Dźwięk dronów zwiastuje śmierć. Jak wygląda szkolenie operatorów ukraińskiej Armii Dronów
Ich dźwięk zwiastuje śmierć. Niewidoczne, ciche i szybkie skutecznie wyręczają żołnierzy w wykrywaniu i likwidacji przeciwnika. 10 tysięcy operatorów Armii Dronów Ukrainy już dziś zwalcza Rosjan na linii frontu. PAP była na ich szkoleniu na jednym z poligonów na północy kraju.
„Ta wojna jest starciem artylerii i dronów. Drony są w niej tak samo ważne, jak podstawowe wyposażenie żołnierza. Po co wysyłać ludzi, skoro do realizacji ich zadań można wykorzystać maszyny?” – mówią instruktorzy i uczestnicy treningu.
Zbiórka, podział na sześcioosobowe drużyny i szybki marsz na wyznaczone pozycje. Po przejściu dwóch kilometrów zdyszani żołnierze zatrzymują się na skraju lasu. Działają pod okiem doświadczonego instruktora. Czterech, których zadaniem jest ochrona, układa się w zaroślach z karabinami gotowymi do strzału. Dwóch montuje antenę Starlinka. Jeden z nich jest pilotem, drugi – nawigatorem.
Uruchamiają drona, który najpierw leci niemal nad samą ziemią, by nie ujawnić ich stanowiska. Następnie szybki, pionowy lot w górę. „Moje oczy siedem. Widzę domy i jadący samochód. Obserwuję sytuację” – raportują przez radiostację do sztabu.
W szkoleniu uczestniczą żołnierze 61. Brygady Zmechanizowanej „Stepowa” Sił Zbrojnych Ukrainy. Prowadzi je szkoła operatorów dronów „Sky Spies”, założona przez weteranów trwającej od 2014 r. wojny z Rosją. Takich szkół, które działają dla Armii Dronów, jest na Ukrainie kilkanaście.
„Pilot drona jest takim samym żołnierzem, jak inni. Wykonuje zwykłe zadania żołnierza piechoty. Ekipy, które szkolimy, są uniwersalne. Każdy jej członek może zarówno ochraniać cały zespół, jak i potrafi obsługiwać drona. Cały czas zamieniają się rolami” – wyjaśnia jeden z właścicieli szkoły, brodaty mężczyzna o pseudonimie Monach.
Punkt dowodzenia rozlokowany jest na stoliku turystycznym pod rozłożystym dębem. Siedzi przy nim żona Monacha, pseudonim Monaszka. Patrzy w ekran laptopa, na którym widzi obraz ze wszystkich dronów unoszących się w powietrzu.
„Oczy jeden – nie mamy z wami żadnego kontaktu”. „Oczy osiem, nie mam od was dźwięku, w ogóle was nie słyszę”. „Obserwujcie wszystkie wskaźniki drona, żebyście go nie stracili, patrzcie ile macie baterii i cały czas mówcie, co widzicie i co robicie” – tłumaczy przez radio kobieta.
Na stanowisku pod lasem jeden z pilotów właśnie traci kontakt ze swoją maszyną. Wyczerpuje się jej bateria. Na ekranie tabletu nawigatora widać, jak dron powoli zbliża się do ziemi. „Przed chwilą było przecież mówione, żebyście patrzyli na baterię! Straciłeś łączność, teraz leć i go szukaj!” – wykrzykuje zdenerwowany instruktor.
Pilot odkłada konsolę i wybiega na poszukiwania. „A gdzie twoje maskowanie? Gdzie karabin? Myślisz, że jesteś na plaży? Cały czas działamy w pełnym ekwipunku!” – ostro poucza instruktor. „Musimy przygotować ich tak, żeby nic nie zaskoczyło ich w prawdziwej walce” – spokojnym już głosem wyjaśnia reporterowi PAP. W tej samej chwili tuż obok wybucha granat szkoleniowy.
Nauczanie operatorów i nawigatorów trwa siedem dni. Szkolenie przewiduje minimum teorii i maksimum praktyki. Szkoła „Sky Spies” wykształciła dotychczas ponad tysiąc osób. „Przygotowaliśmy już ponad tysiąc żołnierzy, prawie wszyscy działają na froncie, na przednich pozycjach. Potrzeby są jednak znacznie większe” – wyjaśnia PAP Monaszka.
„Siedem dni kursu wystarcza, by otrzymać solidne podstawy. Nie można nauczyć się wszystkiego, bo te technologie rozwijają się bardzo szybko. Piloci cały czas muszą się doskonalić i ze względu na wojnę robią to już na polu walki, ale ci chłopcy, których tutaj uczymy, doskonale wiedzą, po co tu są” – dodaje jej mąż Monach.
Dowódca oddziału w 61. Brygadzie Zmechanizowanej „Stepowa”, która pozwoliła PAP na udział w szkoleniu, młody oficer o pseudonimie Rym porównuje konieczność wyposażenia armii w drony do konieczności posiadania przez żołnierza karabinu.
„Drony odgrywają w tej wojnie jedną z głównych ról. Są takim samym podstawowym sprzętem, jak karabin. Bez dronów nie można wyobrazić sobie zwiadu i planowania operacji. Dlatego potrzebujemy ich jak najwięcej” – powiedział.
Rym podkreśla, że podczas działań bojowych jednego dnia można stracić od 10 do 20 dronów. Rosjanie niszczą je z pomocą swoich środków, przeznaczonych do walki radioelektronicznej.
„Wykorzystując drony jeszcze na początku wojny rozbijaliśmy jednostki Rosjan w obwodzie kijowskim, czernihowskim oraz w obwodzie chersońskim. Bardzo pomogły nam w rejonie Sołedaru w obwodzie donieckim, gdzie przeciwnik stosował nieznaną nam wcześniej taktykę +mięsnych szturmów+, przez całą dobę atakując nas grupami żołnierzy. Drony działały tam praktycznie przez 24 godziny” – ujawnił oficer.
Projekt Armia Dronów został uruchomiony w lipcu ubiegłego roku. Przedsięwzięcie zapoczątkowała United24, platforma służąca do zbierania funduszy dla Ukrainy na wojnę z Rosją. Program ten obejmuje systematyczny zakup dronów, ich naprawę, wymianę oraz szkolenia pilotów.
W połowie czerwca wicepremier Mychajło Fedorow informował, że w ramach projektu Armia Dronów na Ukrainie przeszkolono już 10 tys. operatorów bezzałogowców. Obecnie kursy rozpoczyna kolejnych 10 tysięcy osób.
Dołącz do dyskusji: Dźwięk dronów zwiastuje śmierć. Jak wygląda szkolenie operatorów ukraińskiej Armii Dronów