Przemoc i władza. „Sukcesja” HBO okiem ekspertów
Finałowy sezon serialu „Sukcesja” HBO według słów twórcy, Jessego Armstronga, ma przynieść odpowiedzi na większość nurtujących nas pytań. Czy Logan Roy zostanie pokonany przez swoje zdesperowane i pragnące odzyskać sprawczość dzieci? A może będzie triumfował, po raz kolejny rozbijając ich wątły pakt? Zapytaliśmy ekspertów o źródło sukcesu serialu pokazującego uprzywilejowaną rodzinę medialnych potentatów, której potomkowie poza snuciem ciągłych strategii biznesowych uwikłani są w przemocową relację z rodzicami.
Portret rozkładu rodziny
„Sukcesja” odejmując jej dekoracje typowe dla realiów życia barona medialnego, jakim jest Logan Roy (Brian Cox), to dramat rodzinny, który rozwija się na przestrzeni prawdopodobnie tylko roku (od osiemdziesiątych urodzin patriarchy do kolejnych otwierających sezon finałowy) i prowadzi do rozkładu relacji między ojcem a dziećmi.
Zapytaliśmy filmoznawczynię, dr Barbarę Szczekałę o to, czy obraz relacji rodzinnych można uznać za prawdopodobny i sprawiający, że widz będzie odnajdował w nim własne doświadczenia.
- Nie oglądałabym „Sukcesji” w kategoriach realizmu emocjonalnego ani z perspektywy wiarygodnego sportretowania relacji rodzinnych. To serial niezwykle kunsztowny i wykalkulowany, nie bez powodu określany „szekspirowskim”. Przedstawione w nim relacje rodzinne są sprowadzone do ekstremum, podyktowane rywalizacją, egoizmem i uzależnione od partykularnych celów. Ich gęstość oraz zmienność, oddana znakomitymi dialogami i najwyższej próby aktorstwem, rekompensują brak potoczystości fabularnej. Serial oglądamy, czekając nie na to, co się stanie, lecz w jaki sposób przetasują się rodzinne sojusze, i kto w ostateczności wygra próbę sił – wyjaśnia dr Barbara Szczekała.
Satyra na uprzywilejowanych i słynny 1 proc. najbogatszych
Nie tylko jednak kwestia rodziny sprawia, że serial Jessego Armstronga wzbudza w nas tak wiele skrajnych emocji. Równie istotne jest spojrzenie na tych najzamożniejszych przedstawicieli amerykańskiej socjety, którzy z tylnego siedzenia sterują losami ustaw medialnych i funkcjonowaniem całego rynku medialnego, co widzieliśmy już w poprzednich sezonach. Czy takich bohaterów możemy lubić?
- Poza oczywistymi emocjami wynikającymi z pytania, kto przejmie imperium (nie bez powodu „Sukcesję” wielokrotnie zestawiano z „Grą o tron”), za fenomen odpowiadać może w tym wypadku doskonałe wyczucie ducha czasu. Jesse Armstrong, przed „Parasite”, „Białym Lotosem”, „W trójkącie” czy „Menu”, zaproponował wciągającą satyrę na najbogatszych. Trafił idealnie, bo okazuje się, że ewidentnie mamy potrzebę oglądania paskudnych uprzywilejowanych ludzi, jak skaczą sobie do gardeł w pięknych wnętrzach i z oszałamiającymi widokami za oknem. A że „Sukcesja” okazuje się przy tym rewelacyjna formalnie i scenariuszowo, imponuje błyskotliwymi dialogami, angażuje w zwroty akcji i nie pozwala zdecydować, która ze świetnie napisanych postaci jest tam „absolutnie najgorsza” (ranking co chwilę się zmienia), to zasługuje na swoją popularność. Na dodatek serial, kończąc się po tym sezonie, prawdopodobnie uniknie znudzenia publiczności swoją konwencją – co wobec ostatniego natłoku takich satyr wydaje się na dłuższą metę nieuniknione – w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl mówi recenzentka Serialowej, Kamila Czaja.
„Sukcesja” kolejnym klasykiem HBO?
Czy Logan Roy, to kolejny nieśmiertelny bohater tuż obok Tony’ego Soprano? W epoce nadmiaru coraz trudniej znaleźć nam ten idealny serial, który opowie historię na tyle uniwersalną, że odnajdziemy w niej prawdę o sobie dzisiaj i za kilka lat. Czy serial Jessego Armstronga należy do tego wąskiego grona produkcji godnych zapamiętania?
- „Sukcesja” już teraz zaliczana jest do jednych z najlepszych seriali ostatniej dekady. Zdaje się wskrzeszać najlepsze cechy tak zwanej telewizji jakościowej, której rozkwitem ekscytowaliśmy się 15 lat temu. Jest bezbłędna narracyjnie, dramaturgicznie, aktorsko i inscenizacyjnie. W dodatku jest to serial, który jako jeden z pierwszych przypuścił bezpardonową krytykę na tzw. 1 proc. najbogatszych. Rodzina Royów (której patriarcha ma być – nieoficjalnie – wzorowany na medialnym magnacie Rupercie Murdochu, założycielu kontrowersyjnej telewizji Fox) to klan ludzi bez właściwości: nie są ani dobrze wykształceni, ani przebiegli, ani szczególnie charyzmatyczni, a mimo tego należą do wąskiego grona najbardziej uprzywilejowanych osób w USA. Ta satyryczna demaskacja znakomicie wpisuje się w obecnego ducha czasów – podkreśla filmoznawczyni, dr Barbara Szczekała.
Profetyczny potencjał serialu
Poznawanie stylu życia Royów, ich nonszalanckiego podejścia do codzienności i oderwania od problemów społecznych wyłącza początkowo naszą czujność na przemoc dziejącą się w rodzinie. Na wiele jej odmian i stopni „intensywności”. Czy Royowie, zamiast walki o władzę powinni pójść na terapię?
- „Sukcesja” jest serialem, który w znakomity sposób analizuje różnorakie formy rodzinnej przemocy. Przemoc fizyczna rozumiana tradycyjnie ustępuje tu jednak miejsca przemocy psychicznej, ekonomicznej, a w szerszym kontekście społecznym - także strukturalnej. Logan Roy, mimo początkowych zapowiedzi, wcale nie chce przekazać pałeczki swoim dzieciom. Konfliktuje czwórkę rodzeństwa tak ze sobą, jak i z całym światem zewnętrznym, by jak najdłużej pozostać u władzy i udowodnić, że jego anachroniczny system rządzenie firmą i medialnym światem pozostaje najskuteczniejszy. Z tego powodu tytuł serialu wydaje mi się niezwykle ironiczny – nie chodzi w nim wszakże o progres i następstwo, lecz o podtrzymanie status quo. Po drugim odcinku finałowego sezonu trudno przewidzieć, jak się skończy. Nie mam jednak wątpliwości, że będzie to finał, za pomocą którego popkultura po raz kolejny pokaże swój profetyczny potencjał – podsumowuje ekspertka.
Nie wszyscy oglądają „Sukcesję”
Wbrew pozorom, które narzucają nam nasze społecznościowe „bańki” informacyjne, nie wszyscy oglądają „Sukcesję”. Nie zawsze jest to związane z zarzutami sceptyków, że mało dzieje się tam fabularnie, ale ze zwykłym nadmiarem serialowych produkcji, o którym pisałam już w tekście poświęconym serialowej klasyce. Dziennikarka Marta Korycka, zajmująca się kulturą popularną w serwisie Gazeta.pl wyjaśnia, jaką najcenniejszą walutą płacimy dzisiaj za wysyp serialowych premier i dlaczego wciąż nie obejrzała „Sukcesji”:
- Nie widziałam jeszcze „Sukcesji”, chociaż od przynajmniej dwóch lat mam to w planach. Kilka osób w Gazeta.pl jest wielkimi fanami serialu i zawsze mnie namawiają, a ja - nie wiem, czy trochę z przekory - ciągle to odkładam. Mimo tego, że wiem, że mogę się spodziewać dobrej produkcji, jest tyle innych rzeczy do obejrzenia, przeczytania, że dzisiaj naprawdę ciężko być na bieżąco ze wszystkim. Wiele osób, jeśli nie wejdzie w świat danej produkcji na początku, rezygnuje z nadrabiania, powiedzmy, dwóch sezonów, bo pojawiły się nowsze tytuły, też doceniane, które łatwiej oglądać w miarę na bieżąco. Za kulturę płacimy nie tylko pieniędzmi, ale także czasem i coraz bardziej zdajemy sobie z tego sprawę. Stąd potrzeba podjęcia świadomej decyzji co i ile oglądamy. Dostrzegam też nowy trend: czekanie na całość, żeby zdecydować czy nie tracić kilkudziesięciu godzin na coś, co zostanie anulowane w środku opowiadania historii lub skończy się dużo gorzej, niż zaczęło – mówi nam w rozmowie dziennikarka.
Czy „Sukcesja” może konkurować o uwagę widza z „The Last of Us”? Czy pewne produkcje wciąż trafiają do niszowej widowni nawet jeśli ta widownia to 2,3 miliona widzów amerykańskiej telewizji?
- Mam wrażenie, że „Sukcesja” - jeszcze raz podkreślę, że ceniona produkcja, jest w jakiś sposób jednak „banieczkowa”. To nie jest typ serialu dla każdego. „Gra o tron” czy „The Last of Us” są przykładem na to, że coś, co wydaje się atrakcyjne tylko dla konkretnej grupy odbiorców (fantasy, zombie), może porwać widzów do tej pory zupełnie nieinteresujących się tym gatunkiem. Naprawdę, bez przesady, stały się popkulturowym fenomenem, o którym rozmawia się w różnych miejscach po emisji każdego odcinka. W przypadku „Sukcesji” tego nie widzę – podsumowuje Marta Korycka.
Nowy odcinek „Sukcesji” pojawia się w każdy poniedziałek w ramówce HBO i na HBO Max.
Dołącz do dyskusji: Przemoc i władza. „Sukcesja” HBO okiem ekspertów
Brawo miernoty z TVNu, które poczuły się zagrożone amerykańskim hitem.