Przed eurowyborami polskie partie wydały 18 tys. złotych na reklamy w Google. Koncern udostępnia statystyki
Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Google udostępnił Raport Przejrzystości Reklam Politycznych, gdzie znajdują się informacje o wszystkich reklamach wyborczych w UE, kosztach ich wyświetlenia oraz grupach osób, do których były kierowane. W Polsce do 12 maja 2019 roku na platformach Google zamieszczono 1466 reklam eurowyborczych, które w sumie kosztowały 17,9 tys. złotych. - System informacyjny będzie dostępny także przed wyborami parlamentarnymi w Polsce jesienią tego roku - zapowiada w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Marta Poślad, dyrektorka ds. polityki publicznej Google w Europie Środkowo-Wschodniej.
Przed zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego zaplanowanymi w Polsce na 26 maja br. Google wprowadził mechanizmy udostępniania informacji na temat reklam związanych z eurowyborami. Dzięki temu internauci w Polsce i innych krajach UE uzyskają w wyszukiwarce Google ułatwiony dostęp do kluczowych informacji związanych z wyborami, takich jak instrukcje jak głosować w danym kraju, a także podsumowania najważniejszych informacji dotyczących kandydatów.
Dodatkowo każda z reklam wyborczych (czyli reklama z udziałem partii politycznej, obecnego posła Parlamentu Europejskiego lub kandydata do PE), na którą natrafią użytkownicy będzie opatrzona komunikatem „Opłacono przez” informującym o tym kto zapłacił za jej wyświetlenie. Będzie się ona pojawiać przy reklamach w wyszukiwarce, a także na YouTube i reklamach Google wyświetlanych na stronach internetowych po kliknięciu w banner „Dlaczego ta reklama?”.
Reklamy wyborcze w ekosystemie Google mogą być zamieszczane tylko przez zweryfikowane podmioty. Od 21 marca br. reklamy związane z wyborami do PE mogą pochodzić wyłącznie od osób będących obywatelami państwa członkowskiego UE lub podmiotów mających siedzibę na terenie UE. Google dokonuje weryfikacji dokumentacji za pośrednictwem dostępnego w internecie formularza.
Po to by wyborcy mogli lepiej zrozumieć jaki polityczny przekaz jest im prezentowany za pośrednictwem reklam, Google udostępnił Raport Przejrzystości Reklam Politycznych, gdzie znajdują się informacje o wszystkich reklamach wyborczych w UE, kosztach ich wyświetlenia oraz grupach osób, do których były kierowane.
700 tys. euro na reklamę w Unii, w Polsce 17,9 tys. złotych
Z udostępnionych przez Google statystyk wynika, że przed eurowyborami we wszystkich krajach UE od 20 marca do 12 maja br. zamieszczono ponad 11,7 tys. reklam politycznych kosztujących w sumie z górą 706,5 tys. euro.
Na czele krajów, w których na reklamy przedwyborcze wydano najwięcej (ponad 224 tys. euro) znalazła się Hiszpania, która wyprzedziła Finlandię (z górą 142 tys. euro) i Niemcy (ponad 68 tys. euro).
W Polsce do 12 maja br. wyemitowano w ekosystemie Google 1466 reklam eurowyborczych, na które komitety i agencje obsługujące poszczególne ugrupowania i kandydatów wydały w sumie 17,9 tys. zł.
Wśród największych ugrupowań startujących w naszym kraju do Parlamentu Europejskiego najwięcej – 8,8 tys. złotych wydał Koalicyjny Komitet Wyborczy Koalicja Europejska, z kolei Komitet Wyborczy Prawo i Sprawiedliwość przeznaczył do tej pory na reklamy w Google kwotę 2,3 tys. zł. Trzeba zaznaczyć, że o ile w wypadku danych ogólnokrajowych dotyczą one jedynie reklam opublikowanych w Polsce, to w wypadku poszczególnych komitetów i partii liczby dotyczą także promocji prowadzonych poza granicami naszego kraju.
W rozmowie z serwisem Wirtualnemedia.pl Adam Malczak, rzecznik polskiego oddziału Google zaznacza, że choć wydatki reklamowe w Polsce mogą wydawać się stosunkowo niskie, to w nadchodzących dniach należy spodziewać się ich znaczącego wzrostu.
- Trzeba pamiętać, że obecnie wkraczamy w decydujący okres kampanii związanej z eurowyborami i w ciągu nadchodzących dwóch tygodni nakłady reklamowe będą zapewne rosnąć – przewiduje Adam Malczak. - Z drugiej strony obecne statystyki dowodzą, że w porównaniu z innymi kanałami komunikacji polityczna reklama internetowa jest stosunkowo tania.
Narzędzia dla dziennikarzy i organizacji pozarządowych
Dla dziennikarzy, ale też partii politycznych, organizacji pozarządowych i grup monitorujących przebieg wyborów Google wdrożył Project Shield, którego celem jest ochrona stron internetowych przed atakami typu „odmowa usługi” (DDoS), wykorzystującymi często tysiące zainfekowanych komputerów po to, by sparaliżować dany serwis informacyjny.
Według Google Project Shield ma zapewniać internautom niezakłócony dostęp do niezależnych informacji na temat wyborów, a także do stron internetowych partii politycznych i organizacji wspierających przebieg wyborów. Google oferuje także Program Ochrony Zaawansowanej, którego zadaniem jest ochrona kont osobistych Google należących do osób szczególnie narażonych na ataki hakerskie, takich jak dziennikarze śledczy, osoby pracujące przy kampaniach wyborczych czy sami kandydaci.
Narzędzia dla kandydatów do Parlamentu Europejskiego i partii politycznych
Poza Programem Ochrony Zaawansowanej i obroną przed atakami hakerskimi Google zaznacza że oferuje zarejestrowanym kandydatom do PE także możliwość zawarcia sekcji informacyjnej na swój temat w wynikach wyszukiwania (tzw. Panel Wiedzy). Wystarczy, że zamieści w nim 500 słów podsumowujących swój program oraz 3 priorytety wyborcze. W ten sposób obywatele po wyszukaniu danego kandydata zyskają bezpośredni dostęp do zweryfikowanych i zwięzłych informacji o programach wyborczych.
Informacje także przed wyborami w Polsce
W rozmowie z Wirtualemedia.pl Marta Poślad, dyrektorka ds. polityki publicznej Google w Europie Środkowo-Wschodniej wyjaśnia, że udostępnione przez koncern narzędzia mają przede wszystkim dostarczyć mieszkańcom UE jak najszerszej wiedzy na temat kandydatów i ugrupowań przed eurowyborami, także w zakresie ich strategii reklamowej prowadzonej w internecie. Zapowiada, że udostępniony obecnie system dostarczania danych nie jest jednorazowym projektem związanym jedynie z głosowaniem do PE.
- Uruchomiona platforma transparentności będzie funkcjonować także przy okazji innych wydarzeń związanych z wyborami w konkretnych krajach, m.in. w Polsce przed jesiennym głosowaniem do parlamentu – informuje Marta Poślad. - Chcemy by takie narzędzie było stałym elementem naszej polityki informacyjnej związanej z funkcjonowaniem ekosystemu Google.
Według Marty Poślad w związku ze zbliżającymi się eurowyborami Google nie zaobserwował znaczącego wzrostu fake newsów czy spamu dotyczącego tej kampanii.
- Oczywiście można zaobserwować obecność tematyki wyborczej w niektórych publikacjach zawierających dezinformacje czy też w działalności spamerskiej – przyznaje Poślad. - Jednak prawidłowość jest taka, że dla podmiotów posługujących się takimi narzędziami i metodami istotne są pieniądze z ich działalności, a na drugim planie treści jakie poruszają w swoim przekazie. Równie dobrze może to być tematyka eurowyborcza, jak i inne głośne wydarzenia. Na wszystkie przejawy aktywności niezgodne z naszymi standardami reagujemy w taki sam zdecydowany sposób, niezależnie od treści które obejmują.
Nasza rozmówczyni przyznaje, że tak jak w wypadku wyborów w innych regionach świata (Stany Zjednoczone, Indie) także przed eurowyborami pojawiają się w ekosystemie Google ewidentne próby manipulowania opinią publiczną i wprowadzania jej w błąd na szeroką skalę. Zdarza się że są one kierowane przez konkretne środowiska polityczne.
- W takich wypadkach współpracujemy ściśle z odpowiednimi instytucjami i służbami w określonym kraju – zaznacza Poślad. Odmówiła jednak podania bardziej szczegółowych danych w tym zakresie dotyczących nadchodzących eurowyborów w Polsce.
Dołącz do dyskusji: Przed eurowyborami polskie partie wydały 18 tys. złotych na reklamy w Google. Koncern udostępnia statystyki