Kryzys polskich teatrów. „Boimy się, czy widzowie do nas wrócą”
Najbardziej boimy się tego, czy widzowie do nas szybko wrócą; czy w chwili ogłoszenia końca pandemii i rozluźnienia rygorów wróci widownia, bo to jest warunek wychodzenia wszystkich teatrów z kryzysu - powiedział prezes Związku Artystów Scen Polskich Krzysztof Szuster.
Polska Agencja Prasowa: Jakie oczekiwania w sytuacji epidemii koronawirusa wobec rządu ma Związek Artystów Scen Polskich -Stowarzyszenie?
Krzysztof Szuster: Największe. Największe, jakie można sobie wyobrazić... A już całkiem serio w sytuacji pandemii mamy ogromne nie tyle wyobrażenia, co marzenia związane z pomocą państwa.
Aktorzy zostali zupełnie pozbawieni jakiejkolwiek możliwości egzystowania. Egzystencji nie tylko w rozumieniu ich zasobów finansowych, ale i kontaktu z powietrzem, jakim jest dla nas widownia. Oczywiście, strona materialna jest bardzo ważna, bo artyści tak samo jak inni obywatele muszą jeść, mają rodziny, często tkwią w ciężkiej sytuacji finansowej. Tak samo spłacają kredyty - są normalnymi ludźmi. My ich często postrzegamy przez pryzmat tych, którym powiodło się najbardziej i są widoczni, czyli przez pryzmat artystów serialowych. Ale tych jest zaledwie pięć proc.
Cała reszta aktorów to są ludzie, którzy tworzą sztukę na przykład w domach kultury, w przedszkolach, szkołach, gdzie robią spektakle przybliżające obowiązujące lektury. To są teatrzyki, jednoosobowe firmy, w których bardziej przedsiębiorczy artyści zatrudniają dwóch-trzech kolegów lub koleżanki i jeżdżą po małych ośrodkach, po domach kultury i tych wspomnianych przedszkolach. I oto nagle to wszystko się urwało.
Wracam tutaj do pierwszej myśli, że nie tylko sprawy bytowe są dla nich najważniejsze. Każdy artysta bez odbiorcy, bez widowni właściwie nie istnieje. Nie można robić "sztuki dla sztuki". Sztukę trzeba tworzyć dla kogoś, choćby był to jeden widz. Konieczne jest weryfikowanie swoich działań artystycznych z lustrem, którym jest widownia.
PAP: Na stronie ZASP przeczytałem, że pośród 12 tys. wniosków, które złożono do Narodowego Centrum Kultury (NCK) w ramach programu "Kultura w sieci", znajduje się również projekt połączonych oddziałów krakowskiego, poznańskiego i warszawskiego ZASP. Proszę o tym opowiedzieć.
K.S.: Zacznę od pochwalenia MKiDN, bo błyskawicznie odpowiedziało na potrzeby artystów wprowadzając program "Kultura w sieci". Jednocześnie powtórzę to, co zawsze mówię w wywiadach: ciężko jest chwalić dzień przed zachodem słońca. Będziemy się wnikliwie przyglądać dalszym krokom ministerstwa kultury i całego rządu.
Wracając do pytania, w ramach jednego wniosku ZASP postanowił odpowiedzieć na program "Kultura w sieci" w bardzo szerokiej formule, o dużym zasięgu geograficznym. Oddział krakowski przygotował swój program, koledzy z Poznania swój, a Warszawa swój - i to wszystko zostało połączone w ramach tego jednego projektu, który opiewa na kwotę do 150 tys. zł. To ciekawe różnorodne inicjatywy. Chodziło nam nie tylko o integrację całego środowiska. Gdybyśmy złożyli osobno nasze projekty - automatycznie byłyby one odrzucone, ponieważ jedna instytucja może złożyć tylko jeden wniosek. A my jako ZASP mamy dziewięć oddziałów regionalnych, co jest wpisane w strukturę naszego stowarzyszenia.
Chcę podkreślić, że NCK dość elastycznie podeszło do naszego projektu. Został on przyjęty, ponieważ nie przekracza określonego limitu finansowego. W ramach tego grantu będziemy mogli zatrudnić nie jakieś, powiedzmy, 20 lub 50 osób, ale po kilkadziesiąt z trzech różnych regionów kulturalnych na mapie Polski.
To elastyczne podejście bardzo nas ucieszyło. W jednym z komunikatów pt. "A wnioski płyną, płyną, płyną..." na stronie ZASP napisaliśmy, że rozumiemy bardzo ciężką pracę tych, którzy teraz oceniają te wnioski. I to nie jest z mojej strony żadna forma podlizywania się. To zwykły wyraz szacunku dla pracy tych osób, bo warto nie zapominać o ludziach, którzy w czasie pandemii pracują, żeby artystom pomóc. Nad oceną i procesem procedowania tych wniosków pracuje dzień i noc ogromna rzesza ludzi. Starają się jak najszybciej rozpatrzeć te 12,5 tys. projektów.
PAP: W ubiegłym tygodniu uczestniczył pan w spotkaniu Zespołu Antykryzysowego przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego. O czym szczególnie ważnym dla środowiska ZASP mówiono?
K.S.: Pan minister przedstawił propozycje pomocy, które niebawem zostaną wdrożone dla wszystkich gałęzi kultury. Bez wątpienia ważne jest wszystkie 14 punktów, które premier i minister kultury nam zaprezentowali. I mówię to jako prezes ZASP, które zrzesza nie tylko aktorów, ale i reżyserów, tancerzy, recenzentów, śpiewaków, estradowców, radiowców czy dubbingowców. Minister Gliński w tych 14 punktach zawarł, jak mi się wydaje, istotne propozycje dla środowiska teatralnego. Obiecał nam wtedy, że one wejdą w życie, bo spotkanie odbyło się jeszcze przed ogłoszeniem trzeciej tarczy antykryzysowej. Koledzy filmowcy już wywalczyli te 1,5 proc. składki od nadawców VOD, a MKiDN to zaakceptowało.
Chcę tu przywołać taką scenę - siedzieliśmy wszyscy, każdy w swoim domu przed ekranem komputera i obserwowaliśmy twarze przemawiających. Minister Gliński był widoczny cały czas. Kamera pokazywała go w tzw. szerokim planie. Odpowiadał na bardzo szczegółowe pytania zadawane przez uczestników konferencji. Był doskonale zorientowany w różnorodnej problematyce. Gdy odpowiadał, nie było przy nim żadnego z doradców. Przyznam, że mi tym zaimponował.
Minister Gliński wyjaśnił bardzo ważną kwestię dotyczącą pomocy, że wnioski o zapomogi z Funduszu Promocji Kultury - te 1 tys. 800 zł - artyści mogą składać cyklicznie, że to będzie miało charakter ciągły. Tak więc można się o to ubiegać w kolejnych miesiącach. Dotąd sądziliśmy, że można z tej pomocy skorzystać tylko raz.
PAP: A czy dostrzega pan jakieś mankamenty, braki w zaproponowanych rozwiązaniach? Jakie są pańskie obawy?
K.S.: Największym niepokojem jest to, że wciąż nie wiadomo, kiedy będzie można znieść obostrzenia związane z pandemią. I powiem coś niepopularnego: najbardziej boimy się tego, czy widzowie szybko do nas wrócą? Czy w chwili ogłoszenia końca pandemii i rozluźnienia rygorów ludzie przestaną się bać i zasiądą na widowni? Ich obecność to jest warunek wychodzenia z kryzysu przez teatry tak państwowe, samorządowe, jak i prywatne. Pojawiła się, niestety, druga bardzo niepokojąca tendencja. Niektóre, wprawdzie nieliczne, organy założycielskie teatrów próbują wykorzystać sytuację pandemii i twierdzą, że skoro nie grają - to można im zmniejszyć subwencję. Nic bardziej mylnego. Takiego pojmowania problemu obawiamy się najbardziej.
PAP: W ubiegłym tygodniu wystosowali państwo w związku z tym "Apel do dyrektorów instytucji kultury i organizatorów działalności kulturalnej". ZASP broni w nim artystów, odwołując się do księgi dobrych praktyk, przypominając dyrektorom teatrów, że rozmowy sezonowe muszą być przeprowadzone do końca marca i po tym okresie nie wolno ich zwalniać z etatów. Apelujecie też do organizatorów działalności kulturalnej o "solidarne wsparcie" dla teatrów.
K. S.: Zaapelowaliśmy. Często dzwonimy, a ja nawet jeżdżę po Polsce mimo pandemii i rozmawiam z dyrektorami. Wiem, że oni mają prawo budować wizerunek swojego teatru poprzez konstruowanie zespołu w taki sposób, jaki sobie wymarzyli. Natomiast nasz apel dotyczy tego, by nie zwalniać artystów w czasie pandemii. Niech dyrektorzy zrobią to po okresie pandemii, gdy aktorzy będą mogli spokojnie się przemieszczać, jeździć do innych zespołów w innych miastach, szukać etatów i nowych miejsc zatrudnienia.
Apeluję, żeby w tej chwili podarować im nieco komfortu psychicznego, żeby artyści i ich rodziny mogli choćby w tej kwestii czuć się zabezpieczeni.
Na 100 procent jeszcze w tym tygodniu wystąpimy też do niektórych organów założycielskich teatrów. Chcę podkreślić, że tylko minimalna ich liczba chce wykorzystać pandemię do ograniczania subwencji - większość zachowuje się wspaniale. Jednocześnie boimy się nieco jako ZASP, że tym apelem możemy podpowiedzieć organizatorom działalności kulturalnej, że można skorzystać z okazji i coś tam "poobcinać" teatrom.
PAP: Działalność pana i ZASP w okresie epidemii koronawirusa jest widoczna. Już na początku kwietnia opublikowali państwo uchwałę Zarządu Głównego ZASP w sprawie przyznawania pomocy materialnej członkom stowarzyszenia, opracowaliście procedury i tryb udzielania pomocy. Na przykład oddział poznański zaproponował nawet pomoc żywnościową.
K.S.: Wystartowaliśmy z pomocą już w końcu marca. Poznań uruchomił swoisty bank żywności dla artystów. Z Fundacji Artystów Weteranów Scen Polskich przeznaczyliśmy pomoc rzeczową o wartości równo pół miliona zł. Niestety, to są pieniądze ZASP i dlatego pomoc jest skierowana wyłącznie do członków naszego stowarzyszenia. Obejmujemy tą pomocą również rencistów i emerytów z ZASP. Oczywiście, w skali kraju te pół miliona jest to bardzo niewielka kwota, ale zawsze jest. Nikomu nie pozwolimy położyć się spać nienajedzonym.
PAP: A co z Domem Artystów Weteranów (DAW) w Skolimowie?
K.S.: Jako organizacja jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ prowadzimy prywatny dom pomocy. Gdyby nie ofiarność członków naszego stowarzyszenia i Fundacji Artystów Weteranów Scen Polskich, wspaniała postawa personelu w Skolimowie, a także zaangażowanie wszystkich naszych darczyńców - to nie dalibyśmy sobie z tym rady. Na szczęście, nie mamy dotąd żadnego przypadku zachorowania.
Powiem rzecz ciekawą, wspaniała nasza koleżanka, aktorka Marlena Miarczyńska wprowadziła rygory do Skolimowa trzy tygodnie wcześniej niż uczyniła to strona rządowa i pan minister Szumowski. Wymusiła wprowadzenie śluz, rygorów dotyczących przemieszczania się, noszenia maseczek, rozmaitych zabezpieczeń. Przyznam, że nawet próbowaliśmy z nią walczyć: że nie powinna przesadzać, że za wcześnie, iż nawet minister Szumowski... Okazało się, że ona zrobiła to naprawdę proroczo. Żartujemy teraz, że boimy się, iż minister Szumowski zabierze nam ją i zaangażuje jako konsultanta krajowego.
Dołącz do dyskusji: Kryzys polskich teatrów. „Boimy się, czy widzowie do nas wrócą”