Reporter „Gazety Wyborczej”: nie jestem dziennikarzem, zmiany w prasie są błędne
Dziennikarz „Gazety Wyborczej” Wojciech Staszewski stwierdził na swoim blogu, że nie jest już dziennikarzem, a zmiany następujące w dziennikarstwie prasowym to „błąd systemu”. „Nie zgadzam się, żeby zarobki - w gazetach, w dziennikarstwie - były na tak niskim poziomie” - ocenił.
Do opisania kondycji obecnego dziennikarstwa prasowego skłoniło Wojciecha Staszewskiego, dziennikarza „Gazety Wyborczej” piszącego głównie w „Dużym Formacie”, to, że nie może sobie pozwolić na kilkudniowy wyjazd z żoną na maraton do Frankfurtu, kosztujący 3,5-4 tys. zł. „To przekracza nasz status materialny” - przyznaje Staszewski.
Z drugiej strony dziennikarz podkreśla, że pracuje w największej polskiej gazecie opiniotwórczej. „Coś jakbym grał w Realu Madryt. Można być kibicem Barcelony, czytelnikiem innych opcji - ale że Gazeta to Real, to fakt. Pracuję w tej gazecie w najbardziej hołubionym dziale Magazyn Świąteczny/Duży Format. W rankingach publikowalności, efektywności, finansowości jestem w moim dziale raczej w górnej niż w dolnej strefie” - opisuje.
Staszewski deklaruje, że nie zgadza się, żeby dziennikarza o takiej pozycji nie stać było na weekendowy wyjazd zagraniczny. „Nie zgadzam się, żeby zarobki - w gazetach, w dziennikarstwie - były na tak niskim poziomie” - ocenia. Zapytany w komentarzu nie chciał ujawnić, ile konkretnie zarabia w „GW”. „Powiem tylko, że zarabiam w gazecie nominalnie na oko jakieś 50-70 proc. tego co 10 lat temu. Realne zarobki wynoszą więc zapewne jakieś 30-40 proc. tych sprzed 10 lat” - zaznaczył.
>>> Michał Kobosko: z dziennikarstwem dzieje się fatalnie
Według Staszewskiego to, co dzieje się teraz w dziennikarstwie prasowym, to „jakiś błąd w systemie, w matriksie”. „System tak się zmienił, że postanowił wyceniać pracę dziennikarzy niżej niż pracowników sektora finansowego, przemysłowego, budowlanego. System nie może się mylić lub nie mylić, bo jest nieświadomy. Ja, chociaż być może się mylę, chciałbym za to powiedzieć: system źle działa” - ocenia dziennikarz.
Zaznacza przy tym, że sam i tak nie jest w trudnej sytuacji finansowej, bo od kilku lat prowadzi z żoną szkółkę dla biegaczy. „Mam dobrze, lepiej niż średnia krajowa, nie musimy liczyć peelenów, kiedy wyjeżdżamy rodziną na Śniardwy” - pisze.
Deklaruje przy tym, że nie jest już dziennikarzem. „Pracuję jako dziennikarz, pisząc teksty w ‘Gazecie’, to jedna z moich aktywności. Zastanawiam się, czy główna, bo czym to mierzyć - czasem, zaangażowaniem, peelenami? Na pewno ważna. Ale już nie określająca mnie jednoznacznie, zawodowo i całościowo” - opisuje. A na samym końcu wpisu zastanawia się: „Może z dziennikarstwem będzie jak z poezją? Poetą się bywa”.
W listopadzie ub.r. średnia sprzedaż „Gazety Wyborczej” wynosiła, według ZKDP, 228 242 egz., 13 proc. mniej niż rok wcześniej (zobacz szczegółowe dane). W ostatnich miesiącach w redakcji, tak jak w innych strukturach i pionach należących do Agory, trwały zwolnienia grupowe, które objęły łącznie 250 osób (więcej na ten temat). We wtorek z funkcji prezesa spółki zrezygnował Piotr Niemczycki (więcej o tym).
Dołącz do dyskusji: Reporter „Gazety Wyborczej”: nie jestem dziennikarzem, zmiany w prasie są błędne