Czy książki o Mateuszu Morawieckim zaszkodzą PiS w kampanii wyborczej?
Ujawnione w ostatnich dniach informacje dotyczące Mateusza Morawieckiego nie wyrządzą premierowi większej szkody i nie wpłyną na wynik Prawa i Sprawiedliwości w kampanii wyborczej - oceniają eksperci. Uzasadniają, że książka Tomasza Piątka „Morawiecki i jego tajemnice” z powodu niskiej wiarygodności treści może co najwyżej ośmieszyć osoby próbujące się nią podpierać. Publikacja „Delfin Mateusz Morawiecki” po tym, jak „Super Express” podał, że premier ma dwójkę adoptowanych dzieci może mieć z kolei przyklejoną łatkę takiej, która jest narzędziem bardzo nieetycznej gdy politycznej. Takiej, która wykorzystuje życie prywatne i dobro dzieci. Przez to reszta informacji z książki może nie przebić się w dyskursie politycznym ani nie stanowić podręcznego oręża do walki przedwyborczej.
Ubiegły tydzień został w w mediach zdominowany przez tematy dotyczące premiera Mateusza Morawieckiego. W czwartek 9 maja nakładem Wydawnictwa Abitror ukazała się książka autorstwa dziennikarza Tomasza Piątka, „Morawiecki i jego tajemnice”. Do tej pory napisał „Macierewicz i jego tajemnice” oraz "Macierewicz. Jak to się stało".
Wytoczenie procesu autorowi tej publikacji ogłosił tuż przed jej premierą Tomasz Misiak - biznesmen związany m.in. z Work Service, a w przeszłości senator PO - zapowiedział proces za zniesławienie. W diagramie z książki pokazano bezpośrednie relacje Misiaka z Markiem Falentą i niebezpośrednie z Kremlem i GRU.
W piątek natomiast podano, że 20 maja br. na rynku pojawi się książka „Delfin Mateusz Morawiecki” napisana przez Jakuba N. Gajdzińskiego i Piotra Gajdzińskiego, byłego rzecznika prasowego banku BZ WBK w czasach, kiedy w jego zarządzie zasiadał Mateusz Morawiecki.
Tego samego dnia „Super Express” na pierwszej stronie opublikował tekst o tym, że premier ma dwójkę adoptowanych dzieci
Dziennikarze wytknęli gazecie – po publikacji kolejnego tekstu w ostatnią sobotę na temat rodziny premiera – ustawkę.
Publikacje emocjonują, ale nie obalą mitu Morawieckiego
Bartosz Czupryk, specjalista ds. wizerunku i marketingu politycznego nie liczy na to, że wynik kampanii wyborczej PiS będzie zależeć od informacji ujawnionych na temat Mateusza Morawieckiego w ostatnich publikacjach „Super Expressu”, książce Tomasza Piątka czy mającej ukazać się książki „ Delfin Mateusz Morawiecki”. Przypuszcza, że wątek ten będzie pomijany albo marginalizowany.
- Tylko wyborcy niezdecydowani mogą czuć się skołowani, ale nie na tyle aby przekreślić plany PiS i premiera Morawieckiego. Publikacje pana Piątka zawsze budziły wiele emocji. W tej sprawie może być podobnie, ale nie na tyle, aby obalić mit Morawieckiego. O książce politycy PiS nie będą rozmawiać. Temat będzie pomijany, żeby nie nadać sprawie zbędnego rozgłosu. Sam premier może epizodycznie odniesie się do jej treści, ale jedynie w sytuacji, kiedy ktoś o nią zapyta. Do sprawy mocno się zdystansuje, aby nie tracić energii na czas kampanii. To dla niego i tak już duży wysiłek – podkreśla nasz rozmówca.
Dodaje, że raczej nie spodziewa się tego, by premier wytoczył proces Tomaszowi Piątkowi, bo to tylko spopularyzowałoby pozycję autora tej publikacji. - Możliwe, że wątek książek redaktora Piątka wróci w opozycyjnych mediach, jednak to za mało aby przekonać niezdecydowanych wyborców w sytuacji, gdy PiS i tak wciąż utrzymuje przewagę na scenie politycznej. Spodziewam się bardziej - o ile sprawa nabierze niechcianego kolorytu - jakiegoś krótkiego materiału w wydaniu „Wiadomości” TVP, gdzie prawdopodobnie usłyszymy o kolejnej nieudanej próbie uderzania w wizerunek PiS i tym razem w dobre imię Premiera Morawieckiego - komentuje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Bartosz Czupryk.
Książka Tomasza Piątka wywołuje "wesołość"|
Podobnie uważa Łukasz Warzecha, publicysta "Super Expressu" i "Do Rzeczy" który zauważa, że Tomasz Piątek buduje swoje opowieści zawsze w ten sam sposób: posługując się naciąganymi sylogizmami, łączy ze sobą fakty, osoby czy organizacje, które nie mają ze sobą w rzeczywistości nic wspólnego.
- Nie jest to żadne dziennikarstwo śledcze, a jedynie robiona pod tezę zabawa. Rozrysowane przez Piątka schematy powiązań z jego książki, które zaczęły już krążyć w internecie, wywołują powszechną wesołość, stawiając na przykład niemal obok siebie radykalnie antykomunistyczną Solidarność Walczącą i niemiecką Stasi. Piątek może jedynie utwierdzić radykalnych przeciwników PiS w ich przekonaniach, nie przekona natomiast nikogo mniej zainteresowanego albo choćby racjonalnie patrzącego na rzeczywistość. Spodziewałbym się natomiast przynajmniej kilku pozwów, niekoniecznie ze strony głównego bohatera, bo zakładałbym, że z punktu widzenia Morawieckiego pozywanie Piątka oznaczałoby jedynie legitymizowanie jego fantasmagorii i dodawanie mu powagi. Jednak to, co już o książce wiemy, wskazywałoby, że wiele innych osób może uznać, iż ich dobra osobiste zostały naruszone. Zapowiedź Misiaka to tylko przedsmak tego, co może czekać Piątka - twierdzi dziennikarz.
Uważa, że książka Piątka nie wyrządzi Morawieckiemu większej szkody, bo naprawdę groźne są dla niego nie fantastyczne rozważania o przymierzu z KGB, Putinem czy Stasi, ale wątki z jego życiorysu jako finansisty, bankowca czy doradcy Donalda Tuska. - Dlatego większym problemem może być książka Gajdzińskich. Pozostaje oczywiście pytanie o rzetelność włożonej w nią pracy dziennikarskiej. Już z opisu widać jednak, że autorzy zajęli się tym, co faktycznie może być problemem dla Morawieckiego. Mówiąc najogólniej - to dziś centralna postać PiS, niejako przyniesiona w teczce przez Jarosława Kaczyńskiego z innego świata. Bardzo zamożny były bankowiec, który nagle stał się zagorzałym socjalistą i którego bogoojczyźniane tyrady rażą sztucznością. Jeżeli te kontrasty, niespójności i problemy z wizerunkiem zostaną przez Gajdzińskich przekonująco opisane i udokumentowane, mogą mocno uderzyć w Morawieckiego i z pewnością będą przez długi czas powtarzane przez nieprzychylne PiS media - podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Łukasz Warzecha.
Niezbyt celne strzały
Grzegorz Miller, właściciel agencji MillerMedia przypomina, że przed wyborami zawsze pojawiają się tego typu rewelacje - w skali regionu to wyciąganie nieczystych zagrywek lub nieudanych działań kandydatów na wojewodów czy burmistrzów, nawet radnych; przy większej wadze wyboru i większego formatu polityka są wyciągane większe działa.
-Na szczęście dla Mateusza Morawieckiego nie są to strzały - w mojej opinii - zbyt celne. Książka Tomasza Piątka, z powodu niskiej wiarygodności treści, nie będzie miała żadnego wpływu na pozycję premiera i PiS w tegorocznych wyborach. Co najwyżej może ośmieszyć osoby, które będą próbować się nią podpierać. Z kolei pozycja panów Gajdzińskich robi wrażenie pisanej na zamówienie polityczne, chociaż prawdopodobnie jest to tylko wykorzystanie momentu wyborów, by zrobić więcej szumu wobec książki i zwiększyć jej sprzedaż. Rewelacje, zamieszczone - wg przecieków „Super Expressu” w książce mogłyby być niewygodne dla premiera, gdyby nie to, że najważniejszą - bo pierwszą - informacją jest ujawnienie faktu adopcji dwójki dzieci przez Mateusza Morawieckiego. Spowodowało to przyklejenie - być może na chwilę - do książki łatki takiej, która jest narzędziem bardzo nieetycznej gdy politycznej. Takiej, która wykorzystuje życie prywatne i dobro dzieci. Dzięki temu reszta informacji z książki może nie przebić się w dyskursie politycznym ani nie stanowić poręcznego oręża do walki przedwyborczej – komentuje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Grzegorz Miller. Dodaje, że z drugiej strony ujawnienie tego właśnie faktu przysparza dużej sympatii premierowi i działa na plus w kampanii.
Informacje bez większego znaczenia?
Również Marek Gieorgica, partner zarządzający w Clear Communication Group zauważa, że o ile pierwsze informacje o treści książki „Delfin” nie stawiały Premiera w najlepszym świetle, to teraz już to nie ma znaczenia. - Bo od teraz będą to tylko i wyłącznie "jakieś bzdury z tej ohydnej książki". Podanie do publicznej wiadomości informacji o prywatnych sprawach dotyczących dzieci premiera jest przekroczeniem granicy i stamtąd już się nie da wrócić. Może się wręcz okazać, że poziom sympatii do premiera budowany na współczuciu bardzo mocno wzrośnie. Nie wiem jaki cel przyświecał autorom książki, jeśli chcieli pomóc premierowi w zdobyciu większego zaufania społecznego - to doskonale to się udało. Być może dzięki temu były rzecznik zapewnił właśnie partii premiera zwycięstwo i najbliższych wyborach do Europarlamentu. Dodatkowo - w mojej etyce zawodowej zupełnie nie mieści się pomysł, aby wieloletni rzecznik prasowy mógł napisać w książce o swoim byłym szefie o sprawach z jego życia prywatnego. Podobnie zresztą równie trudno mi zrozumieć, jak można podawać do wiadomości publicznej na łamach książki informacje, które były szef przekazywał w zaufaniu swojemu rzecznikowi prasowemu – mówi Marek Gieorgica.
Cyniczna próba wbicia klina
Z kolei według Marka Kacprzaka z Wirtualnej Polski ostatnie informacje „Super Expressu” o adoptowanych przez rodzinę Mateusza Morawieckiego dzieciach dla debaty publicznej nie zmieniają nic. - Temat, jeśli nie będzie dymisji naczelnego, szybko zostanie "wygaszony". Choć brak spójnej polityki informacyjnej sprawi, że wewnątrz PiSu przez jakiś czas będzie konsternacja, jak z tą gazetą postępować i czy udzielać jej wypowiedzi czy nie. Dziś cały dzień od polityków PiS wychodziły sprzeczne komunikaty – mówił nam w piątek Marek Kacprzak. Przyznaje też, że obawia się, że to co podziało się już po publikacji, czyli stonowana reakcja premiera, wywiad z ministrem Dworczykiem dla „SE”, tylko wzmocni zainteresowanie książką, o której do tej pory mało kto słyszał. - Nie dziwi mnie, że tak wiele osób uważa, że to tak zwana "ustawka". Brak procesu, brak bojkotu, brak nawoływania do dymisji redaktora naczelnego może sugerować, że premier wiedział, że taka publikacja będzie miała miejsce. Choć cały czas chcę wierzyć, że tak nie było. Bo jeśli tak, to nie mieści mi się w głowie takie działanie – komentuje dziennikarz.
Wątpliwości co do tego, że publikacja książki „Delfin” 20 maja to cyniczna próba wbicia klina ad personam i zagrywka polityczna nie ma Szymon Sikorski, prezes agencji Publicon.
- Czy obniży to notowania Prawa i Sprawiedliwości ocenić będzie można dopiero, kiedy książka znajdzie się na rynku i będzie wiadomo, co w niej jest. Infamia politycznej nagonki może jednak wręcz ... wzmocnić wizerunek premiera, jako odpierającego ataki "mrocznych sił". Które - uwaga, opinia - wyglądają na walkę wewnętrzną bardziej niż zagrywki opozycji – uważa nasz rozmówca.
- Kolejne książki i publikacje w mediach mogą złamać karierę polityczną Mateusza Morawieckiego tylko wtedy, jeśli ktoś by w nich udowodnił premierowi, że popełnił on jakieś przestępstwo gospodarcze, kryminalne albo przeciwko państwu. Na to jednak się nie zanosi, bo i żadne zapowiedzi nie wskazują na takie sensacje. Oczywiście, publikacje pokazujące Morawieckiego jako "bankstera" koniunkturalnie nawróconego na wiarę w Polskę solidarną mogą podkopać jego pozycję w obozie władzy i oddalić perspektywę przejęcia przez niego schedy po Jarosławie Kaczyńskim, ale biegu historii nie zmienią. Dla działaczy PiS najważniejsze jest, czy prezes partii ma do niego zaufanie - a ma. Z kolei dla wyborców PiS ważne jest, czy premier spełnia obietnice, na których korzystają - a spełnia. Nikt w PiS-ie ani istotna część elektoratu nie skreśli Morawieckiego przez, nawet krwiste, anegdoty czy obnażanie jego wyrachowania bądź cynizmu - twierdzi z kolei Jacek Gądek, dziennikarz Gazeta.pl.
Dołącz do dyskusji: Czy książki o Mateuszu Morawieckim zaszkodzą PiS w kampanii wyborczej?