Polskie firmy zamykają się, a amerykańskie inwestują? "Negatywne nastroje klientów niezależne od miejsca" (opinie)
Czy firmy amerykańskie łatwiej niż polskie i europejskie radzą sobie z kryzysem, spowodowanym pandemią COVID-19? Zdaniem agencji reklamowych, które współpracują z korporacjami z różnych krajów świata, zależy to od etapu pandemii, na którym się znalazły. Z kolei ekonomiści twierdzą, że to amerykański rynek pracy najbardziej ucierpi na koronawirusie.
Tomasz Karwatka, prezes agencji Divante, która specjalizuje się w rozwiązaniach e-commerce, podzielił się na Facebooku refleksją na temat różnych zachowań polskich i zagranicznych firm w dobie koronawirusa.
"Ciekawie jest obserwować, jak klienci z różnych obszarów geograficznych działają. Ma na to wpływ wsparcie jakie otrzymują firmy oraz mentalność. Azja - róbmy swoje, wracamy do normalności. USA - inwestujmy w technologie, które pozwolą nam przenieść więcej biznesu do online. Europa - poczekajmy, zobaczymy, małe zmiany. Polska - tniemy co się da, nie wiemy czy przeżyjemy, nie wierzymy, że ktokolwiek nam pomoże. Niestety mam obawy, że polska gospodarka po kryzysie będzie znacznie mniej konkurencyjna niż europejska, nie mówiąc już nawet o USA czy Azji. Oczywiście to tylko wąskie spojrzenie przez pryzmat branży IT" - napisał szef Divante.
"Różnice wynikają z fazy epidemii"
Zapytaliśmy największe agencje reklamowe w Polsce, czy dostrzegają różne podejścia klientów do biznesu w czasie kryzysu w zależności od kraju, z którego pochodzą.
- W moim przekonaniu różnice w podejściu wynikają w dużej mierze z fazy epidemii w różnych krajach. Jako agencja z międzynarodowej grupy mamy okazję do regularnej wymiany doświadczeń z różnych rynków, od Chin przez europejskiej kraje, aż po agencje za oceanem. Mam wrażenie, że niezależnie od rynku mamy trzy fazy przez które z pewnymi obocznościami, przechodzą wszystkie międzynarodowe korporacje - mówi Wirtualnemedia.pl Michał Ryszkiewicz, managing partner a agencji Kamikaze.
Jak dodaje, na początku rozwoju pandemii i towarzyszących jej ograniczeń wprowadzanych przez rządy "mieliśmy do czynienia z mniejszą lub większą paniką, a wiele taktycznych działań reklamowych, które ze względu na kontekst traciły po prostu sens, zostało zawieszonych".
- W drugiej fazie mieliśmy do czynienia z próbą adaptacji aktywności biznesowych i komunikacji marketingowej do kontekstu. Gigantyczna praca klienta i agencji, której towarzyszyła oczywista chęć do działania dalej, szczególnie w tak zwanym digitalu.
Teraz mamy pierwsze oznaki, że zaczyna się "new normal". Przy ujawniających się nowych wyzwaniach dotyczących całej gospodarki, czy rynku pracy, zaczynamy jednak działać dalej. Dysponujemy już pewną ilością informacji, która pozwala podejmować decyzje lepiej niż 2-3 tygodnie temu. W praktyce, spodziewam się i liczę na to, że krok po kroku będziemy uruchamiać wstrzymane kampanie i wracać do zawieszonych działań, choć niekoniecznie w tym samym zakresie. Już za chwilę czas zacząć planować sezon tzw. back2school. Dla wielu to będzie też back2business - podkreśla Ryszkiewicz.
"Widzimy zwiększenie inwestycji w kanał digital"
Jacek Redźko, chief creative director/partner w Asap&Asap Communication widzi różnicę w podejściu do kryzysu klientów z różnych stron świata.
- Problem jest globalny i na pewno są zauważalne zmiany w podejściu naszych klientów europejskich. Wiele zależy oczywiście od tego, kto jest docelowym odbiorcą dóbr, wytwarzanych przez firmę i w jak mocnym stopniu pandemia ma wpływ na ich dystrybucję i końcową sprzedaż - mówi portalowi Wirtualnemedia.pl.
- W zasadzie wszyscy (wliczając w to nie tylko marketerów, ale również agencje) wykazują w tej chwili znacznie większą ostrożność w poruszaniu się po własnych budżetach (nie tylko reklamowych), co jest oczywiście w pełni zrozumiałe w obecnej sytuacji. Redukcje działań są wyraźne i zauważane. Podobnie jak w przypadku firm europejskich, sposób dystrybucji i pozycja produktu danego klienta w piramidzie potrzeb mają kolosalne znaczenie dla jego zachowań. W jednym przypadku będzie to bardzo mocne ograniczenie działań lub ich całkowite zaniechanie, w przypadku innego będzie to zmiana akcentów i sposobu komunikowania. Na pewno widzimy zwiększenie inwestycji w kanał digital, a zwłaszcza wsparcie sprzedaży przez działania w social media - mówi Jacek Redźko.
Przedstawiciel Asap&Asap Communication dodaje, że sensowny pakiet pomocowy ze strony polskiego rządu pomógłby w ograniczeniu redukcji zatrudnienia. - Musielibyśmy jednak mówić o naprawdę sporej skali tej pomocy. Dopłaty do części wynagrodzeń pracowniczych i anulowanie (a nie zawieszenie) składek na ubezpieczenia społeczne na jakiś czas wydają się być niezbędnym minimum. Choć, będąc realistą, trudno na takie rozwiązania liczyć, przy obecnym stanie budżetu państwa - dodaje Redźko.
"Niechęć do inwestycji wynika z niepewności"
Z kolei Gustaw Rozmarynowski, new business director/cofunder agencji Digital Kingdom, uważa że położenie geograficzne nie ma znaczenia dla zachowań klientów.
- Rynki finansowe wyraźnie pokazują, że mamy do czynienia z kryzysem nieporównywalnym do wcześniejszych. To przekłada się na negatywne nastroje klientów niezależnie od szerokości geograficznej, w której znajduje się ich siedziba. Niechęć do inwestycji wynika z niepewności. Widać to nawet w branżach nie dotkniętych bezpośrednio skutkami koronawirusa. Dlatego tak ważne jest działanie rządu i niepodsycanie emocji przez media informacyjne, które w pogoni za wzrostami oglądalności i klików prześcigają się w gonitwie na histeryczne nagłówki. To działanie krótkowzroczne, którego konsekwencje będą dużo poważniejsze niż sam koronawirus. Musimy w końcu pogodzić się z myślą, że COVID-19 nie zniknie, nauczyć się z nim żyć i wrócić czym prędzej do względnej normalności, jednocześnie zabezpieczając osoby z grupy największego ryzyka - mówi nam Rozmarynowski.
Zdaniem specjalisty z Digital Kingdom, nie można mówić, że firmy z USA czy Azji są bardziej skłonne do inwestowania w czasie kryzysu spowodowanego pandemią COVID-19. - Jeśli w ogóle rozgraniczać skłonność do inwestowania w czasach koronawirusa to w podziale na branże, a nie rynki. W większości przypadków duże projekty komunikacyjne są przekładane na czas, w którym sytuacja epidemiologiczna zostanie opanowana. Kluczowa jest komunikacja i partnerskie traktowanie - podkreśla Gustaw Rozmarynowski.
"Firmy inwestują w kanał digital"
Inne doświadczenia ma agencja interaktywna JAḾEL. - Wśród naszych klientów znajduje się szwajcarska firma Bossard – światowy lider technologii łączenia. Zlecenia od nich wpływają w normalnym trybie. Szwajcarzy wręcz wysłali do nas sygnał, że obecny kryzys zwiększy intensywność działań w obszarze digitalu. Myślę, że większość firm przełączy się na tryb online, aby w miarę możliwości zaadaptować się do sytuacji, z którą mamy do czynienia i zachować płynność - mówi nam Jakub Formela, dyrektor zarządzający JAḾEL.
Jego zdaniem najbardziej właściwym kanałem jest teraz digital. Firmy inwestują w jego ulepszanie i rozwój ze względu na szybkość i koszt produkcji.
- Firmy mają świadomość, że czas, w którym ich pracownicy mają mniej pracy, z uwagi na brak możliwości bezpośredniego kontaktu z klientem, można spożytkować na produkcję narzędzi marketingowych, takich jak strony www, landing page czy animacje. Wszystko po to, aby być gotowym na koniec kryzysu, który przecież w końcu nastąpi. A wtedy marki będą musiały znowu zacząć rywalizować o swoich klientów, prawdopodobnie ze zdwojoną siłą - uważa przedstawiciel JAḾEL.
"Kolejne restrykcje nie poprawią nastroju do biznesu"
Ekspert uważa, że tarcza antykryzysowa w niewielkim stopniu wpłynie na decyzje firm. - Cytując Winstona Churchilla - "business as usual" - musimy jak najprędzej pomimo trudnych czasów przywrócić normalność funkcjonowania biznesu. Tarcza antykryzysowa ma marginalne znaczenie dla zmniejszenia poczucia niepewności, a to właśnie to niemierzalne poczucie bezpieczeństwa i optymizm jest kluczem do wyjścia z obecnej sytuacji. Aby widzieć, że "będzie lepiej" oczekujemy jasnych i zwięzłych komunikatów od rządzących. Nawet jeśli w krótkim terminie mogą być bolesne dla wielu ludzi i niepopularne politycznie. Z pewnością kolejne restrykcje wprowadzane stopniowo nie poprawiają nastroju do biznesu - zaznacza Rozmarynowski.
Profesor Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Center Club oraz członek Narodowej Rady Rozwoju, twierdzi, że amerykańskie firmy są w gorszej sytuacji niż europejskie.
- Wszędzie są firmy, które zwalniają i nie inwestują oraz takie, które inwestują. W USA w ostatnich kilku tygodniach pracę straciło 10 mln osób, oczekuje się dalszego znacznego wzrostu liczby bezrobotnych w najbliższych kilku miesiącach. Inwestycje ogółem są nadal spore wszędzie, chociaż mniejsze niż rok temu, w Polsce i Europie mogą być dużo mniejsze. W Azji mamy pozytywny wpływ doświadczeń Chin, Tajwanu i Płd Korei w radzeniu sobie z koronawirusem. W Chinach kryzys dotyczy praktycznie tylko jednej prowincji, gdzie mieszka 4 proc. ludności kraju (około 50 mln mieszkańców) - mówi nam prof. Gomułka.
"Bezrobocie gwałtowniej wzrośnie w USA"
Zdaniem głównego ekonomisty BCC, programy pomocowe przygotowane przez rząd Stanów Zjednoczonych i kraje Europy "są na bardzo dużą skalę, zarówno w obszarze fiskalnym, jak i monetarnym" - Celem jest ograniczenie spadku PKB do około 5-10 proc. w kwartałach drugim i trzecim oraz stosunkowo szybki powrót do poziomu PKB z ub. roku w trakcie roku 2021. W przypadku Polski mielibyśmy podobny przebieg wydarzeń, z tą różnicą, że byłoby dalsze osłabienie złotego wobec głównych walut (dolara, euro) oraz wyższą inflację - podkreśla Gomułka.
Ebrahim Rahbari, dyrektor zespołu ds. gospodarki światowej w City Research w Nowym Jorku ocenia, że redukcja miejsc pracy dotknie bardziej Stany Zjednoczone niż strefy euro.
- W czasie kryzysu bezrobocie znacznie gwałtowniej wzrośnie w Stanach Zjednoczonych niż w strefie euro i może osiągnąć prawie 10 proc. w kwietniu. W strefie euro warunki są różne (np. Hiszpania ma tendencję do dużych cyklicznych wzrostów), ale średni wzrost prawdopodobnie będzie znacznie mniejszy. Dzieje się tak dlatego, że w strefie euro są prowadzone znacznie skuteczniejsze działania na rzecz utrzymywania miejsc pracy niż w USA, tak jak to było w Niemczech podczas globalnego kryzysu finansowego - uważa Ebrahim Rahbari.
Międzynarodowa Organizacja Pracy przewiduje, że wybuch epidemii koronawirusa może doprowadzić do likwidacji prawie 25 mln miejsc pracy na całym świecie. Zdaniem Krajowej Izby Gospodarczej w Polsce do końca lata pracę może stracić nawet 400 tys. osób, a stopa bezrobocia osiągnie 7,5 proc.
Agencja Fitch obniżyła prognozę dynamiki PKB Polski w 2020 r do -0,6 proc. z +1,8 proc. szacowanych wcześniej.
Ministerstwo Zdrowia podało w piątek, że liczba zakażonych koronawirusem w Polsce wzrosła do 6000. Zmarło 181 osób. Na świecie odnotowano ponad 1,7 mln zachorowań, a zmarło ponad 100 tys. osób.
Dołącz do dyskusji: Polskie firmy zamykają się, a amerykańskie inwestują? "Negatywne nastroje klientów niezależne od miejsca" (opinie)