SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Dlaczego holo-polo to nowa moda? Recenzja serialu „Tatuażysta z Auschwitz” SkyShowtime

Na SkyShowtime zadebiutował serial „Tatuażysta z Auschwitz” inspirowany popularną powieścią Heather Morris. Książka stała się bestsellerem przetłumaczonym na kilkadziesiąt języków. Czytelnicy zachwycili się „opartą na faktach” historią miłosną dwójki ludzi, którzy poznali się w obozie zagłady. Mimo że historycy i eksperci z Muzeum Auschwitz wielokrotnie kwestionowali wiarygodność historyczną literatury Morris, powieść dalej jest rozchwytywana, a nawet stała się przyczynkiem do rozkwitu beletrystyki romantyzującej niewolę więźniów obozów zagłady. Pytanie, czy trend holo-polo nie poszedł za daleko, nie ma już znaczenia, bo skoro jest popyt, jest i podaż.

„Tatuażysta z Auschwitz”, SkyShowtime „Tatuażysta z Auschwitz”, SkyShowtime

Mówiąc o serialu „Tatuażysta z Auschwitz”, nie można udawać, że Heather Morris napisała dobrą, wiarygodną historycznie książkę. Nie można przymykać oka na romantyzowanie dramatu ludzi zniewolonych w obozach zagłady. Nie można dorabiać do tych historii anegdot rodem z Harlequina. Nie chodzi o to, żeby w literaturze i sztuce pomijać temat Holocaustu i nie interpretować go w nowy sposób, ale wypada chociaż zaprotestować, gdy ktoś nam wmawia, że napisał biografię ocalałego z Zagłady, a w czasie pracy nad nią nawet nie odwiedził Muzeum w Auschwitz. Warto przypomnieć, że Heather Morris nie tylko nie odwiedziła Polski w czasie gdy – jak twierdzi – spisywała wspomnienia Lalego Sokolova (własc. Ludovita Eisenberga), ale opierała się wyłącznie na materiałach dostępnych online. Pamiętajmy więc, że jej powieść jest zaledwie inspirowana historią życia człowieka, który opowiedział ją autorce w momencie gdy miał 87 lat.

To nie jest literatura faktu  
Twórczynie serialu (scenarzystka Jacquelin Perske i reżyserka Tali Shalom Ezer) wiedząc, że zarzut ten był przez historyków wielokrotnie podnoszony, już na wstępie pierwszego odcinka umieściły plansze informujące, że mamy do czynienia z fikcją literacką (podkreślają, że serial jest „inspirowany powieścią o tym samym tytule, opartą na wspomnieniach Lalego Sokolova” i dodają, że „wybrane zdarzenia są fikcją literacką i mogą znacząco odbiegać od realiów historycznych”). Dobrze, że ten komunikat pojawia się, ponieważ uleganie złudzeniu, że romantyczna historia miłosna mogła toczyć się bez przeszkód na terenie Auschwitz-Birkenau zasługuje na najwyższe potępienie. Trudno nie oskarżać autorki o cyniczne wykorzystanie opowieści Sokolova (zwłaszcza że nie wiemy, jak wyglądał proces autoryzacji wspomnień, które drukiem ukazały się dwanaście lat po jego śmierci) po to, żeby ją monetyzować. Bo czy „Tatuażysta z Auschwitz” sprzedałby się równie dobrze gdyby nie był promowany jako literatura „oparta na faktach”?

Zobacz: SkyShowtime zapowiada listę nowości na 2024 i 2025 rok

Zanim więc przejdziemy do omówienia działa filmowego, przypomnijmy, iż więźniowie nie mogli pod żadnych pretekstem przebywać na terenie obozu dla kobiet, ani w ciągu dnia i nocy bez kontroli przemieszczać się po dowolnych sektorach własnego obozu i opuszczać baraków, podobnie jak esesmani nocą nie byli wpuszczani na teren obozu dla mężczyzn, czy kobiet (w tej części więźniarek pilnowały kobiety). Nie jest też możliwe, żeby więźniowie obozu szli za strażnikiem i spędzali całą dobę pod kontrolą tylko jednego z nich (nie było tak, że jeden więzień był nieustająco pilnowany przez jednego strażnika, a przecież na tym w dużej mierze opiera się fabuła serialu), ani też, aby strażnicy losowo zabijali więźniów i pozostawiali ich ciała w przypadkowych miejscach (groziło to wybuchem epidemii oraz problemami z dokumentacją i archiwizowaniem danych o więźniach, które były skrupulatnie aktualizowane).

Informacje te przekazywali już specjaliści z Muzeum w Auschwitz zarówno przy okazji tworzenia recenzji historycznej powieści Heather Morris, jak i teraz w związku z premierą serialu (autorką eksperckiej recenzji serialu jest dr Wanda Witek-Malicka, Miejsce Pamięci Auschwitz).

Zobacz: Finałowy sezon serialu „Yellowstone” jeszcze w tym roku w SkyShowtime

Wspomnienia Lalego Sokolova
Akcja serialu rozpoczyna się w Australii roku 2003. Do Lalego Sokolova przychodzi kobieta, która obiecała mu pomóc spisać jego wspomnienia z okresu II wojny światowej. Sokolov dobiega już 90. i wie, że ma mało czasu. Chce zostawić po sobie ślad w postaci spisanej historii. Bohaterka słucha więc jego opowieści, a starzec często gubi się w relacjach, zapomina, wraca myślami do danego zdarzenia i ponownie usiłuje odtworzyć je w pamięci. W retrospekcjach oglądamy rok 1942 i to, jak 26-letni Lale pełen obaw jedzie z Bratysławy do obozu pracy, w którym żydowscy mężczyźni mają uczyć się nowego fachu, zostawać mechanikami, albo innymi specjalistami przydatnymi w czasie wojny. Co prawda słyszał jakieś plotki o tym miejscu w Polsce, ale przecież „to tylko plotki”.

Retrospekcje przeplatają się z rozmową starego Sokolova z pisarką. Gdy siedzimy z nimi w salonie australijskiego domu bohatera, cały czas mężczyzna widzi duchy przeszłości – najczęściej strażnika obozu Stefana Baretzkiego (w tej roli Jonas Nay), którego obecność mocno odcisnęła się na życiu bohatera. Starzec wciąż rozmawia ze strażnikiem, analizuje ich spotkania, mierzy się z syndromem ocalałego. W rozmowie z autorką przyznaje, że walczył o życie różnymi metodami, a gdy poznał Gitę (w tej roli Anna Próchniak), jeszcze bardziej zaczęło mu zależeć na życiu „po obozie”.

Dla kogo powstaje holo-polo?
W serialu widzimy codzienność młodego Lalego w obozie, choroby i odchodzenie bliskich mu ludzi, poznawanie struktur tego potwornego więzienia, doświadczanie przemocy, które raz po raz sprawiają, że bohater myśli, iż kolejnego barbarzyństwa nie przeżyje, ale każdego dnia musi się z nim na nowo oswajać. I gdy co rano otwiera oczy, przeżywa najgorszy moment w ciągu doby - odzyskanie świadomości gdzie jest i jak wygląda jego życie. Jako tatuażysta numerów obozowych dla nowo przybyłych i tak radzi sobie lepiej niż szeregowi Żydzi skazani na ciężką pracę fizyczną i głód.

Twórczynie nie epatują nadmiernie przemocą i bestialstwem, którego doświadczali więźniowie, ale nie mówią też niczego nowego o tym, czym była niewola i jak wpływała na zniewolonych. W kwestii rozwiązań formalnych „Tatuażysta z Auschwitz” nie korzysta z żadnej nowatorskiej metody opowiadania historii. Śledzimy dwójkę rozmówców i retrospekcje, które bez klamry w postaci spotkania Sokolova i Morris również by się broniły. Zwłaszcza że Melanie Lynskey grająca pisarkę, nie wypada w tej roli najlepiej. Lynskey po raz kolejny gra miłą, uprzejmą kobietę, która ciągle się uśmiecha (wygląda na to, że ostatnia dobra rola serialowa tej aktorki to występ w sitcomie „Dwóch i pół”, gdzie grała wieloletnią stalkerkę Charliego Harpera). Partneruje jej Harvey Keitel.

Młodego Lalego gra Jonah Hauer-King i to jego wraz z Anną Próchniak najczęściej widzimy na ekranie. Ich role są stonowane, aktorzy grają małymi gestami, nie hiperbolizują, są powściągliwi i oszczędni w ekspresji. Dzięki temu serial oglądamy bez poczucia, że Holocaust to temat na kolejny film przygodowy. Gorzej wypada wspominany już Jonas Nay w roli strażnika Stefana, który ciągle prowokuje Lalego, szuka zaczepki, bawi się w demiurga, chce wodzić za nos jego i Gitę. Relacja między nim a młodym Lale pełna jest niedomówień i sugestii, które widz ma sam rozwinąć i zinterpretować.

Czy warto obejrzeć serial „Tatuażysta z Auschwitz”?
Tyfus, pasiaki, ciężka praca, głód, obozowy dryl, strach – to wszystko widzimy w serialu i widzieliśmy już we wcześniejszych dziełach audiowizualnych na temat Zagłady. „Tatuażysta z Auschwitz” nie opowiada nic nowego na temat tego strasznego rozdziału w historii świata, a szkoda, bo to dobry moment, żeby dowieść, iż kolejne realizacje holo-polo powstają po coś więcej niż tylko dla łatwego zysku.

Sześcioodcinkowy serial ma szansę przyciągnąć ogromną widownię, ponieważ sięga po ważny, głośny i niestety „modny” temat wpisujący się w nurt kulturowy holo-polo, czyli nowych przedstawień tematu Holocaustu w popkulturze. Obawa, że widzowie będą utożsamiać serial z prawdą historyczną wciąż jest duża, a to dlatego, że autorka powieści zbyt lekkomyślnie podeszła do hasła „oparte na faktach”. Warto o tym mówić, żeby nikt nie miał wątpliwości, że jej literackie dzieło „Tatuażysta z Auschwitz” nie jest próbą napisania biografii historycznej. W tym przypadku trudno zachęcać do lektury literackiego oryginału, warto jednak polecić zapoznanie się z opiniami ekspertów badających Zagładę i mających odpowiednie zaplecze naukowe, żeby móc weryfikować fakty i zmyślenia opowiadane przez Morris, a także twórczynie serialu „Tatuażysta z Auschwitz”.

Serial w całości dostępny jest na platformie SkyShowtime.

Dołącz do dyskusji: Dlaczego holo-polo to nowa moda? Recenzja serialu „Tatuażysta z Auschwitz” SkyShowtime

3 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Teletombola
No dobrze, ale o co ten wielki rwetes? Przeciez pobyt w obozie nie został pokazany jakby to były wczasy…
5 3
odpowiedź
User
Olek88
Ten film ma niewiele wspólnego z faktami.
6 2
odpowiedź
User
ddd
Ten film ma niewiele wspólnego z faktami.


Bo to nie jest dokumentalny film.
6 0
odpowiedź