym broniącym pomocy państwa, protekcjonizmu i polityki prorodzinnej. Przedstawiając Vance'a podczas konwencji wyborczej Republikanów w Milwaukee, kandydat partii do Senatu z Ohio Bernie Moreno podkreślił, że podobnie jak Trump, będzie on dbał o "zapomnianych Amerykanów".
"Dla J.D. Vance'a +America First+ (Ameryka przede wszystkim - PAP) to nie tylko hasło, to jego Gwiazda Polarna (...) On wie, co to znaczy żyć w biedzie, (być) zapomnianym przez polityków w Waszyngtonie. Zadba o to, by już żaden Amerykanin nie został zapomniany" - powiedział.
Jeszcze bardziej niż poglądami na gospodarkę, Vance różni się od tradycyjnego partyjnego establishmentu - przynajmniej częściowo - w kwestii polityki zagranicznej. Choć Vance jest jastrzębiem, jeśli chodzi o politykę wobec Chin i Iranu, to nie można tego samego powiedzieć o jego stanowisku wobec Rosji. W ciągu niecałych dwóch lat w Senacie polityk dał się poznać jako jeden z największych przeciwników pomocy Ukrainie. Jeszcze w kampanii wyborczej w wywiadzie z byłym doradcą Trumpa Steve'em Bannonem twierdził, że nie obchodzi go, co się stanie z Ukrainą, drwił, że za darowane przez USA pieniądze "ministrowie (prezydenta Ukrainy Wołodymyra) Zełenskiego kupują sobie jachty", i powtarzał hasło często stosowane przez propagandę Kremla, że rządzący w USA "chcą walczyć z Rosją do ostatniego Ukraińca". Podczas jednego z briefingów przed przegłosowaniem przez Senat pakietu pomocowego dla Ukrainy Vance powiedział PAP, że nie chce zwycięstwa Putina, lecz ważniejsze dla niego jest chronienie granic USA niż Ukrainy. W wywiadzie dla Fox News oznajmił, że USA powinny jak najszybciej doprowadzić do zakończenia wojny, "aby mogły się skupić na prawdziwym problemie, Chinach".
Podobnie jak sam Trump oraz inni politycy z obozu Vance'a, senator z Ohio jest też zwolennikiem premiera Węgier Viktora Orbana. Vance wielokrotnie chwalił decyzje węgierskiego rządu w sprawie ideologicznych zmian na uczelniach i twierdził, że USA mogą się wiele nauczyć z rozwiązań z Budapesztu. Jednocześnie najostrzej ze wszystkich polityków w Waszyngtonie krytykował działania obecnego rządu w Polsce, określając zmiany w mediach publicznych jako "prawdziwy atak na demokrację" i domagając się w tej sprawie interwencji sekretarza stanu USA Antony'ego Blinkena.
"J.D. Vance należy do izolacjonistycznego nurtu w amerykańskiej polityki, który znamy z przeszłości, sprzed II wojny światowej. Wtedy również ich hasłem było +America First+" - powiedział w jednej z rozmów z PAP były ambasador USA w Polsce Daniel Fried. "Ten nurt zawsze u nas istniał, ale teraz znów rośnie w siłę" - dodał
Dołącz do dyskusji: Elon Musk dokłada się do kampanii Donalda Trumpa. Podał miesięczną kwotę