Były pracownik portalu wRealu24.pl: "Nie uważam się za rosyjskiego agenta. Przelewów z Kremla nie otrzymuję"
- Mogę postawić dobre wino osobie, która znalazłaby w tekstach coś, co mogłyby w jakikolwiek sposób wykorzystać rosyjskie służby czy propaganda. Ale nic takiego nie było, bo nie uważam się za rosyjskiego agenta - mówi nam Dominik Cwikła, były pracownik serwisu wRealu24.pl, który zablokowano dwa miesiące temu. Polskie służby uznały, że rozpowszechniano tam rosyjską propagandę.
"Ta witryna jest nieosiągalna" - taki napis wyświetla się na ekranie po wstukaniu adresu strony wRealu24.pl. Ledwo portal wystartował, a kilka dni później został zablokowany. W poniedziałek informowaliśmy, że wśród stron internetowych zablokowanych w Polsce po rozpoczęciu agresji militarnej Rosji na Ukrainę są m.in. wRealu24.pl i wRealu24.tv. Stało się tak na wniosek służb specjalnych i instytucji zajmujących się cyberbezpieczeństwem.
Przedstawiciele rządu tłumaczyli, że zbanowano serwisy rozpowszechniające rosyjską propagandę, takie jak polska wersja rosyjskiego portalu Sputnik. - Strona może dalej być dostępna w przypadku korzystania z innego DNS niż ten dostarczony przez operatora. Według naszych danych blokada działa w większości wypadków - tłumaczył Janusz Cieszyński, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa i sekretarz stanu ds. cyfryzacji w kancelarii premiera.
Dzień później Marcin Rola, redaktor naczelny telewizji internetowej wRealu24, w nagraniu na kanale youtube'owym stacji stwierdził, że obie domeny wRealu24 zostały zablokowane już dwa miesiące temu, przy czym zespół telewizji nie nagłaśniał tej sprawy, m.in. w związku z napiętą sytuacją po wybuchu wojny.
"Czuję się poszkodowany"
Potwierdza to Dominik Cwikła, były pracownik serwisu wRealu24.pl, który był z nim związany przez nieco ponad miesiąc. Zatrudnił go Adam Zięcina. To prezes spółki Nowe Polskie Media, która jest właścicielem zablokowanego portalu. - Zacząłem tam pracę w lutym i miałem od poniedziałku do piątku przygotowywać newsy dotyczące aktualnych wydarzeń w kraju i za granicą. Byłem jedyną osobą, która za to odpowiadała - mówi nam Dominik Cwikła.
W portalu oprócz wiadomości pojawiały się też felietony Krzysztofa Lecha Łukszy. To redaktor występujący w telewizji wRealu24, który zaproponował Dominikowi pracę przy tworzeniu portalu. - Plan był taki, by przygotować serwis na tyle, by w momencie jego oficjalnego startu, było tam co czytać. Z czasem skład redakcyjny miał być powiększony. Ale tak się nie stało. Na początku marca wyświetlił mi się komunikat: "ta witryna jest nieosiągalna". Skontaktowałem się z Łukszą, który zażartował, że pewnie nas NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa - Państwowy Instytut Badawczy - przyp. red.) zablokował. Kilka godzin później napisał, że to jednak ktoś z rządu to zrobił. I poproszono mnie, bym tego nie nagłaśniał, bo oni spróbują to odkręcić. Uszanowałem prośbę, choć uważałem, że warto o tym mówić głośno. Ale nie protestowałem, bo to w końcu nie mój portal - relacjonuje Dominik Cwikła.
Po kilku dniach nasz rozmówca dowiedział się, że właściciel portalu nic nie wskórał, a serwis wRealu24.pl pozostaje zablokowany. - Czuję się poszkodowany, bo decyzją kogoś z najwyższych polskich władz lub służb z dnia na dzień straciłem pracę. Bez uprzedzenia, podstawy prawnej. I nic z tym nie można zrobić, a winnych nie ma - mówi rozżalony.
"Przelewów z Kremla nie otrzymuję"
- To bzdura - oburza się Dominik Cwikła. - W portalu nie pojawiły się żadne treści, które można uznać za szerzące propagandę rosyjską. Wiem, bo jedynie ja odpowiadałem za umieszczane tam newsy. I mimo że moje podejście do tego, co dzieje się na Ukrainie, jest inne niż większości naszego społeczeństwa, to w pierwszych dniach wojny cytowałem źródła ukraińskie, nawet wtedy, gdy padła informacja, że nikt na Wyspie Węży nie przeżył. Podawałem też oficjalne komunikaty polskiego rządu, np. dotyczące zakazu udostępniania naszych lotnisk stronie ukraińskiej.
- Mogę postawić dobre wino osobie, która znalazłaby w tekstach na zablokowanym wRealu24.pl coś, co mogłyby w jakikolwiek sposób wykorzystać rosyjskie służby czy propaganda. Ale nic takiego nie było, bo nie uważam się za rosyjskiego agenta. Nie jestem nim. Przelewów z Kremla nie otrzymuję, a jeśli bym je otrzymywał, to chętnie się dowiem, na które konto trafiają pieniądze - śmieje się Dominik Cwikła.
Cwikła nie domaga się odszkodowania
W czwartek, 5 maja umieścił w mediach społecznościowych wpis, w którym opisuje, jak "rząd z dnia na dzień pozbawił go pracy, przy okazji oskarżając o 'ruskoagentyzm'". Skąd ten zarzut? - Być może jest tak, jak mówi Marcin Rola, że to zemsta Janusza Cieszyńskiego, za to, że telewizja wRealu24 zaczęła opisywać "aferę respiratorową". Ale decyzja w sprawie zablokowania portalu jest niekonsekwentna i po prostu głupia, bo przecież nadal nadaje na YouTubie telewizja. Wciąż działa też portal BanBye.pl - mówi nasz rozmówca.
Po co Dominik Cwikła zamieścił post na Facebooku i czemu zrobił to dwa miesiące po tym, jak zablokowano portal? - Skoro jest już głośno o tej sprawie, to chciałem wtrącić swoje trzy grosze. Nie będę od nikogo domagał się odszkodowania za utratę pracy, bo najpierw musiałbym ustalić, kto za to odpowiada. A winnego nie ma. To, co się stało z portalem wRealu24.pl, pewnie stosunkowo niewielu obchodzi, bo nie jest mainstreamowy. Być może wkrótce zamkną też portal Kontrrewolucja.net, który sam prowadzę, ale kto wie, czy za kilka miesięcy nie wezmą się za jakieś duże medium? - zastanawia się Dominik Cwikła.
Jak dodaje, od marca nie znalazł pracy. Okazjonalnie wysyła teksty publikowane przez portal Prawy.pl.
Rola domaga się zadośćuczynienia
Tymczasem Marcin Rola zapowiada, że będzie się domagać zadośćuczynienia za decyzję o zablokowaniu dwóch serwisów wRealu24. - To są jednak duże pieniądze. Blisko dwa miesiące nasze strony są bezprawnie blokowane - wyjaśnia Rola. Dodaje, że wydawca wRealu24 nie otrzymał żadnego postanowienia stanowiącego podstawę prawną zablokowania obu serwisów.
Na swoim profilu facebookowym Marcin Rola stwierdził, że on i telewizja wRealu24 stały się celem "sponsorowanego skrajnego hejtu". - Dokładnie tak to się kończy, kiedy mówi się głośno o polskiej niepodległości, suwerenności i bezpieczeństwie państwa. Oczywiście jak nas ktoś ogląda, to doskonale wie, że wszystkie te oskarżania to typowa nagonka i w mojej opinii celowa próba zniszczenia konkurencji medialnej tylko dlatego, że mówimy o polskim interesie narodowym i polskiej racji stanu. Jakież to znamienne, że cenzuruje się niezależne polskie media i dziennikarzy, a te, które urządzają sobie np. "urodziny Hitlera", są bezkarne. To jest to niby poważne państwo? - spytał. - Jako zarejestrowany i działający legalnie tytuł prasowy kierujemy sprawę do sądu. Będziemy domagać się przeprosin i zadośćuczynienia od wszystkich tych, którzy zrobili sobie z Polski prywatny folwark - podkreślił.
Mimo zablokowania dwóch domen wRealu24 dostępny jest kanał youtube'owy telewizji. Został założony na początku 2016 r. Ma ponad 530 tys. subskrybentów, a zamieszczone na nim 1,8 tys. materiałów zanotowało łącznie 75,8 mln odtworzeń.
Dostępny jest również kanał youtube'owy Marcina Roli, prowadzącego wiele programów wRealu24. W ciągu 10 lat zyskał 161 tys. subskrybentów, a opublikowane na nim ponad 710 materiałów wygenerowało łącznie 64,3 mln odtworzeń. Na obu kanałach w ostatnich dniach regularnie pojawiały się nowe treści.
Dołącz do dyskusji: Były pracownik portalu wRealu24.pl: "Nie uważam się za rosyjskiego agenta. Przelewów z Kremla nie otrzymuję"