Koncepcja telewizyjnych festiwali muzycznych powoli umiera (opinie)
„Przeboje obroniły się same”, „Polsat pokazał gwiazdy dla każdego odbiorcy”, „Mądrze robione festiwale ciągle mają szansę”, „Typowy polski festiwal to martwa formuła” - tak dla Wirtualnemedia.pl komentują druga edycję „Polsat SuperHit Festiwal” Joanna Sołtysiak (Radio ZET), Zbigniew Zegler (Universal Music) i dziennikarze Roman Czejarek i Roman Rogowiecki.
Na początek przypomnijmy, że Polsat pokazał druga edycję „Polsat SuperHit Festiwalu” od 27-29 maja br. Podczas trzech dni w Operze Leśnej odbył się m.in. jubileuszowy koncert zespołów Lady Pank, IRA oraz Ani Wyszkoni, koncerty „Platynowy” oraz „Radiowy Przebój Roku”, jak również recital Zbigniewa Wodeckiego. Ostatniego dnia pokazano kabareton.
Na temat sopockiego festiwalu bardzo pozytywnie wypowiada się Joanna Sołtysiak, dyrektor muzyczna Radia ZET. - „Polsat SuperHit Festiwal” udowodnił po raz kolejny, że przeboje obronią się same. Widać to było zwłaszcza po reakcji publiczności na dobrze znane piosenki - mówi Wirtualnemedia.pl Joanna Sołtysiak. Jednocześnie porównuje festiwale do tras typu „Lato ZET i Dwójki”. - Festiwal stawia na znane piosenki i widowiskowość, lokalne koncerty dają bardziej intymny kontakt z publicznością i możliwość zaprezentowania szerszego repertuaru. Jako radiowiec cieszę się, że takie trasy jak Lato ZET mają świetną oglądalność i gromadzą dużą publiczność, bo to daje możliwość posłuchania na żywo ulubionych piosenek, które stały się radiowymi przebojami - stwierdza Joanna Sołtysiak.
Entuzjastycznie na temat „Polsat SuperHit Festiwalu” mówi także Zbigniew Zegler, A&R w Universal Music Polska.
- Tegoroczna edycja imprezy w części muzycznej wręcz musiała się podobać. Organizatorom udało się bowiem zaprezentować gwiazdy dla niemal każdego odbiorcy. Począwszy od koncertów jubileuszowych, z Lady Pank na czele, których publiczność - jak najbardziej zasłużenie - nie chciała wypuścić ze sceny, przez wykonawców obecnie najpopularniejszych w radiu i internecie, po debiutantów, którzy być może staną się dla dzisiejszych nastolatków takimi idolami, jak dla ich rodziców jest dziś wspomniany Lady Pank - mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Zbigniew Zegler.
Zegler dodaje, że - jego zdaniem - festiwale w takim kształcie są potrzebne i znakomicie uzupełniają dostępne na co dzień formy promocji. - Ich odświętny charakter dodaje splendoru artystom, którzy nie zawsze mają okazję zaprezentować się na żywo przed tak liczną publicznością, o widzach przed telewizorami nie wspominając. Z naszej perspektywy - wydawcy, któremu bardzo zależy na wspieraniu polskich wykonawców - obecność na festiwalach debiutantów, jak Antek Smykiewicz czy Natalia Nykiel, oraz świecących już jasno gwiazd, jak Margaret czy zespół Video, mogą tylko pomóc - podkreśla Zegler.
Roman Czejarek z radiowej Jedynki, dziennikarz i twórca tras koncertowych „Lata z Radiem” uważa, że mądrze robione festiwale zawsze się obronią. - Sopot, Opole mają ciągle swoją wielką szansę. Wakacyjne trasy koncertowe z darmowym wstępem, takie jak „Lato z Radiem” czy imprezy Radia ZET, Radia Eska lub RMF FM to coś zupełnie innego. Choć warto pamiętać (chyba to taki znak czasów), że wszystkie te imprezy są bardzo zależne od kaprysów sponsorów oraz... patronujących mediów, zwłaszcza dużych stacji telewizyjnych. Jak jest telewizja i transmisja lub retransmisja występów na ekranie, to szansa na dobrych sponsorów wielokrotnie rośnie. A jak są sponsorzy, to jest impreza. Smutne, ale taka jest prawda. Stąd lata, kiedy nagle niektóre koncerty znikają, a później, jak szczęście dopisze, pojawiają się ponownie. Oczywiście zawartość merytoryczna też jest ważna, ale finanse odgrywają kluczową rolę - mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Czejarek.
- Dla wielkich festiwali kluczem jest też odnalezienie się we współczesnym świecie smartfonów, portali społecznościowych, kanałów tematycznych i telewizji na żądanie. Widzów przed tradycyjnymi odbiornikami będzie cały czas ubywać, nawet sms-owe konkursy i głosowania stają się przeżytkiem, bo już wszyscy to mają - podkreśla Czejarek.
Jego zdaniem wygra tylko ten, kto wymyśli coś nowego i da się dzięki temu zauważyć. - Widać też, jak maleje rola festiwali jako promotorów nowych nazwisk show-biznesu. Kiedyś wygrana w Opolu lub Sopocie była piękną przepustką do kariery. Dziś może tak być, ale wcale nie musi. Czasami bardziej zauważa się kogoś, kto na festiwalu wywołał jakiś medialny skandal niż artystę (lub artystkę), który po prostu najlepiej zaśpiewał - zauważa Roman Czejarek.
Suchej nitki na organizatorach festiwali nie pozostawia dziennikarz muzyczny Roman Rogowiecki.
- W Polsce festiwal w wydaniu takim, jak prezentuje to Polsat czy TVP, to jest martwa formuła. To, co pokazują telewizje, to są raczej benefisy - mogą się one widzom podobać albo nie, ale nie mają już nic wspólnego z dawnymi festiwalami. Przed laty festiwale lansowały przeboje i kreowały trendy. Obecnie nie mają już żadnej siły przebicia. Nawet największy europejski festiwal, czyli Eurowizja - mimo że coś jednak znaczy - to od dawna nie był w stanie wylansować żadnego przeboju. W tym momencie słowo festiwal powinno kojarzyć się raczej z takimi imprezami, jak na przykład Open Air, gdzie w czasie jednego dnia występuje kilku artystów i raczej w takim kierunku będą szły festiwale w przyszłości - mówi nam Roman Rogowiecki.
Przypomnijmy, że „Polsat SuperHit Festiwal” w ubiegłym roku zastąpił organizowany przez 11 lat Sopot TOPtrendy Festiwal. Władze stacji uznały, że formuła imprezy powinna obejmować nie tylko sprzedaż płyt, ale i częstotliwość odtwarzania utworów w radio. Ubiegłoroczny festiwal, emitowany w okresie od 29 do 31 maja 2015, obejrzało średnio 2,54 mln widzów.
W tym roku „Polsat SuperHit Festiwal” stracił aż 300 tys. widzów. Drugą edycję tego wydarzenia oglądało średnio 2,24 mln widzów. Polsat w czasie transmisji imprezy - podobnie, jak w ubiegłym roku, był liderem rynku telewizyjnego. Wpływy z reklam wyniosły 17,77 mln zł.
Dołącz do dyskusji: Koncepcja telewizyjnych festiwali muzycznych powoli umiera (opinie)
Hit Festiwal Polsatu był taki sobie, ale na kabaretonie szło się cokolwiek pośmiać. Tutaj było dno. Piosenka z Pana Kleksa o melpozynie i pustoraku. Czułem, że hit zestarzał się bardziej niż ja. Zmasakrowane "Pod papugami" Niemena. Konferansjerka słaba. I ominął mnie jedyny fajny moment, czyli Kiler. I żart z dobrej zmiany.
Mimo wszystko na plus TVP trzeba zaliczyć, że jednak część festiwalu obejrzałem. Więc mimo wszystko zrobią oglądalność. I obejrzałbym więcej, gdyby to był ciekawy festiwal. Ale był na 3=.
Festiwale MAJĄ przyszłość, tylko trzeba dawać dobrych artystów z hitami ponadczasowym lub nowymi. Nie zimną rybę zamiast ciepłego kotleta!