Ekonomiści: koronawirus przyczyni się do częściowego odwrotu od globalizacji
Kryzys wywołany przez pandemię jest tak głęboki, że niektórzy ekonomiści uważają, iż nadszedł czas na rewolucyjne zmiany w polityce. Specjaliści twierdzą, że koronawirus przyczyni się do częściowego odwrotu od globalizacji, nastąpi umocnienie pozycji państwa, a także dojdzie do zwiększenia roli automatyzacji w gospodarce.
Zazwyczaj wielkie kryzysy gospodarcze, o ile nie powodowały ich wojny, były pochodną tego, co Charles Mackay ujął już w tytule swej książki - „Niezwykłe złudzenia i szaleństwa tłumów”. Spekulacje i zachłanność inwestorów powodowały załamania rynku, a nowe regulacje i próby naprawy systemu podejmowane po kryzysach były z czasem łagodzone lub odwracane. Dlatego też – zdaniem Mackaya – pokryzysowa polityka przyniesie prawdziwe zmiany.
Teraz jednak zapaść ma inną naturę. Jak podkreśla w rozmowie z PAP prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK i kierownik Zakładu Zarządzania Ryzykiem SGH, to rządy, reagując na pandemię koronawirusa, wprowadziły kwarantannę i zatrzymały gospodarki, zamrażając jednocześnie popyt i podaż.
Może się zatem okazać, że natura tego kryzysu wymusi poważne zmiany, być może nie tylko ekonomiczne, ale i społeczne - zauważa wiceprezes ds. ekonomii waszyngtońskiego think tanku CSIS Matthew Goodman.
Zdaniem radykalnych ekonomistów pandemia koronawirusa zmieni na zawsze współczesne systemy gospodarcze. Jak zwraca uwagę Bloomberg, niektóre kraje już teraz sięgnęły po nietypowe metody radzenia sobie z kryzysem - wysyłanie czeków bezpośrednio do gospodarstw domowych, lub złamały fundamentalne reguły polityki gospodarczej, jak Niemcy, które zrezygnowały z żelaznej zasady zbilansowanego budżetu.
Rządy zaordynowały zamrożenie gospodarki i to rządy starają się ratować ją przed skutkami tego zastoju. Czy zatem kryzys wzmocni rolę i siłę państwa?
Tak, ale to jak ono wykorzysta tę okazję, zależy od jego tradycji i kultury, wreszcie od rządów – ocenia prof. Witold Orłowski z Akademii Biznesu i Finansów Vistula.
Prócz innych form interwencji, państwa przejmują udziały przedsiębiorstw, którym grozi upadek. „Gdy w latach 80. wybuchł poważny kryzys bankowy, państwa skandynawskie znacjonalizowały część firm, potem jednak sprzedały udziały prywatnym przedsiębiorcom. Wiele krajów postąpiło podobnie w roku 2008, ale po kryzysie znów odsprzedawano akcje” – mówi prof. Orłowski.
Są jednak inne przykłady – podkreśla – i przypomina, że podczas kryzysu w latach 30. rząd Benito Mussoliniego „przejął ogromną część gospodarki” Włoch i nie zamierzał z tych zdobyczy rezygnować.
Rządy na całym świecie "otworzyły zapory", chroniące do tej pory przed zbyt wysokim zadłużeniem, a OECD prognozuje, że długi państw powiększą się średnio do 137 proc. PKB. Ciężar zadłużenia będzie szczególnie dotkliwy dla krajów o średnich i niskich dochodach - przewiduje Goodman.
Państwa będą musiały zatem szukać metod spłacania długu, by nie pogłębić tego, co obnażył kryzys koronawirusa - że jego ludzkie i ekonomiczne koszty nieproporcjonalnie obciążają najmniej uprzywilejowane grupy społeczne, na co państwa będą musiały znaleźć odpowiedź - podkreśla wiceprezes CSIS.
Konieczne też będzie wypracowanie równowagi między zbieraniem danych o obywatelach w celu walki z pandemią, a uniknięciem nadmiernie policyjnego gromadzenia takich informacji przez państwo - ostrzega ekspert.
Według raportu portalu World Politics Review, przygotowanego przez Davida Stevena i Alexa Evansa, kryzys sanitarny związany z pandemią może trwać około dwóch lat, a towarzyszyć mu będzie „rozpalający się powoli kryzys społeczny”, a w krajach słabo rozwiniętych będą to wręcz „tykające bomby”.
Państwa interweniują i muszą interweniować, by ograniczyć skalę kryzysu, ale – tak jak w roku 2008 – jeśli nie będą działać wspólnie, skuteczność ich posunięć będzie ograniczona, bo kryzys związany z koronawirusem jest problemem globalnym - czytamy w raporcie.
Będzie on nasilać nierówności społeczne; nie tylko bogate kraje, ale i bogate warstwy społeczne – płacąc wyższe podatki - będą musiały dorzucić się do rachunku za ratowanie gospodarek przez państwa. „W przeciwnym wypadku sama idea kapitalizmu, będzie coraz bardziej kwestionowana” – głosi raport.
Prof. Rogowski, mówi jednak w wywiadzie dla PAP, że zmiany jakie przyniesie zamrożenie gospodarek nie sprawią, że pojawią się nowe trendy, a jedynie wzmocnią te, które już istnieją. Rogowski podkreśla, że pośród trendów, które wzmocnią się skutek lockdownu, będzie delokalizacja pracy. Kwarantanna zmusiła bardzo wiele osób do pracy zdalnej i wiele wskazuje na to, że spuścizną kryzysu będzie praca hybrydowa, czyli taka, którą częściowo wykonujemy zdalnie, a częściowo w biurze. Ale właśnie to odmiejscowienie rynku pracy oznaczać będzie, że firmy konkurować będą o specjalistów globalnie, a zatem i polscy przedsiębiorcy będą musieli stawić czoło takiej konkurencji, co może doprowadzić do „wyssania z Polski” wysokiej klasy pracowników. Jednak pracownikom mniej wykwalifikowanym będzie trudno znaleźć zatrudnienie.
Zdaniem prof. Rogowskiego, kryzys koronawirusa doprowadzić może do częściowego odwrócenia procesów globalizacji; firmy i państwa, które doświadczyły poważnych problemów wynikających z zakłócenia łańcucha dostaw skłonne będą przenieść produkcję w pewnych sektorach np. z krajów azjatyckich na własne terytorium.
To jednak oznaczałoby znaczne zwiększenie kosztów siły roboczej, a dla konsumentów - wyższe ceny.
Jak pisze „Economist” na podstawie badania przeprowadzonego w 40 krajach, gdyby firmy były zmuszone do podjęcia produkcji w krajach macierzystych, to ze względu na wzrost kosztów towarów siła nabywcza ludzi najbogatszych zmalałby o 28 proc., podczas gdy dla najbiedniejszych warstw społecznych spadek ten wyniósłby 63 proc.
Naturalną reakcją przedsiębiorstw na kryzys może być przyspieszenie automatyzacji produkcji. „Zastąpienie człowieka robotem, daje bezpieczeństwo łańcucha dostaw” – ocenia prof. Rogowski.
To zaś może stać się sporym problemem, bo wtedy, mimo relokalizacji fabryk do krajów macierzystych, ludzie będą tracić pracę na rzecz robotów.
Jak utrzymuje Goodman, technologia będzie teraz odgrywała znacznie ważniejszą rolę w kształtowaniu społeczeństw i gospodarki.
Osoby spoza sektora technologii, wiedzy i nauki będą zagrożone długotrwałym bezrobociem. W tej sytuacji, zdaniem Rogowskiego, warto będzie wrócić do propozycji gwarantowanego dochodu bazowego.
Również Bloomberg w swej analizie przypomina, że rządy stają przed wizją tak głębokiej zapaści, połączonej z bezrobociem, że pośród remediów proponowanych przez ekonomistów częściej pojawia się, skądinąd wcale nie nowa, koncepcja bezwarunkowego dochodu bazowego.
Jego zwolennicy uważają, że redukuje skalę ubóstwa, co sprzyja rozwojowi gospodarki, poprawia też sytuację na rynku pracy. W 2018 Finlandia wdrożyła eksperymentalnie takie rozwiązanie, ale - jak pisze Bloomberg - efekty były niejednoznaczne. Nie ożywiło to rynku pracy, ale Finowie byli szczęśliwsi - podkreśla Bloomberg.
Prof. Rogowski uważa, że wzrost bezrobocia spowodowany automatyzacją grozi czymś na kształt buntu neoluddystów i dlatego tym bardziej należy rozważyć dochód bazowy.
Prof. Orłowski ocenia jednak, że dochód bazowy byłby rozwiązaniem tylko na pewien czas. W miarę poprawy kondycji gospodarczej państw pensje osób pracujących zaczęłyby rosnąć, znów rosłyby nierówności społeczne i stwarzały presje na podniesienie tej formy zasiłku, a spirala roszczeń byłaby dla budżetów nie do udźwignięcia.
Goodman, który podkreśla, że kryzys stawia rządy przed trudnym dylematem - zbyt daleko idąca interwencja państwa może być źródłem gospodarczych i społecznych problemów i zakłóceń; zbyt mała pomoc państwa sprawi, że dłużej potrwa kryzys sanitarny i ekonomiczny.
Prognozowanie jest jednak trudne, bo jak ujęła to Rada Stosunków Zagranicznych (CFR) od czasu zimnej wojny, "nic nie było bliskie skali konsekwencji społecznych, politycznych i ekonomicznych, jakie wirus będzie miał dla populacji świata".
Dołącz do dyskusji: Ekonomiści: koronawirus przyczyni się do częściowego odwrotu od globalizacji