Niejednoznaczna wycena, porażka Marissy Mayer i trudna integracja z Verioznem - eksperci o przejęciu Yahoo
Jeżeli wziąć pod uwagę słabą kondycję Yahoo, wycena na poziomie prawie 5 mld dol. może być uznana za atrakcyjną. Biorąc jednak pod uwagę dawną świetność spółki i ostatnie akwizycje to wycena jest zaskakująco niska. Przejęcie Yahoo przez Veriozna dla Wirtualnemedia.pl komentują Rafał Agnieszczak, Bartłomiej Gola, Artur Kurasiński i Bartek Pucek.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami koncern Verizon przejmie internetową część działalności Yahoo. Ostateczną kwotę transakcji ustalono na 4,83 mld dol. płatne w gotówce. W komunikacie Verizon poinformował, że transakcja zostanie zakończona w I kwartale 2017 r. i do tego czasu Yahoo będzie nadal funkcjonować jako osobny podmiot.
- Biorąc pod uwagę fakt, że wycena giełdowa Yahoo, po odliczeniu wartości zamorskich włości, była od wielu miesięcy oceniana poniżej zera to sprzedaż za prawie 5 miliardów należy uznać za atrakcyjną - komentuje w rozmowie z serwisem Wirtualnemedia.pl Rafał Agnieszczak, przedsiębiorca internetowy.
- Patrząc na inne wyceny biznesów przejęcie Yahoo przez Verizon można oceniać na wydarzenie o dużym ładunku emocjonalnym i PRowym, ale bardzo niskiej wycenie. Pamiętając, że za czasów prezesowania Marissy Mayer Yahoo zainwestowało w ponad 40 startupów to wycena na poziomie 4,8 mld dol. nie szokuje, a nawet dziwi, biorąc pod uwagę, że na samą akwizycję Tumblra Yahoo wydało 1 mld dol. Zarząd i CEO nie mieli jednak pomysłu, co z nimi zrobić. Wycena pokazuje też, że skończyły się czasy „bycia dużym” i trzeba mieć działający model biznesowy oraz odpowiednie przychody - dodaje Artur Kurasiński, CEO Muse.
Odmiennego zdania jest Bartłomiej Gola, partner zarządzający funduszu SpeedUp Group. - Mówimy o kwocie oscylującej w granicach 20 mld złotych, więc jak na polskie warunki kolosalnej. Niestety w warunkach amerykańskich to ułamek tego, czego od tej spółki się oczekiwało - zauważa w rozmowie z serwisem Wirtualnemedia.pl.
- Yahoo to był jeden z pionierskich sukcesów komercyjnego internetu, dotcom, któremu się udało i który miał zawojować świat. Okazało się jednak, że Yahoo nie zdołało przystosować się jak Google czy Facebook. Po wielkim sukcesie portalu i wyszukiwarki stopniowo nie dotrzymywało kroku konkurencji ze strony Google i mediów społecznościowych. Dziś wartość spółki tworzą głownie udziały w Alibabie, które nie są częścią tej transakcji - zauważa Gola.
Bartek Pucek, head of mobile & digital w grupie Onet-RASP, w rozmowie z Wirtualnemedia.pl zauważa, że w 2008 roku Microsoft chciał kupić Yahoo za 40 mld dol., ale włodarze spółki się na to nie zgodzili.
Po sfinalizowaniu umowy na własność Verizona przejdą segmenty Yahoo związane z siecią, m.in. portale internetowe, wyszukiwarka i poczta. Transakcja nie obejmuje natomiast aktywów Yahoo w spółkach azjatyckich - firma posiada m.in. 35,5 proc. akcji w Yahoo Japan oraz 15 proc. udziałów w holdingu Alibaba Group. Zarządzanie tymi aktywami po sfinalizowaniu transakcji przejmie nowa spółka, o innej nazwie, która będzie notowana na nowojorskiej giełdzie.
- Reszta po Yahoo może spróbuje tego, co samemu Yahoo się nie udało, czyli odrodzić się z nowym produktem. Tak czy inaczej obecna transakcja to porażka Marissy Mayer. Nie udało się jej zrobić tego co planowała, przerosło ją zadanie kierowania tak dużym i skomplikowanym podmiotem, na tak dynamicznym rynku. Eksperyment skończył się rozbiorami, a odetchnąć z satysfakcją mogą jedynie inwestorzy, którzy od dawna domagali się takiego lub podobnego mu rozwiązania, nie widząc w Yahoo szans na zmartwychwstanie jak po powrocie Steve’a Jobsa do Apple w latach 90. - zauważa Agnieszczak.
- Marissa Mayer po swoim przyjściu chciała, aby Yahoo znów dołączyło do pierwszej ligi gigantów internetu, ale pomimo ogromnych wysiłków nie dała rady. Możemy dyskutować czy samo uratowanie i podzielenie biznesu Yahoo takim sukcesem nie jest, ale zapewne ona sama liczyła na więcej. Mimo wszystko akwizycje nie były tak udane jak zakładano. Tumblr został kupiony za taką samą kwotę za jaką Facebook nabył Instagrama, lecz wartość tych aktywów dzisiaj jest diametralnie różna. Przypomnijmy, Yahoo dokonało odpisu na wartości Tumblra. To koniec pewnej legendy Doliny Krzemowej jaką było Yahoo - podkreśla Gola.
Jak podkreśla Artur Kurasiński, należy pamiętać, że kiedy Mayer obejmowała prezesurę firma była w bardzo złej kondycji i wiele osób uważało, że nowa CEO po prostu „położy ją do grobu”. - Tak się nie stało, suma sprzedaży do Verizona nie jest super wysoka, ale firma ma jeszcze udziały w Alibabie i japońskim Yahoo. Był taki moment kiedy Yahoo wyceniane było na 125 mld dol. Patrząc przez taką perspektywę udziałowcy na pewno nie są zadowoleni z efektów, ale nie mają na głowie upadłości i sprzedaży firmy „na żyletki” - zauważa.
- Mayer była ostatnią nadzieją Yahoo i tak sama się pozycjonowała w dziesiątkach wywiadów. Branża co prawda nie była do końca przekonana do jej talentów menadżerskich i wizji, ale w sumie nikt inny nie chciał się podjąć misji przeprowadzenia Yahoo na „drugą stronę”. Ta firma od lat miała w swoim DNA problem z innowacjami, nowymi formatami reklamy czy mediami społecznościowymi - ocenia Artur Kurasiński.
W przyszłości biznes operacyjny Yahoo ma zostać zintegrowany z AOL, który od połowy ub.r. należy do Verizona. Komunikat podkreśla, że AOL i Yahoo będą wspólnie prowadzić 25 różnych internetowych marek obejmujących serwisy internetowe oraz rozmaite usługi. Verizon podkreśla potencjał Yahoo, które miesięcznie ma miliard użytkowników na świecie, z czego 600 mln w segmencie mobilnym.
- Połączenie portalowej części Yahoo z AOL to chyba jedyne rozwiązanie, które może przedłużyć życie tych wiekowych już produktów. Yahoo to dla młodych ludzi świat nieznany. Jeden z pracowników przejmowanego Tumblra określił ich jako “ci od appki z pogodą”. Pozostaje więc monetyzowanie posiadanych serwisów do momentu, kiedy to będzie opłacalne. Portale to teraz takie “internetowe paliwa kopalne”. Obecnie niezbyt atrakcyjne biznesowo, ale ciągle dające pieniądze, bo ciągle zaspokajające podstawowe potrzeby Kowalskiego takie jak wiadomości, pogoda, poczta itd. - uważa Rafał Agnieszczak.
- Podobnie jak AOL, Yahoo nie jest biznesem, który ma szasnę na dynamiczny rozwój. Najbardziej prawdopodobnym efektem tego zakupu jest utrzymanie lub powiększenie udziałów w rynku operatorów dla Verizona, zwiększenie przychodów i szukanie kolejnych możliwości na budowanie wzrostu całej firmy. Ponadto, podobnie jak w przypadku AOL, Yahoo dostarcza bardzo dobre technologie dotarcia do użytkowników pod względem targetowania reklam - zauważa Bartek Pucek.
Jak podkreśla head of mobile & digital w grupie Onet-RASP, Verizon jest największym bezprzewodowym operatorem telekomunikacyjnym w USA i posiada jedną z najbardziej lojalnych grup klientów. - Verizon może zapewnić Yahoo dostęp do nowych użytkowników, z czym firma zarządzana przez Marissę Mayer miała kłopoty. Jak przebiegnie sam proces integracji nie mnie wyrokować. Jest to bardzo trudne i rzadko udaje się przeprowadzić wszystkie działania skutecznie, szczególnie przy takiej skali - podkreśla Pucek.
Artur Kurasiński wskazuje natomiast na selektywną integrację usług z portfolio Yahoo i możliwą sprzedaż części z nich. - Jeżeli Verizon kupił Yahoo tylko dla samych użytkowników to usługi będą drugorzędne dla nowego właściciela. Może Verizon zacznie wyprzedaż „rodowych sreber”? Pewnie kilka podmiotów z chęcią by kupiło takie serwisy jak Tumblr albo Flickr - zauważa.
Dołącz do dyskusji: Niejednoznaczna wycena, porażka Marissy Mayer i trudna integracja z Verioznem - eksperci o przejęciu Yahoo
Więcej takich ekspertów!
Trudno się nie zgodzić, choć pytanie co przyjaciele w WM wycięli. Mi się podoba kontekst, że się przystosować nie dali rady jak FB i Google. A przypadkiem po prostu te 2 nowsze podmioty nie miały od początku innego modelu biznesowego?
Agnieszczak też nie błysnął. Bon motem o "paliwach kopalnych" pokrywa raczej mały ładunek intelektualny opinii, że portale są słabiej wyceniane niż serwisy społecznościowe i Google :/ Ale czego się spodziewać po WM...