SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Historia polskiego Internetu - część II

Poniższy tekst jest drugą częścią 6 odcinkowej całości, w której przedstawiam przeobrażenia internetu od czasu jego powstania, aż po dającą przewidzieć się przyszłość. Skupiam się na wydarzeniach społecznych i technologicznych, które ukształtowały Internet w takiej formie, jaką znamy obecnie.

Niespodziewanie Internet zaludnił się. Początkowo korzystali z niego głównie naukowcy i studenci, którzy „dobijali się” do komputerów z Internetem. Na Akademii Górniczo-Hutniczej w 1997 roku w Akademickim Centrum Komputerowym były 4 (słownie: cztery) komputery z kolorowymi monitorami. Żeby skorzystać z dobrodziejstwa kolorowej grafiki należało wcześniej się zapisać na listę oczekujących.

Z dnia na dzień, dzięki ogólnodostępnemu numerowi udostępnionemu przez TPSA, Internet w domu mógł mieć każdy posiadający telefon – mówiło się na to „wchodzenie do Internetu”. Prawda, że był drogi i liczyło się każdy trzyminutowy impuls – ale był. Numer 0202122 i login i hasło: ppp znał każdy internauta tamtych czasów. A było ich coraz więcej. Z elitarnego narzędzia Internet stawał się coraz bardziej egalitarnym. Uruchomienie szerokopasmowego dostępu do Internetu za pomocą Neostrady przez TPSA spowodowało dalszy wzrost użytkowników. Dla ludzi obytych z Internetem miało to przykre konsekwencje polegające na tym, że jakość dyskusji na forach, czy newsnecie spadła. Pojawiło się pojęcie „dzieci Neostrady” określające tych wszystkich nowo podłączonych, dla których pojęcie net etykiety było obce.

Bardzo popularnym narzędziem komunikowana był irc i icq – były to programy instalowane na komputerze. Dzięki portalom, ludzie mogli ze sobą rozmawiać na czatach bez potrzeby instalacji specjalnego oprogramowania – wystarczała przeglądarka www. Bardzo modnym sposobem spędzania czasu było siedzenie w kafejkach internetowych i „bycie w necie”.
Poniżej wykres pokazujący ówczesną liczebność internautów w Polsce, według szacunków organizacji RIPE. Są to dane określone na podstawie liczby komputerów podłączonych na stałe do Internetu, ale obrazują szybki przyrost liczby internautów od 1995 roku.


Rysunek 1.: Źródło: http://www.winter.pl/internet/ripe.html

Łatwy dostęp i coraz większa świadomość sprawiły, że pod koniec epoki Web 1.0 (rok 2004) liczbę polskich internautów w badaniu SMG/KRC Net Track określano na 7,4 miliona.

Nie ma nic za darmo
Wszystko, co można znaleźć w Internecie, jest za darmo (i należy to ściągnąć i nagrać na dysk)! To było hasło przyświecające temu okresowi. Szalały narzędzia do pobierania nielegalnych kopii filmów, muzyki i wszelkiej informacji, którą można było zamienić na formę cyfrową. Poczucie swobody potęgowało przekonanie, że obecność w Internecie jest anonimowa. Większość doświadczonych internautów rozumiejących, jak działa sieć, potrafiła zadbać o to, żeby ich obecność faktycznie była anonimowa.
Jeżeli wszystko jest za darmo, to całkiem logiczne było, że coraz intensywniej zaczęła pojawiać się reklama, która powinna pokryć koszty infrastruktury. W darmowych skrzynkach pocztowych, na darmowych portalach pojawiało się coraz więcej wyszukanych bannerów. Było jej coraz więcej. I w coraz większych formatach. Pojawienie się technologii Flash łączącej animacje, obraz i dźwięk w jednym pliku otworzyło nowe możliwości realizacji reklamy internetowej. W tym okresie dochody z reklamy nie pokrywały kosztów działania serwisów www - wszystkie większe portale ciągle były na minusie.

Pionierzy e-biznesu

Powstawały pierwsze sklepy i serwisy aukcyjne. Zaczęto mówić o bezpieczeństwie danych w Internecie. W Polsce pojawiły się pierwsze banki internetowe, które działały tylko w oparciu o przeglądarkę internetową, tradycyjne banki uzupełniały swoją ofertę o „kanał elektroniczny”. Przełamywano bariery psychologiczne związane z przelewami i płatnościami przez Internet za pomocą kart kredytowych. Dużą rolę w rozpowszechnianiu się e-commerce w Polsce odegrał serwis Allegro. Poniżej wygląd serwisu Allegro z 2001 roku. 8 lat temu w kategorii Książki i Komiksy było 23985 przedmiotów – pod koniec 2009 jest ich 295058 – ponad dwanaście razy więcej!


Rysunek 2.:
Wygląd serwisu Allegro z 2001 roku. Źródło: http://web.archive.org/web/20011129102710/http://allegro.pl/

Pierwsza wojna wirtualna
Koniec XX wieku upłynął pod znakiem wojny przeglądarek. Dla zwykłego użytkownika Internetu była to zdrowa konkurencja między firmami, ale dla biorących w niej udział firm była to walka o dominację nad Internetem. Dlaczego? Wystarczy uzmysłowić sobie, że większość czynności wykonywanych w Internecie, takich, jak wyszukiwanie informacji, przeglądanie serwisów czy filmów lub odbieranie poczty, robionych jest za pomocą przeglądarki. Przeglądarka to podstawowy program do obsługi Internetu, a coraz częściej wystarcza jako główny program zaspakajający potrzeby użytkownika.

Pierwsze starcie wygrał Microsoft ze swoją przeglądarką Internet Explorer i na długie lata zdominował rynek. Poważne udziały w rynku zacznie tracić dopiero w latach 2008 – 09, gdy popularna stanie się przeglądarka FireFox, a Google stworzy swoją własną – Chrome.

Internet na czołówkach gazet
Liczbę użytkowników Internetu na świecie w 2000 roku szacuje się na 400 milionów. Z tak zaludnionym Internetem przeżyliśmy gładko „pluskwę milenijną”, która według pesymistów miała zakończyć istnienie świata jaki znamy, a ery komputerów w szczególności. A wszystko przez to, że dwa ostatnie zera w 2000 roku dla komputerów mogły oznaczać rok 2000 lub 1900. Dzięki strachowi przed pluskwą, zmodernizowano czy też wymieniono wiele komputerów, co przyczyniło się do poprawienia szybkości ich pracy, a co za tym idzie - poprawy jakości pracy ludzi. Niestety, problemy ze zmianą daty były tylko zapowiedzią kataklizmu, który przytrafił się Internetowi w 2000 roku.

Po raz pierwszy na poważnie mass media zainteresowały się Internetem właśnie 2000 roku, kiedy na Wall Street doszło do pęknięcia bańki internetowej (ang. dot-com bubble). Nowa ekonomia nie wytrzymała kontaktu z rzeczywistością twardych danych finansowych. Dłużej nie dało się wmawiać inwestorom, że bieżący wynik finansowy nie jest istotny. Nastąpił paniczny odwrót inwestycji z sektora nowych technologii.
 


Rysunek 3.:
Wykres indeksu giełdowego NASDAQ Composite, w latach 1994 - 2005 ze szczytem na początku 2000 r.
Źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/2c/NASDAQ_IXIC_-_dot-com_bubble_small.png

Bańka internetowa przywodzi na myśl Wall Street. Jednak na polskim rynku również pojawiły się echa nowej ekonomi. Przykładem niech będzie historia firmy Chemiskór. Garbarnia notowana na GPW, postanowiła stworzyć grupę medialną i inwestować w Internet. Skończyło się dużą klapą. Oczywiście takich przypadków było więcej na rynku polskim, ale z racji na zapóźnienie rozwojowe, nie były one tak spektakularne, jak w USA.

A jednak się kręci!
Wielu zastanawiało się wtedy nad przyszłością i sensem Internetu. Szukano danych potwierdzających to, że Internet osiągnął już kres swojego rozwoju – bo co jeszcze można w „nim robić”? Jednym z dowodów miała być praktycznie stała liczba rejestrowanych domen w latach 2001 - 2003 . Ale jak widać na poniższym wykresie, była to tylko lekka zadyszka przed szybkim wzrostem w kolejnych latach.
 


Rysunek 4.:
Źródło: http://www.dns.pl/porozumienie/Liczba%20rejestracji%20nazw%20domen%20(rocznie).jpg

Bańka internetowa miała również swoje dobre strony. W książce „Świat jest płaski. Krótka historia XXI wieku” Thomas L. Friedman dowodzi, że bańka internetowa miała znaczący wpływ na rozwój Internetu w takiej formie, jaka jest znana obecnie. Wiąże się to z infrastrukturą telekomunikacyjną, która powstawała w pod koniec XX wieku na fali odurzenia Internetem. Krach skończył się, ale zostały świetne światłowody spinające świat i pozwalające na praktycznie nieskrępowane przesyłanie danych przez najbliższych parę lat. Firmy, które przetrwały, stały się wkrótce liderami w swoich obszarach: Amazon, Ebay, Yahoo – to teraz światowe potęgi.

To się rusza!
Tak jak HTML zrewolucjonizował sposób korzystania z Internetu, tak technologia Flash zrewolucjonizowała charakter tworzonych serwisów. Strony stały się multimedialne, pełne animacji, zdjęć i dźwięków, a przede wszystkim – stały się bardziej interaktywne. Oczywiście w wielu przypadkach był to przerost formy nad treścią – powstawały tak zwane strony o niczym, które oprócz animacji i zdjęć, nie miały nic do przekazania.

Pojawiły się firmy wyspecjalizowane w tworzeniu serwisów – agencje interaktywne. Firmom wypadało „być w Internecie”, choć jeszcze świadomość jego możliwości była niska. Pojawiły się dwie ścierające się ze sobą koncepcje tworzenia serwisów. Jedna z nich stawiała na ich informacyjny charakter, druga – na budowanie „odjechanych” serwisów fleszowych – w których im trudniej było znaleźć menu i treść, tym większą dumą napawało to projektanta. Serwisy flashowe spotkały się z dużym oporem „starych” internautów, z racji na swój w dużej mierze mało informacyjny charakter i potrzebę instalacji dodatkowego oprogramowania do ich przeglądania – tzw. wtyczka (plugin) Flash.
 


Rysunek 5.:
Projekt serwisu www agencji interaktywnej z wykorzystaniem technologii Flash.

Jednak marketerzy uwielbiali je, w zapytaniach ofertowych pojawiało się pytanie – „czy robicie strony fleszowe”. Tworzenie serwisów stało się skomplikowane, ludzie zajmujący się komputerami w firmach już nie dawali sobie w pojedynkę rady. Chociaż jeszcze przez długi czas to właśnie ich głos, a nie osób od marketingu będzie nieraz decydujący o wyborze firmy tworzącej serwis. W tych czasach dobrze zrobiony serwis wymagał pracy grafika, osoby odpowiedzialnej za stworzenie HTMLa, animacji Flashowych oraz osoby czuwającej nad kontrolą całego procesu.

Google przeczytało cały Internet
W tej fazie rozwoju internatu nie ujawnił on żadnych korzyści względem mass mediów. Był kolejnym kanałem komunikacji, za pomocą którego użytkownik - już bardziej świadomie, odbierał informację opublikowaną przez firmy, czy tradycyjnego wydawcę – jak prasa, czy telewizja, lub z reguły nielegalnie umieszczoną przez innego użytkownika. Pojawiały się pierwsze próby wykorzystania przewag Internetu nad mediami tradycyjnymi. Zaczęto od interakcji na linii marka – klient, ale były one zbyt nowoczesne dla ludzi pracujących w firmach, czy urzędach, a wychowanych w offlinowych czasach.

Pod koniec 2003 roku wyszukiwarka Google zindeksowała 3,307,998,701 stron, pod koniec 2004 8,058,044,651 – od sierpnia 2007 roku informacja o liczbie zindeksowanych stron przestaje być publikowana. Google dokonało rzeczy niemożliwej dla człowieka - przeczytało cały Internet. Pojawienie się wyszukiwarki zrewolucjonizowało podejście do odnajdowania interesującej nas informacji – już nie trzeba kupować książek z ciekawymi adresami internetowymi (tak były takie!) czy spisywać ich z gazet – wszystko można znaleźć – wystarczy, że wpisze się słowo, które może występować na stronie. Powoli acz nieuchronnie, Internet zaczyna być utożsamiany z wyszukiwarką – od niej zaczynamy korzystanie z zasobów Internetu. Treści w Internecie zaczyna być coraz więcej za sprawą jego użytkowników, którzy z biernych odbiorców stają się aktywnymi uczestnikami internetowego życia.  Ale o tym w następnym odcinku.

Grzegorz Krzemień
prezes agencji marketingu interaktywnego
GoldenSubmarine

  Ewolucja Internetu - część I  

Dołącz do dyskusji: Historia polskiego Internetu - część II

7 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
nadka
a gdzie jest część pierwsza tej histori??!!
0 0
odpowiedź
User
Laszlo
Też chętnie bym przeczytał pierwszą cześć artykułu.
0 0
odpowiedź
User
Kirek50
Autor strasznie się "ślizga" po temacie, przeskakuje z wątku na wątek, nie uwzględnia większości uwarunkowań, całkowicie pomija początki internetowych fascynacji w Polsce, rolę czasopism komputerowych, które pisały o tym nieznanym jeszcze u nas zjawisku itp. itd.
Przecież zanim uruchomiono pierwsze polskie internetowe łącze "na świat", internetowi maniacy już korzystali, od roku 1990, np. z poczty elektronicznej, którą wymieniali przy pomocy polskich i zagranicznych BBS-ów, jak m.in. wyżej podpisany. Można było również, przy pomocy modemów (mój pierwszy w 1990 roku miał szaloną prędkość 12 kilobitów na sekundę) wdzwaniać się do niektórych zachodnich serwerów dostępowych (korzystałem z dostępu do serwera na Uniwersytecie w Lejdzie i konta znajomego) i próbować "buszować" po "sieci sieci" z wykorzystaniem np. znakowej przeglądarki PIne a później rewolucyjnej Mozaic, korzystać z Gopherów itp. Jest w kraju spora grupa "internetowych dziadków", która tak właśnie stawiała swoje pierwsze kroki, może warto, aby oni się trochę powypowiadali na ten temat.
0 0
odpowiedź